Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Czechy: Bohaterowie dnia strajku: niestrajkujący tramwajarze

0
Podziel się:

Niebiorąca udziału w strajku grupa praskich tramwajarzy stała się w czwartek w
oczach mieszkańców stolicy Czech bohaterami dnia ogólnokrajowego protestu pracowników sektora
transportu publicznego.

Niebiorąca udziału w strajku grupa praskich tramwajarzy stała się w czwartek w oczach mieszkańców stolicy Czech bohaterami dnia ogólnokrajowego protestu pracowników sektora transportu publicznego.

Choć jeszcze w środę zapowiadano w Pradze całkowite załamanie się komunikacji miejskiej, dzięki kilkudziesięciu motorniczym udało się zapobiec najgorszemu. Prażanie dziękowali im w różny sposób. Czasem gestem, innym razem uśmiechem, podziękowaniem, czy też napojami i posiłkami.

Właśnie dzięki nim trudny dzień strajku wyglądał względnie normalnie. Można było odnieść wrażenie, że jest jakieś święto lub trwa przedłużony weekend.

Tramwaje w Pradze, choć na torach było ich mało, jeździły regularnie i punktualnie. Kursowało kilkanaście linii i - wbrew pesymistycznym wizjom - znalazło się w nich miejsce dla wszystkich podróżnych.

W mieście panował upał. Na jednym z przystanków w śródmiejskiej dzielnicy Vinohrady dwaj pracownicy międzynarodowej sieci fast foodów podali motorniczemu tramwaju linii 22 mrożoną kawę.

"Dwudziestka dwójka" ma długą trasę, łączącą osiedle Hostivarz z Białą Górą. Przemierzając całe miasto z południowego wschodu na zachód, jednorazowo pokonuje około 25 kilometrów.

"Chcieliśmy w ten sposób podziękować motorniczym, że dla nas w ogóle jeżdżą" - powiedziała PAP rozdająca kawę Katerzina, zapytana, czy "promocja" ma związek z czwartkowym strajkiem. Napój dostają też podróżni.

Przedostanie się do centrum z innych dzielnic miasta nie sprawia większych kłopotów. Oprócz tramwajów kursuje jeszcze kilka linii autobusowych.

Jednak w trudniejszej sytuacji znaleźli się mieszkańcy miast położonych wokół Pragi, którzy na co dzień korzystają z połączeń kolejowych. W całym kraju nie kursują pociągi. Między miastami jeżdżą tylko prywatne autobusy, lecz jest ich bardzo mało.

W Czechach nie ma zbyt wielu małych przewoźników prywatnych, którzy wzięliby na siebie ciężar obsługi kilkuset tysięcy pasażerów, dojeżdżających do stolicy z miast i miasteczek całego województwa środkowoczeskiego: Berouna, Kladna, Kolina, Kutnej Hory, Mielnika, Mladej Boleslav, Nymburka czy Przybramia. Ich mieszkańcy albo musieli dojechać autem, albo w dniu strajku skorzystać z urlopu.

W Pradze, choć wszystkie stacje metra są zamknięte, w specjalnych przystacyjnych kioskach sprzedaje się bilety komunikacji miejskiej. "Będą na kolejne dni" - tłumaczy PAP obsługująca klientów 22-letnia Sandra. "My ze strajkiem nie mamy nic wspólnego - dodaje szybko. - Sprzedażą biletów zajmuje się zupełnie inna firma, więc nie bierzemy w nim udziału".

W tramwajach w czwartek bilety kasują tylko turyści. Dwie Francuzki, które wkładają bilety do kasownika, przyciągają wzrok pozostałych podróżnych. Starszy mężczyzna rzuca w ich stronę przekleństwo i mruczy coś pod nosem po słowacku.

W jednej z niewielkich praskich firm usługowych, zajmujących się pomocą w zdobywaniu dotacji z Unii Europejskiej, pracuje 17 osób. Większość zatrudnionych dobrze przygotowała się na dzień strajku: do pracy dotarło sześciu pracowników, w tym dwóch na rowerze, dwóch samochodem, kolejny na piechotę, a inny tramwajem. Jeszcze jeden przebywał w delegacji, dwóch na urlopie, a pozostali mogli swoje zadania wykonywać za pośrednictwem komputera z domu.

Wszyscy pytani przez PAP o ocenę protestu pracowników sektora transportu mówili, że są mu przeciwni, gdyż ich zdaniem chodzi o bezmyślne utrudnianie życia innym ludziom. Wyrażali opinię, że związki zawodowe powinny strajkować jedynie w przypadku sporów z pracodawcą, lecz nigdy wówczas, gdy nie podobają im się decyzje polityczne rządu.

Tymczasem czeskie związki zawodowe zorganizowały w czwartek strajk przede wszystkim w ramach sprzeciwu wobec wdrażanych przez centroprawicę reform systemu socjalnego i emerytalnego oraz zmian w podatkach. Protest w różnym stopniu dotknął cały kraj.

"Ten strajk nic dobrego nie przyniesie" - twierdzi Jirzi Stehliczek, współwłaściciel gospody przy pętli tramwajowej "szóstki" i "jedenastki" na Sporzilovie, osiedlu na południu miasta. Jego lokal "Pierwszy Piwny Tramwaj" ("Prvni Pivni Tramway") to jedyny tramwaj w Pradze, który w dniu strajku funkcjonuje całkowicie zgodnie z rozkładem.

Stehliczek mówi, że wśród klientów znalazło się kilku motorniczych. Pokazuje też wywieszone na niedalekim przystanku ogłoszenie: "Tylko dziś - jeżdżący, niestrajkujący tramwajarze mają posiłek za darmo".

Współwłaściciel "Pierwszego Piwnego Tramwaju" ostro krytykuje organizatorów strajku, popierał natomiast motorniczych, którzy w czwartek zawitali na "jego" pętlę. Nic dziwnego - jedną z osób, które wpisały się do księgi gości, chwaląc gospodę, jest prezydent Czech Vaclav Klaus, który również krytycznie wyrażał się o strajkujących związkowcach, nawoływał do ich zwolnienia i zastąpienia łamistrajkami.

"Mogę porównać to do terroryzmu - podkreśla w rozmowie z PAP Stehliczek. - Utrudnia się życie tysiącom prażan i co z tego wynika? Nic z tego nie będzie".

Z Pragi Michał Zabłocki (PAP)

zab/ dmi/ mc/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)