Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Danuta Olewnik na zamkniętym posiedzeniu komisji śledczej

0
Podziel się:

Danuta Olewnik, siostra zamordowanego Krzysztofa, zeznaje w środę na
zamkniętym posiedzeniu sejmowej komisji śledczej. Jak powiedziała dziennikarzom, "do czasu
konfrontacji z policjantami chce być oszczędna w słowach".

Danuta Olewnik, siostra zamordowanego Krzysztofa, zeznaje w środę na zamkniętym posiedzeniu sejmowej komisji śledczej. Jak powiedziała dziennikarzom, "do czasu konfrontacji z policjantami chce być oszczędna w słowach".

Zastrzegała kilka tygodni temu, że o kilku kwestiach chce powiedzieć na tajnym posiedzeniu. Wskazywała też na obowiązującą ją tajemnicę śledztwa. Wśród tych spraw wymieniła szczegóły związane z nieudaną akcją przekazania porywaczom okupu, co w lipcu 2003 r. miała zabezpieczać policja, ale według Olewnik, funkcjonariusze popełnili liczne błędy. Mówiła też, że na tajnym posiedzeniu powie więcej o Jacku Krupińskim, b. wspólniku i przyjacielu Krzysztofa, który jest teraz podejrzany o współpracę z porywaczami.

"Chcę być dziś oszczędna w słowach. To posiedzenie jest zamknięte, ale nie tajne, więc mogą z niego wypłynąć pewne informacje. Czeka mnie jeszcze konfrontacja z policjantami. Po niej będę mogła powiedzieć więcej" - oświadczyła Danuta Olewnik przed wejściem do sali posiedzeń komisji.

Gdańska prokuratura badająca nieprawidłowości w śledztwie ws. Olewnika rozważa, czy przeprowadzić taką konfrontację. Z początku nie było na nią zgody ze strony policji, bowiem tożsamość policjantów, którzy 24 lipca 2003 r. zabezpieczali nieudaną operację przekazania okupu, jest tajemnicą państwową - są to pracownicy Wydziału Techniki Operacyjnej z Płocka. Ostatecznie w marcu MSWiA zgodziło się na tę konfrontację, ale pod warunkiem, że dane i wizerunki funkcjonariuszy pozostaną tajne. Ci policjanci mają w śledztwie status świadków incognito. MSWiA sugeruje możliwość zmiany ich statusu na świadków, których dane są zastrzeżone.

"Analizujemy prawne możliwości w tej sprawie. Decyzję podejmie prokurator prowadzący śledztwo" - powiedział PAP w środę rzecznik gdańskiej prokuratury apelacyjnej Krzysztof Trynka. Podkreślił, że jest to trudna i złożona kwestia prawna.

"Nie ma prawnej możliwości konfrontowania świadków +zwykłych+ ze świadkami incognito" - powiedział PAP znany adwokat Radosław Baszuk. W jego opinii, prokuratura mogłaby ewentualnie rozważyć uchylenie takiego statusu wobec policjantów i wówczas skonfrontowania ich z Danutą Olewnik.

"Swoją drogą, nieporozumieniem jest chyba ustanawianie policjantów +cichociemnych+ świadkami incognito, bo to nie dla nich jest przepis. Świadkiem anonimowym może zostać osoba, zeznania której mogą narazić ją na niebezpieczeństwo utraty życia, zdrowia, mienia itp. A na takie niebezpieczeństwo nie narażają policjantów ich zeznania, tylko ich praca. Nie rozumiem, czemu w ogóle oni otrzymali taki status" - powiedział PAP mec. Baszuk.

Nad możliwością skonfrontowania świadka incognito ze "zwykłym" świadkiem zastanawiał się prof. Piotr Hofmański, znawca procedury karnej z UJ. W rozmowie z PAP zaznaczył, że konfrontacja jest formą przesłuchania świadka, określoną w procedurze karnej. "Można rozważyć, czy przesłuchać świadka incognito za pomocą aparatury audio-video - siedzącego w innym miejscu, z użyciem techniki uniemożliwiającej jego identyfikację" - powiedział.

Danuta Olewnik na jawnym posiedzeniu komisji śledczej mówiła, że moment przekazania okupu gangsterom był przez policję źle monitorowany. Porywacze nakazali jej przekazanie pieniędzy na wiadukcie Trasy AK w Warszawie. Według siostry Krzysztofa Olewnika, policja nie założyła podsłuchu na jej telefon ani na telefon porywaczy, funkcjonariusze nie jechali przed, lecz za ich samochodem, wreszcie po zrzuceniu w oznaczonym miejscu okupu nikt z policji nie odnalazł torby - a reakcja była spóźniona. "Jak się potem okazało, pan komisarz Remigiusz M. +koordynował+ całą akcję, siedząc w swoim domu, a warszawska policja o niczym nie była uprzedzona" - mówiła.

