Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Białoruś: Wybory lokalne - pierwsze po zmianach w ordynacji

0
Podziel się:

TASS) - Na Białorusi odbywają się w niedzielę wybory do władz
lokalnych, pierwsze organizowane po zmianach w ordynacji wprowadzonych w 2009 r. Opozycja
podkreśla, że mimo to w komisjach nie ma jej przedstawicieli, a głosowanie przedterminowe trwa
niemal tydzień.

TASS) - Na Białorusi odbywają się w niedzielę wybory do władz lokalnych, pierwsze organizowane po zmianach w ordynacji wprowadzonych w 2009 r. Opozycja podkreśla, że mimo to w komisjach nie ma jej przedstawicieli, a głosowanie przedterminowe trwa niemal tydzień.

Średnia liczba kandydatów na radnych to 1,2 w okręgu. Jak podaje rosyjska agencja ITAR-TASS, największa rywalizacja przewidywana jest w wyborach do rady miejskiej Mińska - tu na jedno miejsce przypada czterech kandydatów.

Pod koniec 2009 roku, po sugestiach OBWE Białoruś wprowadziła zmiany do ordynacji wyborczej. Znalazł się wśród nich wymóg, by nie mniej niż jedna trzecia składu komisji wyborczych przypadała przedstawicielom partii politycznych i organizacji społecznych.

Władze Białorusi podkreślają te zmiany. Kiedy zakończyło się formowanie składów komisji w lokalach wyborczych - tych, które zajmują się liczeniem głosów - sekretarz Centralnej Komisji Wyborczej Mikoła Łazawik wskazywał, że ponad jedna trzecia przypadła przedstawicielom partii, a mniej niż jedna trzecia - urzędnikom państwowym.

Opozycja zwraca jednak uwagę, że kwota miejsc dla partii niemal w całości przypadła ugrupowaniom popierającym władzę. W całym kraju przedstawiciele opozycji stanowią 0,15 proc. składów komisji.

Według danych przytoczonych przez portal "Biełorusskije Nowosti" 15 marca, wśród pięciu partii określanych jako prorządowe do komisji w lokalach wyborczych weszło od 82-99 proc. zgłoszonych przez nie osób. Ze strony opozycyjnych partii i ruchów w skład komisji weszło 8-10 proc. zgłoszonych.

W tej sytuacji "władze nie czyniły szczególnych przeszkód opozycyjnym kandydatom (na radnych) i prawie wszystkich zarejestrowały" - zaznaczył politolog Wiktor Czernow, cytowany przez radio Deutsche Welle. Zwrócił przy tym uwagę na "poważną dysproporcję między liczbą kandydatów zgłoszonych przez lojalne wobec władzy partie do udziału w komisjach i na kandydatów na radnych". Na przykład Białoruska Partia Socjalno-Sportowa zgłosiła dwóch kandydatów w wyborach i 434 osoby na członków komisji wyborczych.

"Lojalne wobec władz partie nie stawiają sobie samodzielnych celów politycznych, ale potrzebne są władzom do imitacji wyborów i fałszowania wyników głosowania" - ocenił Czernow.

W proteście przeciw blokowaniu opozycji dostępu do monitorowania procesu liczenia głosów jedno z głównych ugrupowań opozycyjnych, Zjednoczona Partia Obywatelska Anatola Labiedźki ogłosiła bojkot wyborów.

Prezydent Alaksandr Łukaszenka 20 kwietnia oznajmił pod adresem "tych, którzy krzyczą, że zmiany (w ordynacji) są deklaratywne", że są one takie tylko "dla ludzi, których naród i tak nie wybierze, ponieważ przestraszywszy się, wycofali swoje kandydatury" - przekazały "Biełorusskije Nowosti".

Białoruskie media odnotowują nadzwyczaj niską temperaturę kampanii. Podstawową formą agitacji były spotkania z wyborcami - informowała państwowa agencja BiełTA. Każdemu kandydatowi przysługiwało jedno bezpłatne wystąpienie w lokalnej rozgłośni radiowej, nie dłuższe niż pięć minut. Niedozwolone było wykorzystanie własnych środków finansowych na kampanię ani pieniędzy sponsorów. Kandydat mógł korzystać tylko ze środków przydzielonych z budżetu, a te były, jak zauważyła BiełTA, skromne: w przypadku kandydatów do rady obwodowej wynosiły 280 tys. rubli (równowartość ok. 270 zł).

