Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

B. komendanci policji przed komisją ds. Olewnika

0
Podziel się:

Sejmowa komisja śledcza ds. okoliczności porwania i śmierci Krzysztofa
Olewnika przesłuchuje we wtorek dwóch b. komendantów policji - miejskiego w Płocku Ryszarda
Kijanowskiego i wojewódzkiego w Radomiu Wiesława Stacha.

Sejmowa komisja śledcza ds. okoliczności porwania i śmierci Krzysztofa Olewnika przesłuchuje we wtorek dwóch b. komendantów policji - miejskiego w Płocku Ryszarda Kijanowskiego i wojewódzkiego w Radomiu Wiesława Stacha.

Kijanowski - dziś policyjny emeryt - wyraził przekonanie, że za prace policyjnej grupy, która prowadziła śledztwo odpowiadał jej szef Remigiusz M. "To on był wyznaczony na kierownika grupy i na niego spadła cała odpowiedzialność za organizowanie pracy" - powiedział.

Na sugestię jednego z posłów, że nie może być tak, iż jest "kozioł ofiarny, a reszta twierdzi, że nie była zaangażowana w pracę grupy" świadek odparł, że "nikt nikogo nie oskarża i nikt nie szuka +kozła ofiarnego+". "Nie mogłem włączać się w czynności, których kierownik mi nie zlecił" - mówił.

Kijanowski potwierdził, że był na posesji Krzysztofa Olewnika, gdy dokonywano oględzin miejsca zdarzenia. Pytany o zabezpieczanie śladów powiedział, że trudno mu ocenić czy przeprowadzone je prawidłowo, bo gdy przyjechał trwały już od jakiegoś czasu. Podał, że wówczas nie miał wiedzy o tym, że dzień przed uprowadzeniem w domu młodego Olewnika odbyło się spotkanie, w którym uczestniczyli funkcjonariusze policji. Nie był w stanie powiedzieć, kiedy dowiedział się o tym fakcie.

Świadek mówił, że nie miał kontaktu z prokuratorem prowadzącym sprawę. Zapytany czy kontakt taki miał Remigiusz M. świadek ocenił, że "musiał, nie miał innego wyjścia". Zastrzegł jednak, że "nie wie jak wyglądały relacje między nimi". Kijanowski przyznał, że kilku funkcjonariuszy formalnie powołanych do grupy praktycznie nie uczestniczyło w jej pracach.

Jak relacjonował, policja miała wówczas "notoryczne" problemy z uzyskiwaniem billingów. Dlatego, "wiedząc, że przełożony z komendy wojewódzkiej i głównej nam nie pomoże" wymyślił, by zwrócić się w tej sprawie o pomoc. Podał, że informował o tej sytuacji Andrzeja Piłata - płockiego lidera SLD.

Świadek zeznał, że wersję o uprowadzeniu Krzysztofa Olewnika uprawdopodabniały m.in. ślady samochodów na jego posesji oraz krwi na ścianach budynku. O plamach krwi świadek powiedział, że były rozmazane i wyglądały jakby ktoś je rozmazał, "żeby zrobić większe wrażenie, wpłynąć na rodzinę".

Przesłuchanie Stacha rozpoczęło się o godz. 14.

25-letniego Olewnika - syna przedsiębiorcy z Drobina - uprowadzono w październiku 2001 r. Sprawcy więzili go przez wiele miesięcy m.in. w piwnicy na działce pod Kałuszynem, potem w dole na szambo pod Różanem, a ostatecznie zabili mimo otrzymanego okupu w wysokości 300 tys. euro.

Rodzina Olewników ma pretensje do władz m.in. o to, że na początkowym etapie sprawy prowadzono ją niefrasobliwie, zajmowano się pobocznymi wątkami i forsowano wersję o tym, że Olewnik - mając problemy w biznesie i życiu osobistym - sfingował swoje porwanie. (PAP)

ktl/ wkr/ mow/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)