Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Eksperci: politycy w debacie publicznej powinni znosić ostrzejszą krytykę

0
Podziel się:

Politycy powinni być przygotowani na ostrzejszą krytykę niż pozostali
obywatele - oceniają eksperci, z którymi rozmawiała PAP. Ich zdaniem w ciągu ostatnich kilkunastu
lat poziom agresji w debacie publicznej znacznie wzrósł, za co częściową winę ponoszą media.

Politycy powinni być przygotowani na ostrzejszą krytykę niż pozostali obywatele - oceniają eksperci, z którymi rozmawiała PAP. Ich zdaniem w ciągu ostatnich kilkunastu lat poziom agresji w debacie publicznej znacznie wzrósł, za co częściową winę ponoszą media.

"Istnieje wyobrażenie, że publiczność polityki - czyli ci, którzy odbierają komunikaty polityczne - dobrze znoszą wypowiedzi agresywne i konflikt. To przekonanie utarło się w Polsce już 15 lat temu, bo wcześniej było zdecydowanie mniej agresji" - powiedział PAP prof. Jacek Wódz z Uniwersytetu Śląskiego.

Zdaniem socjologa, pokolenie dzisiejszych 40-, 50-latków uległo iluzji, że bycie agresywnym jest skuteczne, a polityka jest przecież "grą skuteczności".

"Tworzy się niedobry stereotyp debaty publicznej, posługującej się niewybrednym słownictwem, i agresji polegającej na przekrzyczeniu drugiego, odmawianiu mu prawa do wypowiedzenia się. To jest głęboko antydemokratyczne" - podkreślił rozmówca PAP.

Zdaniem dr. Tomasza Słupika z Uniwersytetu Śląskiego, najbardziej wyraźną granicą przekroczenia wolności słowa w debacie publicznej jest granica naruszenia godności innej osoby. Według niego, sprawa strony antykomor.pl, która zawierała m.in. gry polegające na strzelaniu do wizerunku Prezydenta RP Bronisława Komorowskiego, nasuwa pytania nie tylko o granice wolności słowa, ale też granice dopuszczalnej krytyki władzy.

"W przypadku władzy granica krytyki jest trochę dalej przesunięta, niż w przypadku nienaruszalności godności innych osób. Władza powinna być przygotowana na więcej, gdyż jej krytykowanie - szczególnie w liberalnej demokracji - jest jednym z elementów ustroju. Władza, która reaguje w sposób nadmierny na takie sytuacje, sama naraża się na śmieszność" - ocenił dr Słupik.

Wtóruje mu prof. Wódz, który zaznacza, że w debacie publicznej w odniesieniu do osób nie pełniących żadnej ważnej funkcji nie powinniśmy przekraczać granicy dobrego smaku, czyli przede wszystkim odnosić się do cech osobistych danej osoby. "Jeśli chodzi o osoby pełniące urzędy, to w moim przekonaniu politycy powinni więcej znosić. Sami się wystawiają na tego typu oceny" - zaznacza prof. Wódz.

Podkreśla jednak, że nie powinno się dopuszczać do takich wypowiedzi i działań, które zmniejszają szansę publicznego działania krytykowanych osób.

"Wielokrotnie byłem zniesmaczony sposobem, w jaki Janusz Palikot atakował urzędującego prezydenta Kaczyńskiego. W tej chwili jestem z kolei bardzo zniesmaczony sposobami, przy pomocy których politycy PiS - w tym jego konkurent do urzędu - atakują obecnego prezydenta, mówiąc, że został wybrany przez przypadek. Dla mnie to jest to przekroczenie wolności słowa, które szkodzi nie konkretnemu prezydentowi, tyko państwu" - powiedział prof. Wódz.

Jego zdaniem, za klimat agresji odpowiadają nie tylko politycy, ale również media, które akceptują to, że zapraszani przez nie goście wypowiadają swe poglądy nie zawsze w odpowiedzialny sposób. "Powstaje pytanie, czy zależy nam, by poziom agresji w debacie był mniejszy, czy większy. Tylko czy wtedy taka dyskusja nie będzie bardziej widowiskowa, bardziej medialna i zwiększy oglądalność?" - pytał dr Słupik.

Zdaniem dr. Słupika, mało osób zwraca uwagę na agresywny język w debacie publicznej, dlatego granicę tej agresji coraz bardziej przesuwamy. "Możemy dojść do tego, że polityka dojdzie do poziomu magla czy rynsztoka, w którym można będzie okładać swojego przeciwnika bez żadnych konsekwencji. Mam jednak nadzieję, że do tego poziomu nie dojdziemy" - podkreślił dr Słupik.

Prof. Wódz ocenił, że poziom agresji w debacie publicznej w dużej mierze zależy od tego, jakie granice kulturowe w danym kraju są dopuszczalne lub nie. "O ile w Stanach Zjednoczonych jest dopuszczalne, że urzędującego prezydenta atakuje się również za jego życie prywatne, to we Francji jest to niedopuszczalne. Nikt nigdy sobie nie wyobraził, by prezydentowi Mitterrandowi zrobić aferę z faktu, że ma relacje pozamałżeńskie" - ocenił prof. Wódz. (PAP)

ekr/ ls/ gma/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)