Niezależny Instytut Badań Społecznych, Gospodarczych i Politycznych (NISEPI) z siedzibą w Wilnie ocenia, że dla wielu obywateli Białorusi wybory są "raczej rytuałem niż wyrazem obywatelskiej postawy". Według sondażu NISEPI 46,2 proc. respondentów uważało, że na ich życie rady lokalne i ich deputowani "nie wpływają w ogóle", a 36,2 proc. - że "wpływają nieznacznie". Badanie przeprowadzono w marcu, przed początkiem kampanii wyborczej, na próbie 1521 osób.

"Apatię i bierność" białoruskich wyborców podkreśla też Czernow. "Ale jeden z głównych problemów to problem strachu, ludzie są zastraszeni. (...) Aktywiści byli wzywani do gabinetów naczelników, gdzie zmuszano ich, żeby wycofywali podpisy (z poparciem dla opozycyjnych kandydatów), rezygnowali z kandydowania na radnego albo członka komisji wyborczej" - powiedział politolog w rozmowie z Deutsche Welle.

Na wybory nie zaproszono obserwatorów międzynarodowych. Jak podawała BiełTA, szefowa Centralnej Komisji Wyborczej Lidia Jarmoszyna tłumaczyła, że Białoruś zaprasza obserwatorów międzynarodowych tylko na wybory parlamentarne i prezydenckie i ma "prawo, nie obowiązek" zaprosić ich na wybory lokalne. Będą je obserwować dyplomaci akredytowani na Białorusi - według sekretarza CKW Mikoły Łazawika będzie to 50 dyplomatów z 24 krajów. BiełTA, informując o 50 prośbach o akredytację podała, że najwięcej złożyli Amerykanie (5 osób), Szwedzi i Litwini (po 4 osoby).

Biuro Instytucji Demokratycznych i Praw Człowieka OBWE (ODIHR), informując w marcu, że nie kieruje swoich obserwatorów na Białoruś powołało się na fakt, iż tylko raz w swej historii ODIHR zaproszone zostało do monitorowania kampanii przed wyborami lokalnymi.

Choć datą wyborów jest 25 kwietnia, to od wtorku, przez pięć dni, trwało przedterminowe głosowanie. Opozycja podkreśla, że ułatwia to zmanipulowanie wyników. Ekspert do spraw ustawodawstwa wyborczego Siarhiej Alfier przypomina, że w poprzednich wyborach lokalnych w 2007 roku frekwencja w głosowaniu przedterminowym sięgnęła 25 proc. W tych wyborach w ciągu pierwszych dwóch dni zagłosowało już 8,7 proc. uprawnionych - podał sekretarz CKW Mikoła Łazawik.

Według Alfiera od poprzednich wyborów tegoroczne odróżnia większa liczebność przedstawicieli opozycji w komisjach i większa liczba kandydatów na radnych wysuniętych przez partie. Proces agitacji wyborczej czy rejestracji kandydatów nie odbiegał od przebiegu wyborów w poprzednich latach - ocenił Alfer w komentarzu dla niezależnej agencji BiełaPAN.

Lider ruchu "O wolność", wspólny kandydat opozycji na prezydenta z 2006 r. Alaksandr Milinkiewicz uważa, że wspólnota międzynarodowa nie uzna tych wyborów, "choćby dlatego, że do komisji praktycznie nie włączono przedstawicieli niezależnych kandydatów". "Władze zwalniają z pracy ludzi - i tych, którzy zbierali podpisy, i samych kandydatów. (...) Władze przeszkadzają w przeprowadzaniu zebrań, proponują organizować wiece w niezaludnionych miejscach" - powiedział Milinkiewicz, cytowany przez "Biełorusskije Nowosti".

Szefowa unijnej dyplomacji Catherine Ashton w wydanym 30 marca komunikacie oświadczyła, że "dla UE jest bardzo ważne, by wybory przebiegły dobrze". Przypomniała, że rozwój współpracy Unii z Mińskiem zależy od "konkretnych kroków Białorusi w kierunku demokracji, praw człowieka i rządów prawa".

Na Białorusi w styczniu 2011 roku odbędą się wybory prezydenckie.

W niedzielnych wyborach lokalnych o miejsca w radach miast, obwodów (województw) i niższych szczebli administracji ubiega się 25035 kandydatów. W wyborach startują kandydaci na deputowanych do łącznie 1495 rad: obwodów (odpowiedników województwa), rejonów (powiatów), miast - w tym Mińska, który jest miastem wydzielonym - oraz rad wiejskich.(PAP)

awl/ kar/ ro/

6075607 int. arch.

wybory
wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)