Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Białoruś: Sannikau o torturach i groźbach w areszcie

0
Podziel się:

Były kandydat opozycji na prezydenta Białorusi Andrej Sannikau powiedział w
czwartek w sądzie, że w areszcie znęcano się nad nimi, by zmusić do składania odpowiednich zeznań,
a szef KGB Białorusi Wadzim Zajcau groził mu pozbawieniem życia lub zdrowia jego żony i dziecka.

Były kandydat opozycji na prezydenta Białorusi Andrej Sannikau powiedział w czwartek w sądzie, że w areszcie znęcano się nad nimi, by zmusić do składania odpowiednich zeznań, a szef KGB Białorusi Wadzim Zajcau groził mu pozbawieniem życia lub zdrowia jego żony i dziecka.

Sannikau mówił o tym w dziewiątym dniu swojego procesu przed sądem w Mińsku. Polityk jest oskarżony o organizację masowych zamieszek, za co grozi do 15 lat więzienia.

"W celi było bardzo zimno. Nawet kiedy dano mi miejsce do leżenia, to leżałem twarzą do światła, zmuszano mnie, bym nie zmieniał pozycji" - opisywał Sannikau. Przy przenoszeniu do innej celi był przeganiany po stromych schodach. Robili to "ludzie w maskach, dobrze przygotowani, agresywni. Łomoczą pałkami po schodach, krzyczą nieludzkim głosem. Prowadzą do piwnicy, gdzie rozbierają do naga. Stawiają w rozkroku do ściany. Zmuszają do przysiadów, nie bacząc na to, że mam chorą nogę" - opowiadał Sannikau.

Polityk wyjaśnił, że po zatrzymaniu został dotkliwie pobity i miał zranioną nogę. Powiedział, że w areszcie poradzono mu napisanie do prezydenta Alaksandra Łukaszenki. "Dowiedziałem się, że mojego syna chciały wykraść służby opiekuńcze. KGB-iści powiedzieli mi, że jeśli chcę pomóc żonie, to powinienem składać zeznania" - relacjonował Sannikau.

"31 stycznia miałem przymusową rozmowę z szefem KGB Wadzimem Zajcauem, który groził pozbawieniem życia i zdrowia mojej żony i dziecka. Kiedy odmówiłem, Zajcau powiedział, że wobec nich zostaną zastosowane surowsze metody. Zrobiło to na mnie wrażenie. Zrozumiałem, że ode mnie zależy życie żony i dziecka" - mówił w sądzie były kandydat.

"Potem zaczął pracę funkcjonariusz operacyjny Fiacisau, który zgodnie z zadanymi przez Zajcaua tematami przygotowywał mnie do przesłuchań. Mówił, jakie tematy go interesują: kwestie finansowania, kontakty z zagranicą. Przed pierwszym przesłuchaniem omówiono ze mną, jak powinienem opisać te czy inne tematy. Przyszedł Fiacisau, by przekonać się, czy będę składać potrzebne zeznania. Ułożono szczegółowy plan mojego przesłuchania, uprzedzono mnie, że odwołanie się do konstytucji i odmówienie zeznań nie zostanie uznane" - relacjonował polityk opozycji.

"Odmówiono mi obrony. Pierwszy raz sam na sam z adwokatem mogłem spotkać się 22 marca" - mówił były kandydat, zatrzymany 19 grudnia, po demonstracji opozycji w wieczór po wyborach prezydenckich.

Dodał, że podczas wszystkich przesłuchań wywierano na niego nacisk psychologiczny i fizyczny, a "adwokat pełnił na nich rolę statysty". "Teraz wyjaśniam, czemu moje zeznania w toku śledztwa nie zgadzają się z tymi, jakie składam teraz" - powiedział w sądzie Sannikau.

Opozycyjna gazeta "Nasza Niwa" zauważa, że polityk opisał te same metody znęcania się nad więźniami w areszcie śledczym KGB, jakie ujawnił inny były kandydat na prezydenta Aleś Michalewicz, który uciekł z Białorusi i uzyskał azyl polityczny w Czechach.

19 grudnia zeszłego roku na manifestacji w centrum Mińska tysiące ludzi protestowały przeciw oficjalnym wynikom głosowania, przyznającym prawie 80 proc. ubiegającemu się o czwartą kadencję prezydencką Łukaszence. Doszło wówczas do ataku na drzwi do gmachu rządu; według opozycji była to prowokacja. Obecnie toczą się w Mińsku procesy uczestników demonstracji, w tym pięciu byłych kandydatów opozycji w wyborach. Jedną z oskarżonych jest żona Sannikaua, opozycyjna dziennikarka Iryna Chalip.

W czwartek na procesie Sannikaua sąd zadecydował, że nie będzie przesłuchiwał już świadków i polecił obronie i oskarżeniu przygotowywać się do mów końcowych. Sędzia odrzuciła szereg wniosków obrony, w tym o dołączenie do sprawy przyniesionych przez jednego ze świadków zdjęć. Według świadka zdjęcia wykonane zostały na miejscu demonstracji po jej rozbiciu przez milicję i pokazują, wbrew twierdzeniom śledztwa, że nie było tam niebezpiecznych przedmiotów, rzekomo porzuconych przez demonstrantów.

Z Mińska Anna Wróbel (PAP)

awl/ kar/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)