Wbrew oświadczeniu prezydenta Libii ambasador USA przy ONZ Susan Rice oceniła w niedzielę, że atak na konsulat USA w Bengazi, podczas którego zginął amerykański ambasador w Libii Chris Stevens, był spontaniczną reakcją na wcześniejsze demonstracje w Egipcie.
Wypowiedź Rice stoi w sprzeczności z deklaracją prezydenta Libii Muhammada al-Magariafa, który powiedział również w niedzielę, że atak był zaplanowany przez islamskich ekstremistów.
"W naszej ocenie, opartej na informacjach, którymi dysponujemy obecnie, to była spontaniczna odpowiedź na to, co wydarzyło się w Kairze" - powiedziała o ataku Rice w programie telewizji ABC News "This Week".
Ambasador Rice miała na myśli protesty w Egipcie przeciw filmowi atakującemu islam i proroka Mohameta; fragmenty filmu opublikowano w serwisie internetowym YouTube. W kilka godzin później demonstracje, których uczestnicy oskarżyli USA o odpowiedzialność za film, przeniosły się do Libii.
"Uważamy, że ludzie (demonstrujący) w Bengazi przyszli pod nasz konsulat, aby naśladować to, co działo się w Kairze. Gdy już trwało, zostało niejako przechwycone przez grupki ekstremistów, którzy przyszli z cięższą bronią" - powiedziała Rice.
Tymczasem w rozmowie z telewizja CBS News w niedzielnym programie "Face the Nation" prezydent Magariaf przedstawił zupełnie inną wersję wydarzeń w Bengazi, gdzie oprócz ambasadora Stevensa zginęło jeszcze trzech innych Amerykanów.
"To było z góry zaplanowane (...) przez cudzoziemców, którzy specjalnie przyjechali do Libii kilka miesięcy temu i od początku przygotowywali ten przestępczy czyn. Nie mamy wątpliwości, że to zostało popełnione z premedytacją" - powiedział libijski prezydent.
Stacja CNN podała w niedzielę, że na trzy dni przed atakiem na amerykańskie przedstawicielstwo dyplomatyczne w Bengazi funkcjonariusze libijskich służb bezpieczeństwa ostrzegali dyplomatów USA przed zagrożeniem ze strony działających w okolicy uzbrojonych grup dżihadystów.
Z Waszyngtonu Tomasz Zalewski (PAP)
tzal/ akl/ kar/