Komisja śledcza analizowała też w środę raport przygotowany przez eksperta ds. więziennictwa, dotyczący innego wątku prac komisji - śmierci trzech morderców Olewnika, do czego doszło, gdy byli już za kratami. W nocy z 18 na 19 czerwca 2007 r. w celi aresztu w Olsztynie znaleziono powieszonego Wojciecha Franiewskiego - przywódcę bandy, który miał polecić zabicie Krzysztofa Olewnika w 2003 r., po uzyskaniu od rodziny łącznie 300 tys. euro okupu. Na początku kwietnia 2008 r., kilka dni po wyroku ws. porwania i zabójstwa Olewnika, w celi płockiego więzienia znaleziono powieszonego Sławomira Kościuka - zabójcę, który jako pierwszy zaczął mówić i wskazał miejsce ukrycia zwłok. Skazano go na dożywocie, liczył na złagodzenie kary. W styczniu 2009 r. w płockim więzieniu powiesił się trzeci z zabójców, Robert Pazik.

Wszystkie trzy przypadki śmierci są badane przez prokuraturę (sprawa Franiewskiego została wznowiona we wtorek, decyzją ministra sprawiedliwości - prokuratora generalnego Krzysztofa Kwiatkowskiego)
. Służba Więzienna uznała je za samobójstwa. Analiza eksperta sejmowej komisji - o której w zeszłym tygodniu jako pierwsza napisała "Gazeta Wyborcza" - stawia wniosek, że teza o braku pomocy osób trzecich jest dyskusyjna.

"Dyskusyjne jest też jak w ciągu półtorej minuty - co wynika z dokumentacji - strażnicy mieli co godzinę dokonywać kontroli cel z niebezpiecznymi osadzonymi" - wskazuje w rozmowie z PAP członek komisji Grzegorz Karpiński (PO).

Odnosząc się do Franiewskiego, ekspert wskazał, że więzienny strażnik reanimował go przez minutę, ale akcja - jak zapisano w dokumentacji - została przerwana na polecenie dowódcy zmiany, po czym wznowiona po 20 minutach. Z dokumentów wynika też, że Franiewski miał źle znosić osadzenie w celi dla niebezpiecznych, albo podejmować próby utrzymania kontaktu ze światem zewnętrznym. Kilka miesięcy przed śmiercią pisał, że podetnie sobie żyły, powiesi się lub zje nieświeżą żywność. "Mogą mi być podawane jakieś narkotyki, po których jestem Husajnem albo Ali Babą" - pisał. Niejasne pozostają też sprawy układów Franiewskiego z oddziałowym, który dwa lata później sam się powiesił (za powód przyjęto sprawy rodzinne i finansowe).

Analizując śmierć Kościuka, biegły wskazał, że miał on motyw, by popełnić samobójstwo - liczył, że nie dostanie dożywocia, lecz łagodniejszą karę za współpracę z organami ścigania. O tym, że te kwestie były rozważane w śledztwie, mówił PAP obrońca Kościuka z procesu przed płockim sądem, mec. Jerzy Krzywicki. Także przesłuchiwany przez komisję prok. Piotr Jasiński z Olsztyna przyznawał, że poważnie rozważał wystąpienie do sądu z wnioskiem o złagodzenie kary Kościukowi. Ostatecznie nic takiego się nie stało. Jak zeznawał przed komisją ówczesny szef olsztyńskiej prokuratury Cezary Kamiński, "z bandytami się nie paktuje".

Ekspert komisji zauważył, że jeszcze przed wyrokiem Kościuk w więzieniach w Barczewie i w Płocku nie chciał wychodzić na spacer. Twierdził, że ktoś go śledzi z lornetką. Nie wiadomo, skąd miał leki antydepresyjne, których nie przepisał mu lekarz. Nie ustalono też, skąd wzięły się u niego obrażenia nóg i ręki. Powiesił się w kąciku sanitarnym, jedynej niemonitorowanej części celi. Nie wiadomo, jaka odległość była między jego szyją, a punktem, do której przyczepił pętlę na kracie. Według biegłego, jeśli była zbyt krótka, oznaczałoby to, że Kościuk nie mógł sam się powiesić.

Badając śmierć Pazika, ekspert wskazał, że doszło do niej także w płockim więzieniu (po tym wypadku funkcje stracili: szefostwo tej jednostki penitencjarnej, a także minister sprawiedliwości Zbigniew Ćwiąkalski, szef Służby Więziennej gen. Jacek Pomiankiewicz, nadzorujący więziennictwo wiceminister Marian Cichosz, a nawet Prokurator Krajowy Marek Staszak). Jak podkreśla ekspert, Pazik został znaleziony martwy niedługo po widzeniu z bratem. Trzy dni wcześniej więzienny psycholog zalecał wzmożoną kontrolę tego więźnia. (PAP)

wkt/ itm/ mow/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)