Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Debata Komorowski-Kaczyński o in vitro, Białorusi i katastrofie smoleńskiej

0
Podziel się:

O emeryturach, in vitro, związkach tej samej płci, katastrofie smoleńskiej,
relacjach z Białorusią, umowie gazowej z Rosji, gazie łupkowym, wydatkach na armię mówili podczas
niedzielnej debaty kandydaci na prezydenta Bronisław Komorowski (PO) i Jarosław Kaczyński (PiS).

O emeryturach, in vitro, związkach tej samej płci, katastrofie smoleńskiej, relacjach z Białorusią, umowie gazowej z Rosji, gazie łupkowym, wydatkach na armię mówili podczas niedzielnej debaty kandydaci na prezydenta Bronisław Komorowski (PO) i Jarosław Kaczyński (PiS).

Kandydaci PO i PiS podczas godzinnej debaty telewizyjnej odpowiadali na pytania w trzech blokach tematycznych dotyczących: spraw społecznych, gospodarki i polityki zagranicznej; nie mogli zadawać pytań sobie nawzajem. W każdym bloku padły trzy pytania, na każdą odpowiedź były dwie minuty, a następnie czas na podsumowanie.

To pierwsza debata wyborcza przed II turą wyborów prezydenckich. Kaczyński deklarował, że chce być prezydentem wszystkich Polaków. "Będę zabiegał o to, by Polska była narodem, społeczeństwem, a nie by obowiązywała zasada, że każdy radzi sobie sam, że państwo w gruncie rzeczy to wróg, że +każdy sobie rzepkę skrobie+, a tak naprawdę (obowiązuje) zasada - kto silniejszy, ten lepszy" - zapewnił kandydat PiS.

Z kolei Komorowski mówił: "Czas przerwać te niepotrzebne wojny o krzesła, o samolot, o psucie polityki zagranicznej, czas zacząć naprawdę pracować i budować. Sądzę, że te pięć lat spokoju i pokoju politycznego po prostu się należy".

Sporo emocji u kontrkandydata wywołały słowa Kaczyńskiego dotyczące relacji Polski z Białorusią. Kandydat PiS powiedział, że o ochronie Polaków na Białorusi rozmawiałby też z prezydentem Rosji Dmitrijem Miedwiediewem.

"To wielki problem. Musimy chronić Polaków za granicą. A w tej chwili tymi Polakami, którzy wymagają najdalej idącej ochrony są Polacy na Białorusi. Każdy prezydent musi się w to zdecydowanie angażować. To jest sprawa, o której warto rozmawiać także z Moskwą. Jeżeli będziemy mieli tutaj (w Polsce-PAP) prezydenta Miedwiediewa, a ja będę prezydentem, to z całą pewnością tę kwestię postawię, chociaż Białoruś jest oddzielnym państwem, to jednak porozmawiać w tych sprawach warto" - podkreślał Kaczyński.

"To niebywały pomysł polityczny, żeby z Moskwą rozmawiać o Białorusi. Zupełnie się z tym nie zgadzam" - odpowiadał na to Komorowski. Zaznaczył, że jest to sprzeczne z polskimi interesami. "To jest tak, jakby Białorusini mieli rozmawiać o sprawach Polski z Rosją czy z Berlinem" - dodał. Komorowski podkreślił, że trzeba wpływać na politykę UE, żeby "mocniejszym głosem mówić w kontaktach z panem Łukaszenką". Powiedział też, że należy wzmacniać organizacje pozarządowe na Białorusi.

Kandydat PO odnosząc się do poniedziałkowego wyjazdu Kaczyńskiego do Londynu, prosił go, by nie popełniał błędu i nie zapowiadał rezygnacji z dopłat bezpośrednich dla rolników w imię marzeń o armii europejskiej.

"Panie marszałku, pan mówi nieprawdę" - bronił się Kaczyński. Na to kandydat PO wręczył mu depeszę PAP, w której jest mowa o jego stanowisku i przypomniał, że nigdy nie zdementował tej swojej wypowiedzi.

