Prezydent Francji Francois Hollande obiecał w poniedziałek, w rocznicę swego zwycięstwa w wyborach, że drugi rok jego kadencji przyniesie efekty. Popularność szefa państwa znacznie spadła, gdyż gospodarka jest na skraju recesji, a bezrobocie wynosi 10,6 proc.
"To, co zostało zrobione przez rok, jest trwałe, ale to co pozostaje do zrobienia, jest znaczne" - podkreślił prezydent, dodając, że "rok, który nadchodzi przyniesie efekty".
Hollande na specjalnym posiedzeniu rządu w Pałacu Elizejskim zapowiedział, że premier Jean-Marc Ayrault przygotuje w najbliższych tygodniach plan przewidujący zainwestowanie 20 mld euro w infrastrukturę, technologię cyfrową i czystą energię.
"Reformy zmienią obraz Francji. Głęboko. Lecz wymagają one czasu, aby je zrealizować" - uprzedził Hollande, podkreślając jednocześnie, że rozumie "sceptycyzm Francuzów". Nawiązał tu do niedzielnego protestu zorganizowanego w Paryżu przez skrajny Front Lewicowy Jean-Luca Melenchona. Demonstranci krytykowali "niespełnione obietnice" rządzących socjalistów i domagali się "prawdziwych zmian".
Francuski prezydent podkreślił, że dotychczasowe posunięcia władz, takie jak podniesienie podatków, były słuszne, nawet jeśli są niepopularne. Podkreślił, że obecnie jego głównym celem jest obniżenie do końca roku skali bezrobocia.
Gospodarka Francji, druga pod względem wielkości w strefie euro, znajduje się na skraju recesji, a w marcu liczba bezrobotnych w kraju przekroczyła 3,22 mln osób, czyli najwięcej od 1997 roku. Notowaniom Hollande'a i jego rządu zaszkodził też skandal wokół byłego ministra ds. budżetu Jerome'a Cahuzaca. Musiał on podać się do dymisji, gdy przyznał, że posiadał tajne konto bankowe za granicą i uchylał się od płacenia podatków.
"Rok po wyborze Francois Hollande'a Francja żyje w kryzysie. Politycznym, gospodarczym, społecznym i moralnym" - napisał w poniedziałek lewicowy dziennik "Liberation". (PAP)
jo/ ap/
13746591 13746598 arch.
