Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Białoruś: Niaklajeu: Łukaszenka powinien podzielić się władzą

0
Podziel się:

Według Uładzimira Niaklajeua, jednego z kandydatów opozycji na prezydenta
Białorusi w wyborach 19 grudnia, obecny szef państwa Alaksandr Łukaszenka musi podzielić się
władzą, którą skoncentrował w swoich rękach.

Według Uładzimira Niaklajeua, jednego z kandydatów opozycji na prezydenta Białorusi w wyborach 19 grudnia, obecny szef państwa Alaksandr Łukaszenka musi podzielić się władzą, którą skoncentrował w swoich rękach.

Jego zdaniem, jedynym sposobem, by tego żądać, są pokojowe protesty. O demonstracji zaplanowanej przez opozycję w wieczór wyborczy Niaklajeu mówił dziennikarzom w czwartek, na trzy dni przed wyborami: "Za nic nie ustąpimy, to nasza ostatnia szansa".

"Nie wiemy, ile w kraju jest pieniędzy, kto co sprywatyzował, co do kogo należy - nic nie wiadomo, wie o tym tylko ten człowiek, który dysponuje całym majątkiem i całym narodem. I z tym chcemy skończyć" - mówi Niaklajeu. Według niektórych ocen Niaklajeu jest najpopularniejszym wśród kandydatów opozycji w wyborach. Niezależne sondaże, które dają Alaksandrowi Łukaszence mniej niż 50 proc. głosów, mówią o około 17 proc. dla Niaklajeua.

Poeta, były szef Związku Pisarzy, obecnie lider kampanii obywatelskiej "Mów prawdę!", przekonuje: "Już dzisiaj zaczęło się fałszowanie wyborów. Mamy już dziesiątki przypadków naruszeń ordynacji wyborczej". Jego zdaniem, już obecnie jest jasne, że oficjalny wynik wyborów będzie zgodny z zapowiedzianym przez Łukaszenkę - 70 proc. poparcia dla urzędującego prezydenta. "Wszyscy o tym z góry wiedzą i my o tym z góry wiemy" - mówi kandydat opozycji.

Niaklajeu, którego wystąpienia wyborcze w radiu i telewizji należały do najbardziej wyrazistych i przekonujących podkreśla, że opozycja jest odcięta od mediów i nie ma możliwości kontaktu z wyborcami. Choć sam proponował, by w geście protestu wszyscy kandydaci wycofali się z wyborów, pozostawiając Łukaszenkę jako jedynego kandydującego, teraz przyznaje: "O tym dowie się pięć, dziesięć tysięcy ludzi, ale pozostali przyjdą i zagłosują tak, jakby nic się nie stało".

Opozycja nie ma, oprócz protestu, innego sposobu na informowanie ludzi o swoich decyzjach - tłumaczy Niaklajeu. Pod adresem władz i struktur siłowych apeluje: "Dajcie ludziom po prostu spokojnie przyjść na plac, podjąć decyzje, wyrazić swój protest i rozejść się. I ochraniajcie ich jednocześnie".

Szef jego sztabu Andrej Dźmitryjeu mówi, że opozycja ma różne scenariusze działań, zależnie od tego, ile osób przyjdzie na Plac Październikowy w Mińsku 19 grudnia o godz. 20. Będzie żądać dostępu do mediów, będzie się starać rozszerzać protest, chciałaby, by doprowadził on do negocjacji z władzami.

Dźmitryjeu ocenia, że w przededniu tegorocznych wyborów opozycja białoruska po raz pierwszy rozumie, że nie ma poparcia partnerów w UE i USA. W 2006 roku takie poparcie było niewątpliwe, tym razem toczą się pewne dyskusje - mówi Dźmitryjeu. Jego zdaniem, Alaksandr Łukaszenka zabiega teraz o dialog z Unią Europejską, ponieważ wie, że kolejnego konfliktu z Rosją nie uda się uniknąć. "Nie mogę powiedzieć, że my (opozycja - PAP) teraz polegamy na Unii Europejskiej i USA. Teraz polegamy na ludziach, którzy przyjdą na plac - może to coś zmieni" - dodaje.

Podczas wielu wystąpień przedwyborczych Niaklajeu przypominał słowa Vaclava Havla o tym, że nigdy nie wiadomo, kiedy spadnie ten płatek śniegu, który na końcu da początek lawinie.

Z Mińska Anna Wróbel (PAP)

awl/ ro/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)