Chodzi o depeszę PAP z 31 sierpnia 2006, która omawia publikację "European Voice". Fragment jej brzmi: "Premier Jarosław Kaczyński uważa, iż należy ukrócić unijne dotacje dla rolników z budżetu UE, chce natomiast, by Unia stała się potęgą militarną - pisze w czwartek prestiżowy tygodnik +European Voice+. (...) By skoncentrować wysiłki UE na sprawach zewnętrznych, Kaczyński uważa, iż należy zrestrukturyzować budżet UE i odejść od rolnych dotacji" - pisze +European Voice+. Obecnie stanowią one niemal połowę unijnych wydatków. Polski premier przyznał jednak, że zgoda krajów członkowskich w tej kwestii będzie bardzo trudna do osiągnięcia podczas planowanej reformy wydatków UE w latach 2008-2009".

Podczas debaty padło pytanie dotyczące śledztwa w sprawie katastrofy smoleńskiej w kontekście tego, czy polski rząd zrobił wszystko, aby doprowadzić do wyjaśnienia tej sprawy.

Kaczyński, który odpowiadał jako pierwszy, podkreślił, że od początku był zwolennikiem rozwiązania, które prowadziłoby do zwrócenia się na podstawie konwencji chicagowskiej do Rosji o przekazanie śledztwa. "Rosja nie miała obowiązku przekazać (śledztwa), ale to zwrócenie się w moim przekonaniu było absolutnie konieczne albo przynajmniej skorzystanie z porozumienia z 1993 r., czyli śledztwa wspólnego" - zaznaczył.

Zapowiedział, że będzie zabiegał jako prezydent, żeby w tym kierunku jednak pójść. "To, co w tej chwili się dzieje, w żadnym przypadku nie może być satysfakcjonujące" - ocenił prezes PiS.

Zapewnił, że nie chce ze sprawy katastrofy czynić problemu w kampanii wyborczej, ale skoro podało takie pytanie, to - jak mówił - chce "bardzo mocno podkreślić, że mamy tutaj do czynienia z sytuacją, w której jest coraz więcej różnego rodzaju wątpliwości, postępy tego wszystkiego są naprawdę niewielkie, nie otrzymujemy potrzebnych materiałów". "Ta sprawa w najwyższym stopniu - można to tak określić - i to jest określenie dosyć łagodne - kuleje" - dodał.

Dopytywany, co konkretnie jako prezydent będzie chciał w sprawie wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej zrobić, Kaczyński powiedział, że będzie mógł się zwrócić do rządu o podjęcie odpowiednich działań. Natomiast - jak mówił - co rząd w tej sprawie postanowi, to już będzie kwestia negocjacji.

Natomiast w ocenie Komorowskiego, państwo polskie zrobiło wszystko, co powinno, aby sprawę wyjaśnienia okoliczności katastrofy, także jej skutków, zbadać i uzyskać odpowiedzi. "Trzeba dać szansę i Rosjanom, ale przede wszystkim dać szansę na zbadanie wszystkich okoliczności przez prokuraturę polską. Nie można budować atmosfery nieufności do dwóch prokuratur jednocześnie i rosyjskiej, i polskiej, bo w końcu komu uwierzymy, tak nie wolno postępować" - mówił kandydat PO.

Jego zdaniem, katastrofa smoleńska "jest tylko cząstką, istotną, ale cząstką relacji polsko-rosyjskich". "Ja mogę powiedzieć z zadowoleniem, że pan prezydent Rosji (Dmitrij) Miedwiediew przyjął moje wstępne zaproszenie - które powinno być potwierdzone po wyborach przez każdego prezydenta, bez względu kto nim zostanie - do kraju, co jest bezprecedensowym, od dłuższego czasu oczekiwanym wydarzeniem" - mówił Komorowski.

Według niego, to będzie odpowiednie miejsce także do rozmawiania o katastrofie smoleńskiej. "Ale warto rozmawiać z Rosjanami także o perspektywie dalszej" - ocenił kandydat PO. Która - jak zaznaczył - "powstaje po przełamaniu kłamstwa katyńskiego, po spotkaniu premierów w Katyniu, atmosferę, która powstała także w wyniku działań i zaangażowania strony rosyjskiej po katastrofie smoleńskiej.

J. Kaczyński w odpowiedzi na to mówił, że bardzo przestrzegałby przed tym, by "dostrzegać przełomy tam, gdzie ich jeszcze, przynajmniej w tym momencie, nie ma". "Bardzo bym chciał, żeby był przełom w stosunkach polsko-rosyjskich, ale decyzje w sprawach katyńskich ostatnio podejmowane przez Rosjan zupełnie na to nie wskazują. Byłbym ostrożny. A polscy śledczy nie otrzymują materiałów z Rosji" - ripostował prezes PiS.

