Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Benbenek: wprowadzenie dopłat spowodowałoby straty w budżecie

0
Podziel się:

B. prezes Zjednoczonych Przedsiębiorstw Rozrywkowych Zbigniew Benbenek
uważa, że cała działalność legislacyjna od 1997 r. zmierzała do wyeliminowania z rynku hazardowego
tych podmiotów, które już na nim działały. Według niego temu m.in. służyć miało wprowadzenie
dopłat.

B. prezes Zjednoczonych Przedsiębiorstw Rozrywkowych Zbigniew Benbenek uważa, że cała działalność legislacyjna od 1997 r. zmierzała do wyeliminowania z rynku hazardowego tych podmiotów, które już na nim działały. Według niego temu m.in. służyć miało wprowadzenie dopłat.

"Uważam, że cała działalność legislacyjna od 1997 roku polegała na tym, żeby wyeliminować z rynku tych, którzy istnieli, a wprowadzić nowe podmioty. Niczym innym nie potrafię uzasadnić bezsensownych prób wprowadzenia dopłat" - powiedział Benbenek podczas czwartkowego przesłuchania przed komisją śledczą ds. afery hazardowej.

Dopłatami objęte są gry stanowiące monopol państwowy, natomiast w różnych okresach rozważano wprowadzenie dopłat również do gier spoza monopolu państwowego - takich np. jak gry na automatach o niskich wygranych. Przewidywała to również przygotowywana od 2008 r. propozycja zmian w tzw. ustawie hazardowej. Kontakty biznesmenów z branży hazardowej - Ryszarda Sobiesiaka i Jana Koska - z politykami PO, dotyczące tego projektu, doprowadziły do afery hazardowej.

W ocenie Benbenka, na rozszerzeniu katalogu gier objętych dopłatami budżet państwa nie tylko by nie zarobił, ale poniósłby straty. Zwrócił uwagę, że spora część automatów musiałby zostać czasowo wycofana z użytku, bo nie zdążono by z ich przeprogramowaniem (tak by pobierały dopłaty).

Benbenek ocenił, że po wprowadzeniu dopłat "skorzystaliby głównie ci, którzy sprzedadzą nowe automaty i ci, którzy wejdą na rynek wyczyszczony dopłatami". "Dla nas to było przewrócenie rynku" - powiedział.

Benbenek przyznał, że zgłaszał postulat podwyższenia zryczałtowanego podatku od automatów o niskich wygranych do 100 euro miesięcznie. Zaznaczył, że uważał to za lepsze rozwiązanie, niż wprowadzanie dopłat. Ocenił też, że wprowadzenie zryczałtowanego podatku umożliwia pranie brudnych pieniędzy. "Pranie pieniędzy to nie jest pranie przez gracza. Bardzo łatwo jest założyć firmę niskohazardową. Postawić w stodole trzy automaty i wrzucać samemu pieniądze do automatów" - mówił.

Jego zdaniem, koszt prania pieniędzy jest wówczas dużo niższy, niż na przykład przy prowadzeniu restauracji. Jak dodał "w ten sposób powstały fortuny".

Według Benbenka, dużo lepszym rozwiązaniem niż ryczałt byłoby obłożenie automatów o niskich wygranych 45 proc. podatkiem. Zaznaczył, że wówczas proceder prania w nich brudnych pieniędzy byłby nieopłacalny.

Przedstawił również wyliczenia, z których wynika, że gdyby wprowadzono taki podatek do budżetu państwa, w latach 2003-2009 wpłynęłoby o 2 mld zł więcej z tytułu obciążenia fiskalnego automatów niskohazardowych. Wskazywał również, że doprowadziłoby to do sytuacji, w której największy gracz na rynku hazardowym, czyli właśnie właściciele automatów, dostarczaliby do budżetu wpływy adekwatne do swoich obrotów. Tłumaczył, że obecnie najwyższe podatki odprowadza Totalizator Sportowy, który nie jest liderem rynku.

Benbenek powiedział, że od początku był przeciwny legalizacji tzw. niskiego hazardu (automatów o niskich wygranych). "Tak jak uważaliśmy, że nie powinno się legalizować handlu narkotykami, tak samo w 2003 roku nie powinno się legalizować niskiego hazardu" - dodał.

W jego opinii, legalizacja automatów o niskich wygranych "źle się skończyła" dla całej branży hazardowej. Jak zaznaczył, we wszystkich krajach, w których wprowadzano na rynek automaty o niskich wygranych, scenariusze wydarzeń były identyczne. "Kończyło się to albo zakazem, albo nacjonalizacją. Na pewno nigdzie taki system nie przetrwał dłużej niż kilka lat" - powiedział Benbenek.

