Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

B. rektor Uniwersytetu Gdańskiego procesuje się z "Wprost" za "agenta"

0
Podziel się:

Były rektor Uniwersytetu Gdańskiego prof.
Andrzej Ceynowa żąda przeprosin od "Wprost", który napisał, że
miał on współpracować z SB. Tygodnik chce oddalenia pozwu. W
poniedziałek przed Sądem Okręgowym w Warszawie zaczął się cywilny
proces w tej sprawie.

Były rektor Uniwersytetu Gdańskiego prof. Andrzej Ceynowa żąda przeprosin od "Wprost", który napisał, że miał on współpracować z SB. Tygodnik chce oddalenia pozwu. W poniedziałek przed Sądem Okręgowym w Warszawie zaczął się cywilny proces w tej sprawie.

Sprawę odroczono do 5 czerwca, bo nie stawił się świadek pozwanych, który nie został powiadomiony o rozprawie.

W kwietniu 2007 r. "Wprost" w artykule pt. "Agenci w gronostajach" napisał, że "przywódcy antylustracyjnego buntu na uniwersytetach" - w tym ówczesny rektor UG prof. Ceynowa - mieli współpracować z SB.

Tygodnik powoływał się na dokumenty z IPN, według których w 1977 r. SB w Gdańsku próbowała zwerbować Ceynowę jako tajnego współpracownika, ale on odmówił. Zdaniem "Wprost", 10 lat później, w kwietniu 1987 r. zarejestrowano go jako tajnego współpracownika o kryptonimie "Lek". Oficerem prowadzącym miał być esbek Tadeusz Kurkowski, który jeszcze w 1989 r. odebrał od "Leka" donos nt. dyplomaty z USA Johna Browna. Teczki pracy oraz personalną "Leka" SB zniszczyła w 1990 r.

Po publikacji Ceynowa zapewniał, że nie był agentem, choć przyznawał, że w latach 70. był zmuszany przez SB do współpracy. Mówił, że w związku z pełnioną przez niego funkcją pełnomocnika rektora UG ds. amerykańskiego stypendium Fullbrighta był wzywany na milicję. "Odpowiadając wówczas na stawiane pytania, przedstawiałem realizację procesu stypendialnego" - oświadczył wtedy rektor.

Ceynowa mówił też, że z akt IPN nie wynika, by to on był "Lekiem". Nie przypominał sobie nikogo o nazwisku Brown, którego miał w 1989 r. gościć i zaprowadzić do Lecha Wałęsy. Podkreślał, że nie był i nie jest "przeciwnikiem lustracji samej w sobie, a jedynie formy, w jakiej jest ona przeprowadzana".

Pozwał o ochronę dóbr osobistych autorkę artykułu Dorotę Kanię, redaktora naczelnego tygodnika Stanisława Janeckiego oraz wydawcę. Od każdego z pozwanych żąda opublikowania obszernych przeprosin we "Wprost".

Ceynowa powiedział PAP, że pozwał "Wprost", bo nie dopełnił on ustawowego wymogu rzetelności i staranności dziennikarskiej. "Zapowiadano ujawnienie dokumentów o mnie, a ich nie było, bo nie może ich być" - dodał.

Pełnomocnik "Wprost" mec. Maciej Łuczak podkreśla, że tygodnik opisał akta IPN. Chciał on, by sąd zawiesił proces do zakończenia badania prawdziwości oświadczenia lustracyjnego Ceynowy, który napisał w nim, że nie miał związków ze służbami specjalnymi PRL. Sąd oddalił ten wniosek.

W oddzielnym procesie Ceynowa wystąpił do sądu o nakazanie "Wprost" zamieszczenia sprostowania informacji o swej przeszłości. Warszawski sąd prawomocnie już nakazał to tygodnikowi, który skarży wyrok do Sądu Najwyższego. "Złożyliśmy już wniosek o nadanie temu wyrokowi klauzuli wykonalności" - poinformowała PAP radca prawny Monika Tarnowska, pełnomocnik Ceynowy. Ponadto wytoczył on też "Wprost" proces karny o pomówienie. Złożył także doniesienie o karalnym pomówieniu go przez tygodnik, ale prokuratura odmówiła wszczęcia takiego śledztwa. (PAP)

sta/ itm/ jra/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)