Komorowski poinformował, że w wypadku jego zwycięstwa w wyborach, gen. Stanisław Koziej pozostanie szefem BBN. Kaczyński nie odpowiedział na pytaniem, kogo powołałby na stanowisko szefa BBN.

Kandydaci PO i PiS pytani byli czy jako zwierzchnicy polskich sił zbrojnych poparliby postulat zniesienia zapisu o obowiązkowym przeznaczeniu co roku 1,95 proc. PKB na armię.

Komorowski przypomniał, że "1,95 proc. PKB na wojsko i 0,05 proc. na samolot wielozadaniowy" to jego dzieło i "jego dziecko". "Profesjonalna armia jest lepsza, ale jest droższa pod niektórymi względami, ale musi być dobrze i nowocześnie wyposażona" - dodał. Przekonywał, że ze sprawą finansowania armii wiąże się problem misji zewnętrznych. Według niego 20 proc. pieniędzy, które powinny być przeznaczone na modernizację techniczną armii, są wydawane na siły zbrojne, które są obecnie w Afganistanie, a stanowią 2,5 proc. polskiej armii.

W jego ocenie, nie da się skutecznie zmodernizować armii, "jeżeli będziemy prowadzili politykę, którą ogłosiła minister spraw zagranicznych w rządzie Jarosława Kaczyńskiego - politykę ekspedycyjną, jak byśmy byli mocarstwem postkolonialnym, a nie państwem, które w pierwszym rzędzie musi dbać o własne bezpieczeństwo, obronę własnego terytorium i mieć zdolność do występowania sojuszniczego". Przekonywał, że Polska powinna uczestniczyć w misjach zagranicznych "na miarę możliwości".

Kaczyński zaznaczył z kolei, że kwotę 1,95 proc. PKB na armię należy zachować, a - w jego opinii - "ostatnio jej nie wykonywano". "To było dość wyraźnie mniej i to było złamanie prawa przez obecny rząd" - ocenił kandydat PiS. Według niego, jest wiele sygnałów świadczących o tym, że stan armii jest "bardzo niedobry". "Nie sądzę, by misje przeszkadzały armii, bo one pozwoliły pewnej ilości żołnierzy w warunkach trudnych się wyszkolić. Dzięki nim nasza armia jest pod pewnymi względnymi silniejsza niż była" - argumentował Kaczyński. Jak dodał, jest to też kwestia wykonywania zobowiązań międzynarodowych i międzynarodowego znaczenia Polski.

Kandydaci wyrazili także swoją opinię o zapłodnieniu metodą in vitro oraz o rozdziale Kościoła od państwa.

Kaczyński podkreślał, że stosunki między Kościołem a państwem uregulowane są na podstawie konstytucji przez konkordat i odpowiednie ustawy. Oświadczył, że nie widzi żadnych powodów, żeby to mogło być podważane. Odnosząc się do pytania o in vitro powiedział, że jest za tym, żeby było jak najwięcej dzieci i rozumie tragedię tych, którzy nie mogą ich mieć. Zwracał jednak uwagę, że jest bardzo dużo innych metod walki z bezpłodnością.

Mówił, że z jednej strony trzeba wziąć pod uwagę interesy tych, którzy nie mogą mieć dzieci, a z drugiej tych, którzy traktują zarodek jako człowieka. "Sądzę, że powoli, nie bez trudności ta sprawa zostanie załatwiona" - przewidywał. Kaczyński oświadczył, że sam jest katolikiem i uważa, że zarodek jest człowiekiem.

Komorowski podkreślał, że rozumie problem ojcostwa, bo wychował pięcioro dzieci. Stwierdził, że jest ostatnią osobą, która chciałaby pozbawić kogoś możliwości cieszenia się z potomstwa. Zdaniem kandydata PO nie wolno nikomu nakazać stosowania metody in vitro, ale nie wolno też tego zakazywać. Pytał Kaczyńskiego, "dlaczego w PiS pojawiły się pomysły na karanie więzieniem ludzi za stosowanie metody in vitro".

