Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Azerbejdżan: Przed konkursem Eurowizji - potępienie zamiast zachwytu

0
Podziel się:

Konkurs piosenki Eurowizji uważany jest przez wielu za festiwal kiczu, ale
tegoroczny gospodarz, Azerbejdżan, chciał się podczas niego pokazać światu z jak najlepszej strony
- jak Chiny podczas olimpiady czy RPA podczas piłkarskich mistrzostw świata.

Konkurs piosenki Eurowizji uważany jest przez wielu za festiwal kiczu, ale tegoroczny gospodarz, Azerbejdżan, chciał się podczas niego pokazać światu z jak najlepszej strony - jak Chiny podczas olimpiady czy RPA podczas piłkarskich mistrzostw świata.

Zamiast zachwytów, spotyka go jednak potępienie. Prawo do organizacji finałowego konkursu piosenki, który odbędzie się pod koniec maja, zdobyli dla Azerbejdżanu jego piosenkarze Ell&Nikki, wygrywając zeszłoroczny festiwal w Duesseldorfie.

Zachwycone władze kraju (transmisję z konkursu ogląda ponad 100-milionowa widownia) natychmiast rozpoczęły przygotowania do festiwalu w Baku, który przepychem miał przyćmić wszystkie dotychczasowe, a także olśnić świat bogactwem i nowoczesnością Azerbejdżanu. Wojny i zamachy stanu z pierwszych lat niepodległego bytu Azerbejdżanu zaskarbiły mu opinię kraju upadłego.

Po nich nastąpił jednak naftowy boom i rządy oświeconych autokratów - Hejdara Alijewa i jego syna Ilhama. Hejdar panował w Baku jako komunistyczny sekretarz w latach 70. i 80., a potem jako prezydent niepodległego państwa w latach 1993-2003. Kiedy umarł w 2003 r., na tronie zastąpił go syn. Ilham panować będzie tak długo, jak zechce. W 2009 r. z konstytucji wykreślono bowiem zapis, ograniczający prezydenckie kadencje do dwóch pięciolatek.

Pod rządami Alijewów, a przede wszystkim dzięki ropie naftowej, wydobywanej z Morza Kaspijskiego przez zachodnich nafciarzy, Azerbejdżan z ubogiego prowincjusza przeistoczył się w nowobogacki kraj o najwyższym wzroście gospodarczym ze wszystkich państw byłego ZSRR. Petrodolary, zawłaszczone jak w szejkanatach znad Zatoki Perskiej przez rodzinę panującą i jej dwór, sprawiły, że także Ilham Alijew zapragnął przemienić swoją stolicę w oazę luksusu, pomnik jego wielkości i ambicji.

Od kilku lat Baku, stolica 10-milionowego Azerbejdżanu, jest placem budowy. Budowane są drogi, wiadukty, tunele, centra handlowe. W 2013 r. w Baku stanie najwyższy na świecie wieżowiec. Azerbejdżan Tower, liczący ponad tysiąc metrów wysokości, przyćmi dubajską Burdż Chalifę (ledwie 828 m). Wokół wieżowca nad brzegiem Morza Kaspijskiego, wzorem Dubaju, powstać ma też archipelag 41 sztucznych wysp, a na nich zostanie pobudowana "kaspijska Wenecja", dzielnica luksusowych rezydencji. Ilham Alijew buduje też w Baku tor dla wyścigów Formuły 1, a w 2016 r. chciał w swojej stolicy urządzić letnią olimpiadę.

Specjalnie zaś na konkurs Eurowizji władze postanowiły wybudować za 60 mln dolarów Kryształowy Pałac na 23 tys. widzów. Pod nowe Baku i szklane wieżowce wyburzono część zabytkowego śródmieścia, a także dzielnice na obrzeżach miasta. Od 2008 r. z mieszkań w przeznaczonych do rozbiórki kamienicach przymusowo wyeksmitowanych zostało ok. 60 tys. ludzi. Tempo eksmisji wzrosło latem zeszłego roku, gdy ruszyły przygotowania do konkursu Eurowizji.

Na budowie nowego Baku dorabiają się bogacze, powiązani z władzą. Przymusowo wysiedlani biedacy mogą liczyć najwyżej na skromne odszkodowanie, które starcza na zakup klitki na peryferiach miasta. Ci, którym się to nie podoba, rozpędzani są przez policję, a dziennikarze piszący o eksmisjach i korupcji (Azerbejdżan od lat uznawany jest za jeden z najbardziej skorumpowanych krajów świata) trafiają do więzienia.

Amnesty International podliczyła, że za kratami przebywa w Azerbejdżanie 70 więźniów politycznych, a także siedmiu dziennikarzy, co stawia Azerbejdżan w pierwszej dziesiątce państw świata, najbardziej prześladujących dziennikarzy.

Zamiast zachwytu, na azerbejdżańskie władze spadły słowa potępienia. AI i Human Rights Watch wypomniały rządom z Baku łamanie wolności słowa i zgromadzeń, niedopuszczanie do uczciwych wyborów, prześladowania opozycji, korupcję. Wśród działaczy organizacji praw człowieka, a nawet w Parlamencie Europejskim rozległy się głosy wzywające do bojkotu bakijskiego festiwalu.

Skorzystała z tego odwieczna nieprzyjaciółka Azerbejdżanu, sąsiadka Armenia, która ogłosiła, że swoich piosenkarzy do Baku nie pośle. Władze z Baku, przywykłe już, że Zachód, zainteresowany dostawami ropy naftowej patrzy przez palce na łamanie demokracji, na krytykę zatrzęsły się z oburzenia. Prezydencki doradca Ali Hasanow oskarżył Zachód o próbę upolitycznienia rozrywki, a wrogów Azerbejdżanu o zamiar popsucia jego wielkiego święta. Hasanow wskazał wrogów - bogatą i ustosunkowaną ormiańską diasporę, która według niego opłaca dziennikarzy, by pisali o Azerbejdżanie krytyczne artykuły.

Wojciech Jagielski (PAP)

wjg/ ksaj/ ro/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)