Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Belgia: Nieruchomości tylko dla osób mówiących po niderlandzku

0
Podziel się:

Wielkie oburzenie wywołała w Belgii informacja, że władze części gmin pod
Brukselą wymuszają na deweloperach sprzedaż domów wyłącznie osobom mówiącym po niderlandzku.
Krytyka podniosła się zarówno po francuskiej, jak i niderlandzkiej stronie granicy językowej.

Wielkie oburzenie wywołała w Belgii informacja, że władze części gmin pod Brukselą wymuszają na deweloperach sprzedaż domów wyłącznie osobom mówiącym po niderlandzku. Krytyka podniosła się zarówno po francuskiej, jak i niderlandzkiej stronie granicy językowej.

To kolejna odsłona ciągnącego się od lat konfliktu językowego między belgijskimi frankofonami a Flamandami. Napięcia wynikają z obaw Flamandów o zachowanie tożsamości językowej i kulturowej flamandzkich gmin, z których część - zwłaszcza w okolicach Brukseli - jest zamieszkana przez znaczną "mniejszość" frankofońską. Frankofoni jednak uważają, że mają prawo do przeprowadzki z zatłoczonej i coraz droższej stolicy na przedmieścia, nawet jeśli są one położone już na terytorium Flandrii, gdzie obowiązuje tylko jeden język urzędowy - niderlandzki.

Troską o zachowanie flamandzkiego charakteru tych gmin tłumaczą swoje postępowanie burmistrzowie miejscowości Overijse, Gooik czy Vilvorde. Zawarli oni z działającymi na ich terenie deweloperami ustne umowy, na mocy których dostają do zaopiniowania listy kandydatów do zakupu domów. Jeśli urzędnicy dojdą do wniosku, że chętni nie mówią po niderlandzku ani nie rokują nadziei na naukę tego języka, domagają się od dewelopera przedstawienia innych kandydatów do zamieszkania na terytorium gminy.

Zainteresowani burmistrzowie sami przyznali się do tego w reportażu wyemitowanym w święta wielkanocne we flamandzkojęzycznej telewizji VRT, który wywołał burzę w Belgii.

"Jest zrozumiałe, że flamandzcy burmistrzowie chcą powstrzymać frankofońską ofensywę. Nie ma wątpliwości, że to trudne zadanie, bo stanowi próbę przeciwstawienia się naturalnemu rozrostowi miast, co jest zjawiskiem światowym. Ale używane środki są dyskryminujące i nie do zaakceptowania. Opierają się na selekcji na podstawie kryteriów osobistych, co jest wprost zakazane w konstytucji" - napisał we wtorkowym dzienniku "Le Soir" publicysta flamandzkojęzycznej gazety "Het Laatste Nieuws" Luc Van Der Kelen.

Wielki orędownik zachowania językowej tożsamości Flandrii Marino Keulen z partii liberalnej uznał, że działania burmistrzów są nielegalne. Największa partia chadecka premiera Yvesa Leterme'a podkreśliła, że dają one frankofonom tylko nowe argumenty w sporze językowym. Po stronie francuskojęzycznej partie polityczne jednogłośnie zaprotestowały przeciwko dyskryminacji i zamachowi na prawo własności i konstytucję Belgii. Gwarantuje ona swobodę językową w sferze prywatnej i handlowej, choć reguluje dokładnie używanie danego języka w kontaktach z władzami oraz w prawie wyborczym.

Federalna Belgia podzielona jest na trzy regiony: Flandrię, gdzie językiem urzędowym jest niderlandzki, francuskojęzyczną Walonię oraz Brukselę, która oficjalnie jest dwujęzyczna, ale zdominowana przez frankofonów.

Konflikt prowadzi do absurdów, takich jak zakaz wstępu francuskojęzycznych dzieci na place zabaw w jednej z flamandzkich gmin (pod pretekstem, że nie będą rozumiały poleceń opiekunów), czy sytuacja panująca w trzech gminach pod Brukselą, gdzie flamandzkie władze regionalne nie chcą od trzech lat zatwierdzić frankofońskich burmistrzów, którzy wygrali tam wybory. Zarzut: wszyscy trzej wysyłali swoim wyborcom korespondencję po francusku.

Już od kilku lat we Flandrii obowiązują przepisy ograniczające dostęp do mieszkań socjalnych dla osób, które znają niderlandzki albo są gotowe się go nauczyć. Niektóre gminy pod Brukselą przyjęły ponadto zasadę, że można sprzedać gminną ziemię osobie, która wykaże z nią jakiś związek (np. już tam mieszka). Poza tym trzeba oświadczyć, że mówi się po niderlandzku, albo przynajmniej zadeklarować zamiar nauki.

Teraz te zasady zostały przeniesione do sektora prywatnego. Z reportażu VRT wynika, że deweloperzy zgadzali się na warunki dyktowane przez władze w trosce o swoje interesy obecnie i w przyszłości na terytorium gmin.

Po świątecznej przerwie belgijska scena polityczna ma wrócić do trudnych negocjacji nad zakończeniem konfliktu językowego oraz praw językowych i wyborczych około 100 tys. frankofonów mieszkających na flamandzkich przedmieściach Brukseli. Były premier Jean-Luc Dehaene, któremu powierzono misję doprowadzenia do kompromisu, ma przedstawić swoje propozycje w nadchodzącym tygodniu.

Michał Kot (PAP)

kot/ ap/

nieruchomości
wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)