Obaj kandydaci byli pytani także, co by zrobili, gdyby pełniąc funkcję prezydenta na ich biuro trafiła ustawa legalizująca związki osób tej samej płci, dające możliwość wspólnego rozliczania podatku, dziedziczenia, ale w takiej ustawie wyraźnie byłoby zapisane, że takie związki to nie są małżeństwa, a osoby będące w tych związkach nie mają prawa do adopcji dzieci.

"Jest wtedy pytanie, czy warto jest tworzyć nową ustawę. Na bazie polskiego prawa, obecnie obowiązującego, jest możliwość dziedziczenia, możliwość opieki nad osobami żyjącymi w tego typu związkach, które nie są związkiem małżeńskim" - powiedział Komorowski. Jak mówił, trzeba być przyzwoitym w stosunku do każdego i "nie należy zaglądać zbyt daleko w prywatność życia ludzkiego". Przekonywał, że "można rozwiązywać sytuacje osób będących w tego typu związkach przyzwoicie, na bazie istniejącego prawa" - dodał.

Jak oświadczył, nie wyobraża sobie, by w Polsce na biuro prezydenta wpłynęła kiedykolwiek ustawa umożliwiająca adopcję dzieci przez związki osób tej samej płci.

"Konstytucja mówi wyraźnie, że małżeństwo to związek kobiety i mężczyzny, a różnego rodzaju próby obchodzenia tego nie powinny być przyjmowane, bo to jest w gruncie rzeczy łamanie prawa" - odpowiedział na to pytanie krótko Kaczyński.

Obaj kandydaci pytani byli też o ideę likwidowania dotychczasowych przywilejów emerytalnych w m.in. w wojsku i policji. Kaczyński podkreślił, że nie należy likwidować tych przywilejów, bo - jak argumentował - są "substytutem niewysokich płac". "To są bardzo często prace wymagające szczególnej dyspozycyjności. Będziemy tego bronić" - podkreślił.

Komorowski powiedział, że "wszyscy wiedzą w wojsku", że jest jednym z twórców obecnego systemu emerytalnego dla służb mundurowych. "Ten system może być zmieniany ze względu na profesjonalizację służb zbrojnych, ale tylko i wyłącznie na tych zasadach, że nowo wstępujący do służby akceptują nowe reguły. Ci wszyscy co są w wojsku lub byli w wojsku powinni mieć prawo do dotychczasowego systemu" - zaznaczył.

Kandydaci byli też pytani o to, kogo po wyborze powołaliby na doradcę ekonomicznego. Kaczyński wskazał na prof. Zytę Gilowską. "Jeżeli minister Gilowska by się zgodziła byłbym bardzo rad" - powiedział. Komorowski nie chciał podać konkretnego nazwiska. "Będę szukał doradztwa w bardzo różnych środowiskach politycznych, a nie tylko w swoim własnym" - zadeklarował.

Kandydaci odpowiadali też na pytanie, czy wiek emerytalny w Polsce należy podwyższyć. Komorowski stwierdził, że nie ma potrzeby podnoszenia wieku emerytalnego. "Można stworzyć możliwość wyboru - na przykład łącznie z wyższą emeryturą. Nic na siłę" - dodał Komorowski.

Ocenił, że Polska nie ma problemu podwyższania wieku emerytalnego. Według niego, dotyczy on krajów, które przeżywają głęboki kryzys gospodarczy. "My zdołaliśmy uratować polski wzrost gospodarczy. Byliśmy w zeszłym roku jedynym krajem w Europie, który miał dodatni wzrost gospodarczy. W tym roku mamy ponad 3-procentowy. Udało się uchronić Polskę przed kryzysem" - mówił Komorowski.

"Jak Polska by wyglądała, gdybyśmy zrealizowali oczekiwania opozycji PiS-owskiej, żeby wydać więcej pieniędzy. Byśmy byli dzisiaj Grecją. Ale jesteśmy na szczęście Polską, krajem, który cały czas się rozwija i to coraz szybciej" - dodał. Zdaniem Komorowskiego, nie ma sensu straszyć Polaków wizją koniecznych oszczędności. "Udało nam się poprzez uniknięcie niedobrych propozycji opozycji uratować polski wzrost gospodarczy. I teraz trzeba go umocnić" - powiedział.

