Były premier Sergej Staniszew został w niedzielę ponownie wybrany na szefa Bułgarskiej Partii Socjalistycznej (BSP) mimo jej porażki w lipcowych wyborach parlamentarnych i licznych głosów krytycznych wobec jego polityki przed wyborami i po nich. Na zjeździe BSP na Staniszewa głosowało ok. 60 proc. spośród 830 posłów.
W przemówieniu Staniszew przyznał się do popełnionych przez siebie i jego ekipę błędów. Jak podkreślił, jego główną winą jest fakt, iż nie śpieszył się z usunięciem ludzi, co do których istniały podejrzenia, że są zamieszani w afery korupcyjne.
O fali wzajemnych oskarżeń, które wybuchły po porażce wyborczej, lider BSP powiedział: "W oczach opinii publicznej staliśmy się podobni raczej do szajki złodziei niż do zwolenników określonych idei". Jednocześnie zastrzegł, że opuszczenie stanowiska w ciężkiej dla partii chwili "byłoby raczej ucieczką".
Według Staniszewa lewica powinna przestać zajmować się własnymi sprawami i przypomnieć sobie, że jest główną siłą opozycyjną. Po raz pierwszy od 20 lat krajem rządzi prawicowa populistyczna partia - ocenił były premier. Jego zdaniem rządząca partia GERB (Obywatele na rzecz Europejskiego Rozwoju Bułgarii) Bojko Borysowa nie ma ani programu, ani planu antykryzysowego i prowadzi "nieodpowiedzialną politykę socjalną".
Głównym zadaniem BSP w obecnej sytuacji - jak powiedział jej lider - jest przedstawienie społeczeństwu lewicowej alternatywy obecnych rządów.
Staniszew oświadczył, że w kraju trwa bezprecedensowa czystka polityczna na wszystkich szczeblach i BSP powinna bronić uczciwych i nieuwikłanych w afery pracowników administracji państwowej.
Ewgenia Manołowa(PAP)
man/ kar/