Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

B. wiceminister sportu oczyszczona z zarzutu kłamstwa lustracyjnego

0
Podziel się:

B. wiceminister sportu Grażyna Leja złożyła prawdziwe oświadczenie
lustracyjne - uznał krakowski sąd okręgowy. Tym samym stwierdził, że nie jest ona kłamcą
lustracyjnym. Orzeczenie jest prawomocne, ponieważ IPN nie odwołał się od niego - ustaliła we
wtorek PAP w sądzie.

B. wiceminister sportu Grażyna Leja złożyła prawdziwe oświadczenie lustracyjne - uznał krakowski sąd okręgowy. Tym samym stwierdził, że nie jest ona kłamcą lustracyjnym. Orzeczenie jest prawomocne, ponieważ IPN nie odwołał się od niego - ustaliła we wtorek PAP w sądzie.

Orzeczenie zostało wydane w drugim procesie. W pierwszym Grażyna Leja została uznana za kłamcę lustracyjnego, ponieważ w oświadczeniu lustracyjnym nie podała, że udostępniła lokal wojskowemu związanemu z tajnymi służbami PRL. Wyrok ten uchylił Sąd Apelacyjny, który uznał, że ze względu na wątpliwości i braki w materiale dowodowym sprawa powinna zostać ponownie rozpoznana przez Sąd Okręgowy w Krakowie.

Postępowanie toczyło się z wniosku o autolustrację, złożonego przez Grażynę Leję.

"Cieszę się, że tak się to skończyło i że miałam tyle cywilnej odwagi, żeby to skończyć. Wyciszam już te negatywne emocje, które mi towarzyszyły, ale nadal czuję niesmak, ponieważ zaatakowano mnie znienacka i niesłusznie, na czym ucierpiała moja kariera, a ja zawsze starałam się przez życie iść fair" - powiedziała PAP we wtorek Grażyna Leja. Wyraziła przekonanie, że - jej zdaniem - "IPN powinien szukać prawdy historycznej, a nie przez cztery lata gnębić takich ludzi jak ona".

W styczniu 2008 r. ówczesna wiceminister sportu, zajmująca się sprawami turystyki, złożyła dymisję z powodu informacji o jej rzekomych kontaktach z tajnymi służbami PRL. Jak wówczas oświadczyła, skłoniło ją do tego poczucie lojalności wobec rządu. Zaprzeczyła jednocześnie, aby w jakikolwiek sposób współpracowała z tajnymi służbami.

Po dymisji wydała oświadczenie. "Pod koniec ubiegłego roku poinformowano mnie, że +w IPN są na mnie jakieś dokumenty+. Nie potraktowałam tej informacji poważnie. Nie tylko bowiem sama najlepiej znam swój życiorys, ale też już trzykrotnie poddawałam się lustracji - ostatnio w roku 2007" - napisała.

"Okazało się jednak, że Instytut Pamięci Narodowej uznał - w momencie, gdy rozpoczęłam pracę w rządzie koalicji PO-PSL - iż dysponuje dowodami, które znacząco mnie obciążają. Cóż to za dowody? Umowa, dotycząca wynajmu mieszkania, którą przed laty podpisałam wraz z mężem. Dziś dowiaduję się, że wynajmujący - którego znałam jako zawodowego żołnierza - związany był z tajnymi służbami PRL. Skąd ja mogłam o tym wiedzieć? Jaki związek ma to z moim dalszym życiem i z moją pracą? (...) A jaki ta moja ówczesna +zbrodnia+ mogłaby mieć wpływ na moją działalność w sferze turystyki w skali ogólnokrajowej?" - pytała w oświadczeniu, wyrażając opinię, że "ta śmieszna, a przez to straszna sprawa" ma za cel zaszkodzenie rządowi.

W maju 2010 r. Sąd Okręgowy w Krakowie uznał, że Leja złożyła niezgodne z prawdą oświadczenie lustracyjne. Nie podała w nim, że przez trzy lata udostępniła lokal kontrwywiadowi wojskowemu. W ocenie sądu takie zachowanie wymagało podania w oświadczeniu lustracyjnym.

Leja, uznana za kłamcę lustracyjnego, na trzy lata została pozbawiona prawa pełnienia funkcji publicznych, utraciła też prawo wybieralności m.in. do Sejmu i Senatu na taki sam okres. Lustrowana odwołała się od tego wyroku.

W listopadzie 2010 r. Sąd Apelacyjny uznał, że materiał dowodowy, opierający się głównie na zeznaniach oficera kontrwywiadu wojskowego, nie jest pełny. Wskazał, że nie wyjaśniono w nim np. sprzeczności dotyczących tego, czy lustrowana wiedziała, że jej znajomy jest współpracownikiem kontrwywiadu wojskowego; nie wiadomo też, jakie zobowiązanie podpisała, udostępniając lokal, ponieważ dokument nie zachował się; nie wiadomo także, w jaki sposób Grażyna Leja stała się pomocnikiem operacyjnym przy zdobywaniu informacji, skoro nie doszło do przekazania kluczy od mieszkania i w lokalu nie odbyło się żadne spotkanie. Ponadto - zdaniem sądu - konieczne było także rozważenie, czy sama gotowość udostępnienia lokalu jest wystarczająca dla uznania czyjegoś pomocnictwa przy zdobywaniu informacji operacyjnych.

Argumenty te podzielił w drugim procesie sąd okręgowy, który w wydanym pod koniec ub.r. orzeczeniu stwierdził, że Grażyna Leja złożyła prawdziwe oświadczenie lustracyjne.

Orzeczenie nie było prawomocne. Występujący w sprawie krakowski IPN decyzję o apelacji uzależniał od zapoznania się z pisemnym uzasadnieniem wyroku. Ostatecznie apelacji nie złożył i wyrok uprawomocnił się. (PAP)

hp/ abr/ gma/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)