Natomiast zdaniem Kaczyńskiego to dzięki obniżkom podatków, które wprowadził rząd PiS, Polska mogła uniknąć kryzysu. "Gdyby Platforma Obywatelska potrafiła w 2008 roku wydawać środki z funduszy europejskich - i nie wydała tylko 1 mld zł (...) - to nasza sytuacja byłaby jeszcze lepsza. Te wyniki byłyby jeszcze bardziej imponujące na tle europejskim" - dodał.

Kandydat PiS ocenił, że "nie wszystkie rozwiązania związane z funduszami emerytalnymi są właściwe". "W szczególności bardzo ryzykowne są te plany, które snuje polski rząd, jeżeli chodzi o prywatyzację. Również części polskiego majątku, na razie jeszcze państwowego, poprzez te fundusze (emerytalne - PAP). To naprawdę może w przyszłości stworzyć różnego rodzaju bardzo poważne niebezpieczeństwa dla polskich emerytur" - podkreślił. Zaznaczył, że "Polki mają prawo pracy do 65. roku życia, a nie obowiązek".

Kandydaci PiS i PO mówili też, czy są zwolennikami negocjowanej umowy gazowej z Rosją w sytuacji, kiedy Polska może być potęgą jeśli chodzi o wydobycie gazu łupkowego.

"Jeśli się okaże, że jest gaz w wielkich ilościach, będziemy wszyscy szczęśliwi (...), ale trzeba mieć świadomość, że to dopiero za parę miesięcy będzie zakończony pierwszy odwiert" - powiedział Komorowski. Dlatego - jego zdaniem - należy równolegle prowadzić negocjacje z dostawcami gazu klasycznego i "budować szanse na pozyskanie gazu łupkowego". Według niego potrzebne są "elastyczne relacje" z Rosją po to, by mieć możliwość renegocjacji umowy gazowej ze stroną rosyjską lub nawet "szansę jej niepodpisywania".

Zapewnił, że jeśli się okaże, że w Polsce jest gaz łupkowy w wystarczającej ilości, to rząd na pewno zadba o to, aby "sprzedaż zgody na eksploatację obwarować wystarczającymi przepisami i decyzjami, które by dawały naszemu budżetowi duże zyski".

Z kolei zdaniem Kaczyńskiego podpisywanie umowy gazowej z Rosją, sięgającej 20 lat w przyszłość, jest ryzykowne, bo - jak mówił - wiele w tym czasie może się zmienić. "Nawet gdyby tego gazu łupkowego nie było, ja byłbym przeciwnikiem podpisywania tak długotrwałych umów i w ogóle dziwię się, że rząd, obecna władza tego rodzaju rozwiązanie bierze pod uwagę" - mówił kandydat PiS. Zaznaczył, że ważne jest, by Polska miała z gazu łupkowego "rzeczywiste korzyści".

"Ale przede wszystkim musimy pamiętać o kwestiach bezpieczeństwa i tych spraw nie wolno zaniedbywać, nie wolno iść w jednym określonym tylko kierunku, bo już wielu się przekonało, że to jest niebezpieczne" - podkreślił.

Kandydaci mówili też, co chcą zrobić dla wyrównania szans Polski A i B i co zamierzają zrobić, by kraj się równomiernie rozwijał.

Kaczyński podkreślił, że w Polsce są dwie koncepcje dotyczące rozwoju: "koncepcja lokomotyw" polegająca na koncentrowaniu środków, w obszarach, które już są zamożne oraz koncepcja zrównoważonego rozwoju, której - jak mówił - jest zwolennikiem i realizował ją jako premier. "Uważam, że dobry rozwój Polski to rozwój zrównoważony. On jest w interesie wszystkich" - zaznaczył. "Jako prezydent będę czynił wszystko, żeby Polska się rozwiała w sposób zrównoważony" - zadeklarował.

"Polska jest jedna; nie ma Polski A, ani B, ani C, ani D.(...) Polska jest jedna i o całą Polskę trzeba dbać i rząd to robi" - zaznaczył Komorowski. Kandydat PO przypomniał, że województwa wschodnie straciły w efekcie decyzji rządu PiS z tytułu naliczania środków na ratownictwo medyczne. Dodał, że nauczyciele dostają w ostatnim czasie podwyżki. Podkreślił, że obecny rząd realizuje program budowy dróg lokalnych i budowy boisk "Orlików".

