31 stycznia Sąd Okręgowy w Katowicach planuje wysłuchać wystąpień końcowych w procesie Marka Z., odpowiadającego za zabójstwo19-letniej Joanny Surowieckiej. W środę na pytania sądu odpowiadali biegli, którzy przygotowali opinie na temat oskarżonego.
Studentka z Czechowic-Dziedzic została zamordowana pięć i pół roku temu w pobliżu dworca PKP w sąsiednich Goczałkowicach Zdroju. Sprawca został ujęty po ponad czterech latach od zbrodni; wtedy też odnaleziono ciało Joanny.
Sprawa zbulwersowała opinię publiczną w woj. śląskim. Poza zabójstwem prokuratura zarzuciła 37-letniemu Markowi Z. próbę gwałtu na dziewczynie. Podczas procesu oskarżony przyznał się do zabójstwa; do gwałtu nie.
W środę przed sądem zeznawało pięciu specjalistów, m.in. z zakresu psychologii i seksuologii. Biegły seksuolog wskazał, że Z. ma zaburzenia preferencji seksualnych. Chodzi o skłonności sadomasochistyczne.
"Z całą pewnością stwierdzone u oskarżonego zaburzenia, zważywszy na ich konsekwencje, wymagają odizolowania go od społeczeństwa" - wskazał specjalista, odpowiadając na pytanie ojca Joanny. Zwrócił uwagę, że nieleczenie tego typu zaburzeń może prowadzić do ich pogłębienia.
Biegły uważa za potrzebne specjalistyczne leczenie Marka Z. - pod okiem specjalistów z różnych dziedzin, m.in. seksuologii i psychologii, którzy określą sposób terapii. Marek Z. podczas spotkania z seksuologiem wyraził chęć poddania się takiemu leczeniu. Jak sugerował ojciec zamordowanej, ta deklaracja to jedynie chęć ucieczki od odpowiedzialności.
Na kolejnej rozprawie sąd zamierza przesłuchać ostatnich świadków, w tym żonę oskarżonego i - na wniosek prokuratora - kuratora sądowego z Pszczyny, by spytać go o środowisko, w którym wychowywał się Marek Z. Sędzia Gwidon Jaworski uprzedził strony, by na następny termin przygotowały wystąpienia końcowe.
Joanna zaginęła w czerwcu 2006 roku. Studentka Górnośląskiej Wyższej Szkoły Handlowej w Katowicach udała się rano w kierunku dworca kolejowego w sąsiednich Goczałkowicach; jechała na egzamin. Poszukiwania dziewczyny nie przyniosły skutku.
Sprawę udało się rozwikłać dopiero po ponad czterech latach. W listopadzie 2010 roku policja zatrzymała Marka Z. Pracował wtedy w Legnicy przy wyrębie lasu. Na stałe mieszkał w okolicy Czechowic-Dziedzic. Ma żonę i dziecko. Nie był wcześniej karany. Mężczyzna już po zatrzymaniu przyznał się do zbrodni i wskazał miejsce ukrycia ciała.
W czasie, gdy zginęła Joanna, Z. pracował jako dozorca baru niedaleko dworca w Goczałkowicach. Zaczepił dziewczynę idącą na pociąg. Uderzył swą ofiarę kamieniem i zrzucił z nasypu w krzaki. Tego samego dnia wieczorem wrócił i przewiózł taczką ciało do pobliskiego zagajnika i zakopał.
W wyjaśnieniach złożonych w prokuraturze przyznał, że chciał zgwałcić Joannę i że z martwą już ofiarą próbował odbyć stosunek seksualny. Później z tej części wyjaśnień wycofał się.
Tropem prowadzącym do zabójcy był telefon zabrany Joannie, a konkretnie indywidualny numer telefonu komórkowego IMEI. Na wniosek rodziny po latach policja ponownie sprawdziła, czy telefon się nie uaktywnił. Okazało się, że tak. (PAP)
kon/ bos/ gma/