Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

"Economist": Blokada budżetu USA to symptom poważniejszego problemu

0
Podziel się:

Blokada budżetowa w USA uwidocznia poważny problem amerykańskiej
demokracji: podziały polityczne między Demokratami a Republikanami stały się tak głębokie, że
paraliżują procesy ustawodawcze. "W ten sposób nie da się rządzić krajem" - pisze "The Economist".

Blokada budżetowa w USA uwidocznia poważny problem amerykańskiej demokracji: podziały polityczne między Demokratami a Republikanami stały się tak głębokie, że paraliżują procesy ustawodawcze. "W ten sposób nie da się rządzić krajem" - pisze "The Economist".

Gdy zbliżała się północ w poniedziałek, 30 września, na Kapitolu demokratyczni i republikańscy kongresmeni przerzucali się winą za mający się zacząć z wybiciem godziny 24 paraliż budżetowy. "Gdy wisisz nad krawędzią przepaści, najważniejszym pytaniem nie jest to, +kto ma rację?+ ale "co, na Boga, robisz nad tą przepaścią?+" - pisze "Economist" w komentarzu, który trafił na okładkę tygodnika.

Wojna o budżet, która doprowadziła do tzw. shutdown (ang. zamknięcie), czyli częściowego zawieszenia funkcjonowania urzędów i instytucji federalnych w USA, nie jest czymś nowym, ale tym razem jest szczególnie niepokojąca. Problem polega na tym, że Republikanie zablokowali ustawę budżetową nie dlatego, że mieli zastrzeżenia do jej treści, ale dlatego, że chcieli za pomocą szantażu budżetowego wykoleić całkiem inny projekt: ustawę o reformie systemu opieki zdrowotnej zwaną Obamacare - wyjaśnia "Economist".

Początkowo republikańscy kongresmeni domagali się zlikwidowania wszelkich funduszy na Obamacare. "Innymi słowy, chcieli, by Demokraci zgodzili się na zniszczenie najważniejszego osiągnięcia ich prezydenta. To się nie mogło zdarzyć" - komentuje tygodnik.

Politycy GOP (Grand Old Party - Partia Republikańska) postanowili więc zabijać reformę zdrowia po kawałku, domagając się odroczenia niektórych jej założeń o rok.

"Obamacare opiera się na dwóch filarach. Pierwsze założenie to to, że każdy musi być ubezpieczony, a drugie, że firmy ubezpieczeniowe nie mogą żądać większych opłat od osób, które są już chore. Jeśli wdroży się tylko drugi filar reformy, tylko chorzy pospiesznie wykupią polisy, a zdrowi będą czekać, aż zachorują" - tłumaczy tygodnik.

Ale jeśli do tego dojdzie, to ubezpieczyciele "będą musieli podnieść swoje stawki, albo zbankrutują. Polisy staną się więc zbyt drogie i system nie przetrwa bez wielkich rządowych subsydiów". W ten sposób można pogrzebać reformę ubezpieczeń, a "niektórym Republikanom o to właśnie chodzi" - wyjaśnia dalej tygodnik.

Problemem jest to, że GOP stworzyło precedens; jeśli będzie się on powtarzać, Ameryka stanie się krajem, "którym nie da się rządzić" - ostrzega "Economist".

Wyborcy zdecydowali, by dać Republikanom kontrolę tylko nad Izbą Reprezentantów, podczas gdy Demokratom przypadł Biały Dom i Senat - przypomina tygodnik i kontynuuje: "Gdy partia z tak skromnym mandatem wyborczym grozi paraliżem budżetowym, jeśli strona przeciwna nie odwoła ustawy, która się jej nie spodobała, to przyjętym zda się ustawom zawsze grozić będzie odwołanie przez mniejszość (parlamentarną)".

Sytuacja może się znacznie pogorszyć, jeśli GOP i Demokraci nie porozumieją się w sprawie podniesienia ustawowego limitu zadłużenia państwa. Pułap ten zostanie osiągnięty jeszcze w tym miesiącu i jeśli GOP nie pójdzie na kompromis, Ameryka albo nie obsłuży swoich zobowiązań finansowych, albo będzie musiała wprowadzić tak radykalne cięcia budżetowe, że wpędzi gospodarkę w recesję.

Niezdolność do obsługi długu może wywołać "atak serca" globalnego systemu finansowego na miarę upadku banku Lehman Brothers w 2008 roku, od którego zaczęła się wielka zapaść finansowa. "Byłoby to ryzykancką brawurą, gdyby wykorzystać limit zadłużenia jako kartę przetargową, aby obalić Obamacare, jak to proponują niektórzy Republikanie" - ostrzega "Economist".

Za nieodpowiedzialne zachowanie kongresmenów winę ponosi częściowo błąd systemowy, polegający na tym, że w wielu stanach rządzący politycy mogą dowolnie zmieniać granice okręgów wyborczych. W rezultacie kongresmeni mogą sobie łatwo zapewnić zwycięstwo w zdominowanym przez ich partię okręgu, o ile nie pokona ich kontrkandydat z własnego obozu.

By temu zapobiec, "starają się raczej pozyskać głosy ekstremistów z własnej partii niż wykuwać sensowny, centrowy kompromis ze stroną przeciwną. Tak nie da się rządzić" - podkreśla "Economist", czyniąc wyraźną aluzję do zabiegów republikańskich kongresmenów o poparcie radykalnego skrzydła GOP - Tea Party. (PAP)

fit/ mc/

int.

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)