"Nie ma co Polaków straszyć tym, że ktoś chce komuś coś zabrać albo, że chce stworzyć sytuację, że inne regiony będą się szybciej rozwijały. Ma się rozwijać cała Polska, cała Polaka ma dogonić Europę" - powiedział Komorowski.

Kaczyński powrócił do tego tematu także podczas czasu na odpowiedź na kolejne już, inne pytanie. Pytał, czy Komorowski zakwestionuje, że wiele inwestycji także np. w woj. podkarpackim planowanych w ramach tzw. planu Grażyny Gęsickiej zostało wykreślonych. "Proszę naprawdę nie wmawiać naszemu społeczeństwu, że jest inaczej niż jest. Reprezentujecie zupełnie inną koncepcję niż my i to jest oczywiste" - powiedział prezes PiS.

Komorowski odpowiedział Kaczyńskiemu, że plany rządu PiS były bez pokrycia. "Na nie nie było pieniędzy i pan o tym najlepiej wie" - ripostował. Podkreślił, że można planować wszystko, ale "trzeba na to forsę znaleźć". "Fakty są po naszej stronie. Jest pół miliarda na Uniwersytet Rzeszowski. Jest. Jest poprawa liczenia algorytmu na służbę zdrowia. Jest. (...) Nie ma co się powoływać na teorię, na takie, siakie koncepcje. Fakty są nieubłagane i tyle" - mówił kandydat PO.

W podsumowaniu części debaty dotyczącej zagadnień społecznych Komorowski przekonywał, że nie ma Polski "A i B", "liberalnej" i "Solidarnej". "Nie można porozdzielać tego, co jest istotą Polskości: umiłowania wolności, a więc właśnie liberalizmu i +Solidarności+" - podkreślał kandydat Platformy. Przypomniał, że w czasie rządów PO wzrosły wynagrodzenia Polaków; zaznaczył, że koalicja podniosła najniższą pensję, a zasiłki dla rodzin zostały zwiększone o 40 proc.

Jak dodał, nie warto popełniać błędu podziału, bo tylko wspólne działanie może Polsce przynieść rozwój. Ocenił, że jeżeli będziemy dzielić nasz kraj zniszczymy szansę na dogonienie reszty Europy. Kaczyński z kolei mówił, że polityka społeczna musi polegać na tym, żeby państwo nie odwracało się tyłem do obywatela. Zaznaczył, że państwo ma wielkie obowiązki w tej sferze, zwłaszcza jeśli chodzi o zagadnienia "nie do rozwiązania nawet w ramach bardzo aktywnego społeczeństwa".

Prezes PiS mówił, że Polska jest jedna i rzeczywiście nie powinna się dzielić na wieś i miasto, czy różne grupy społeczne. Jak podkreślił, żeby nie pozostało to tylko w strefie haseł państwo musi prowadzić bardzo aktywną politykę społeczną. Odnosząc się do zagadnienia liberalizmu powiedział, że nikt nie kwestionuje w wolności w sferze kultury, czy polityki. "Chodzi o rolę państwa o to, żeby nie wmawiać ludziom, że państwo nowoczesne ma różne sprawy pozostawić w sferze prywatnej" - oświadczył lider PiS.

Przed debatą wyborczą kilkanaście młodych osób ze sztabu wyborczego Kaczyńskiego manifestowało przed budynkiem TVP. W rękach trzymali transparenty: "Peace not war", "Give peace a chance". Łucja Krzak ze sztabu wyborczego Kaczyńskiego powiedziała PAP, że manifestacja ma pokazać kandydata PiS jako osobę łagodną, która chce pokoju. "Nasze spotkanie jest taką odpowiedzią na wczorajsze zachowanie Donalda Tuska i całej reszty, tej całej agresji, tej nienawiści słowa" - mówiła.

Premier podczas sobotniej Konwencji Krajowej PO mówił, że konkurent Komorowskiego chce zdobyć władzę na fundamencie kłamstwa. Ocenił, że lider PiS codziennie mówi nieprawdę na temat tego, co działo się w ostatnich latach w Polsce.

Przed siedzibą TVP, oprócz młodych sympatyków PiS-u obecni byli także: rzecznik sztabu Kaczyńskiego Paweł Poncyljusz, Elżbieta Jakubiak oraz europoseł PiS Marek Migalski. Wszyscy mieli w rękach kwiatki. (PAP)

eaw/ sdd/ joko/ ura/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)