Dwaj żołnierze zginęli, a sześciu zostało rannych w wybuchu przydrożnej bomby na południu Tajlandii, gdzie od 2004 roku trwa islamska rebelia - podała policja. Dziś w nocy w tym regionie doszło do serii skoordynowanych ataków.
Według policji rebelianci przeprowadzili w nocy łącznie 36 ataków na urzędy, szkoły, poczty, maszty radiowe i sklepy spożywcze w prowincji Pattani. Dochodziło do podpaleń, wybuchów bomb i strzelanin. Wojskowi jechali zbadać szkody wyrządzone we wcześniejszym ataku. Ponieśli śmierć, gdy pod ich pojazdem eksplodował ładunek wybuchowy.
Islamscy rebelianci z południa kraju nie należą do globalnego ruchu dżihadu, lecz buntują się przeciwko dyskryminacji Malajów oraz muzułmanów w zamieszkanej głównie przez buddystów Tajlandii. Domagają się utworzenia państwa islamskiego, w którego skład wchodziłyby trzy prowincje: Pattani, Jala i Narathiwat. Regiony te zostały przyłączone do Tajlandii na początku XX wieku, a muzułmanie stanowią ok. 80 procent mieszkańców tych obszarów.
Pod koniec marca w stolicy Malezji Kuala Lumpur odbyły się rozmowy pokojowe między tajlandzkimi władzami a przedstawicielami grup zbrojnych. Bangkok liczył na to, że negocjacje ograniczą przemoc, przynajmniej tę wymierzoną w ludność cywilną. Jednak wciąż dochodzi do ataków.
Główny negocjator ze strony rządu zapewniał, że rebelianci nie zniweczą procesu pokojowego. Kolejną rundę negocjacji zaplanowano na 29 kwietnia. _ - Rozmowy będą kontynuowane, jak najbardziej _ - podkreślił Paradorn Pattanatabut.
W wyniku islamskiej rebelii w południowych prowincjach od stycznia 2004 roku zginęło ponad 5500 osób, zarówno buddystów jak i muzułmanów.