Według niego, tzw. ustawa hazardowa z 1992 roku pozwalała państwu kontrolować rynek hazardu, gdyż działały na nim tylko silne podmioty z wewnętrzną kontrolą. "Może bowiem siedzieć dziesięciu inspektorów skarbowych przy stole kasynowym i można robić oszustwa i te oszustwa nigdy przez nich nie zostaną wykryte" - zaznaczył.

Uzasadniał, że w kasynie dyrektorem nigdy nie zostaje osoba z zewnątrz, "tam na dyrektora awansuje się od krupiera". "Stojąc obok krupiera, nie jestem w stanie policzyć, czy on dobrze wypłaca. Największe oszustwa są na linii gracz - krupier. Dlatego uważamy, że tylko silne jednostki są w stanie kontrolować hazard" - podkreślił.

Benbenek zapewniał, że ZPR kontroluje wszystkie swoje automaty, gdyż już od 2003 roku są one "spięte w system".

Opowiadał też o znajomości z Ryszardem Sobiesiakiem, z którym spotkał się w 1990 r. przy okazji zakupu udziałów w spółce, której prezesem był wrocławski biznesmen. Zaznaczył jednak, że nie miał z nim żadnych kontaktów poza tym, że firma, która kupiła owe udziały, chciała odwołania Sobiesiaka. Ostatecznie pozostał on na swoim stanowisku, a spółka Benbenka oddała udziały.

Pytany, czy wie, że jest określany przezwiskiem "perkusista" - m.in. przez Sobiesiaka, który zeznał przed komisją, że nie lubi Benbenka - powiedział, że wolałby, żeby mówiono o nim "pianista". Przyznał ponadto, że jest wrogiem ludzi związanych z tzw niskim hazardem. "Jestem wrogiem tych ludzi. Sądzę, że gdyby nie nasza bardzo twarda postawa, to niski hazard zostałby wprowadzony w 1997" - dodał.

Benbenek powiedział także, że zna byłego szefa klubu PO Zbigniewa Chlebowskiego i byłego ministra sportu Mirosława Drzewieckiego. Zapewnił jednak, że nigdy nie rozmawiał z nimi na temat przepisów regulujących rynek hazardowy.

Świadek chwalił wiceministra finansów Jacka Kapicę za to, że starał się uszczelnić "tę dziurawą ustawę, którą uchwalono w 2003 r.". Dodał, że już w 2003 roku ZPR proponował ówczesnemu wiceministrowi finansów wprowadzenie systemu fiskalnego i monitorującego, który by obejmował wszystkie automaty i je kontrolował.

Nieprzychylnie wypowiadał się o wideoloteriach, które określił "oszustwem słownym". Stwierdził, że wideloterie to takie same automaty, które obecnie funkcjonują, tyle, że połączone w sieć i dające możliwość skumulowanej wygranej. Podkreślił, że już w latach 90. była możliwość łączenia automatów o niskich wygranych w sieć i kumulowania na nich wygranych, a techniczna możliwość by to robić jest również i teraz.

Według Benbenka na uruchomieniu wideoloterii najbardziej zależało firmom produkującym automaty, bo rynek już był nasycony i szukały one nowych potencjalnych odbiorców.

W jego ocenie, zmiany w prawie hazardowym z 2009 r. likwidują działalność ZPR w 90 procentach i spowodują zwolnienie ponad 1500 osób.

Benbenek podkreślał, że jego aktywność na rynku hazardowym i w kontaktach z ustawodawcami można podzielić na dwa okresy: do 2004 r., do kiedy był prezesem spółki Zjednoczone Przedsiębiorstwa Rozrywkowe i okres późniejszy gdy przestał pełnić tę funkcję i przeszedł do Rady Nadzorczej spółki. Podkreślił, że jego działalność lobbingowa zawsze sprowadzała się do oficjalnych wniosków, pism i opinii do aktów prawnych regulujących sferę hazardową.

Przyznał, że ma udziały lub współpracuje ze spółkami, do których należy ok. 7-8 proc. rynku hazardowego. Dodał, że przedsiębiorstwa, których jest udziałowcem (lub od nich zależne), zarządzają 11 lub 12 kasynami, mają też kilkaset (do tysiąca) automatów do niskich wygranych.

pat/ stk/ mok/ woj/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)