Kilkuset taksówkarzy protestowało w czwartek w Bułgarii przeciwko wysokim cenom paliw. Domagali się także liberalizacji przepisów regulujących ich pracę. Ceny paliw w Bułgarii, unijnym kraju o najniższych dochodach, należą do najwyższych w UE i nadal rosną.
Największy protest odbył się w Płowdiwie, gdzie po mieście krążyło ponad 400 taksówek z narodowymi flagami. Część pojazdów pomimo drogiej benzyny ruszyła do Sofii, gdzie pod parlamentem dołączyła do innych protestujących.
Policja uniemożliwiła dłuższą blokadę centrum stolicy, lecz protestujący zaparkowali taksówki pod Zgromadzeniem Narodowym, gdzie trwało posiedzenie, i skandowali swe żądania.
Głównym powodem protestów są wysokie ceny paliw. Od początku roku wzrosły one o około 15 proc. Według danych miejscowych mediów w dziewięciu państwach unijnych, w tym w sąsiedniej Rumunii, paliwa są tańsze niż w Bułgarii.
Bułgarska Komisja Antymonopolowa poinformowała ostatnio, że dysponuje dowodami w sprawie zmowy cenowej między czterema głównymi firmami zaopatrującymi krajowy rynek w paliwo - Neftochim-Łukoil, Rompetrol-Bułgaria, OMV-Bułgaria oraz Naftex. Firmom tym grożą grzywny w wysokości 10 proc. obrotów, ocenianych łącznie na 2 mld lewów (1 mld euro).
Trwające od początku marca protesty stowarzyszeń obywatelskich przeciw wysokim cenom paliw są akceptowane przez obywateli, nawet gdy dochodzi do blokad ruchu, ale demonstrujący taksówkarze nie cieszą się sympatią mieszkańców.
Na uczestników wiecu patrzono raczej z niechęcią. "Protestują, a klienci nie mają pewności, że nie zostaną pobici" - mówili przechodnie. Agresja taksówkarzy wobec klientów w Bułgarii nie jest bowiem rzadkim zjawiskiem.
Z Sofii Ewgenia Manołowa (PAP)
man/ jo/ mc/
