Zwycięstwo Władimira Putina w wyborach prezydenckich z 4 marca może być ostatnim zarówno dla niego, jak i dla "putinizmu" - pisze w piątkowym wydaniu dziennika "Washington Post" była sekretarz stanu USA Condoleezza Rice.
Jej zdaniem przyszłość Rosji powinna należeć do "rosnącej w siłę klasy średniej zintegrowanej ze światem i zrażonej do korupcyjnej polityki Kremla". Rice zaznacza, że ci młodzi ludzie stanowią relatywnie niewielki procent rosyjskiej ludności, lecz "przywykli do normalnego życia i czego innego oczekują od przyszłości".
"Putin postawił w swych rządach na dobrobyt i porządek, lecz zdaje się nie rozumieć, że prosperujące społeczeństwo zażąda też szacunku. Deklarując, że będzie znów prezydentem i angażując się w fałszerstwa wyborcze podczas grudniowych wyborów parlamentarnych, Putin obraził ludzi" - pisze Rice.
"Nie jest jasne czy zmiana (w Rosji) będzie rewolucyjna czy ewolucyjna" - uważa była szefowa amerykańskiej dyplomacji i podkreśla, że jeśli władze wyciągną wnioski z ostatniego roku i przeprowadzą nawet skromne reformy, to mogą dać ludziom wielki prezent, niemający precedensu w historii Rosji - pokojową zmianę. "Jeśli tego nie zrobią, konflikt jest nieunikniony. A doświadczenia Rosji z rewolucją nie są piękne" - pisze Rice.
Była sekretarz stanu USA twierdzi, że wiele zależy od tego, kto zechce zbić kapitał na pragnieniu zmian. Rice uważa, że tym razem liberałowie mają gotowych zwolenników w postaci klasy średniej i jej młodej awangardy.
"Nie mogą zmarnować tej okazji" - pisze Rice podkreślając, że w przeciwnym razie standardy zmian podyktują radykalni nacjonaliści, a nawet - jak to nazwała - "odgrzewani" komuniści, którzy mogą też zechcieć wykorzystać rosnące niezadowolenie, wesprzeć je ksenofobią i, w ostatecznym rachunku, odrzucić zasady demokratyczne. (PAP)
mmp/ ap/
int.