Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Goban-Klas o Smoleńsku: emocje i szum informacyjny źródłami wiary w zamach

0
Podziel się:

Oficjalnie ogłoszone przyczyny katastrofy smoleńskiej to prozaiczne, suche
dane. Bardziej sensacyjne wersje lepiej się sprzedają, zwłaszcza gdy emocje są silne i trudno
weryfikować wszystkie dane - uważa socjolog i medioznawca, prof. Tomasz Goban-Klas z UJ.

Oficjalnie ogłoszone przyczyny katastrofy smoleńskiej to prozaiczne, suche dane. Bardziej sensacyjne wersje lepiej się sprzedają, zwłaszcza gdy emocje są silne i trudno weryfikować wszystkie dane - uważa socjolog i medioznawca, prof. Tomasz Goban-Klas z UJ.

"Zaraz po katastrofie podniosła się rosnąca fala żalu społecznego" - mówi prof. Goban-Klas dodając, że fala spiętrzała się pod wpływem mediów. Badania, przeprowadzone przez niego dwa dni po katastrofie, wykazały, że większość z nas wiedzę o tragedii czerpała z telewizji. A jest to medium, które tworzy przekaz szczególnie bazujący na emocjach. "Ludzie widzieli obrazy rozbitego samolotu z flagą, przywodzące skojarzenie, jakby to Polska się rozbiła, rzesze opłakujących, trumny, a przede wszystkim krzyże, kwiaty i znicze. To były zaduszki narodowe, przesunięte na kwiecień. Myślę, że to był rekord świata w intensywności zbiorowego, zmediatyzowanego żalu" - ocenia naukowiec.

W takich sytuacjach pojawia się nawet zjawisko upajania się żalem i właśnie w kwietniu 2010 r., według prof. Gobana-Klasa, mieliśmy możliwość zobaczyć to na własne oczy. "W tamtym okresie zawieszone zostały dociekania na temat przyczyn katastrofy, a w każdym razie nie były one na pierwszym planie" - dodaje.

W koktajlu emocji, według tych samych badań Gobana-Klasa, dominował jednak nie żal, ale niedowierzanie i zdumienie. Odczuwało je 85 proc. spośród 4 tys. ankietowanych Polaków. 30 proc. deklarowało żal i smutek. Na kolejnych miejscach były: niepokój (20 proc.), zdenerwowanie (10 proc.), groza i strach (10 proc.), gniew (ok. 3 proc.).

Profesor uważa, że wyniki tamtych badań mogą pomóc wyjaśnić rezultaty aktualnych badań CBOS (z 1 marca 2013 r.), według których 33 proc. Polaków dopuszcza możliwość, że w Smoleńsku doszło do zamachu. Porównania z wcześniejszymi sondażami wskazują, że zwiększył się odsetek osób poważnie biorących pod uwagę możliwość zamachu (od listopada ub. roku wzrost o 7 punktów procentowych), maleje zaś odsetek tych, które są przeświadczone, że była to katastrofa lotnicza (w ciągu ostatnich trzech miesięcy spadek o 5 punktów).

"Późniejszych reakcji społeczeństwa doszukiwałbym się właśnie w tym pierwszym uczuciu niedowierzania. Zdumienie, że coś takiego się mogło stać z takim samolotem i z takimi ludźmi - to jest chyba źródło tej zakorzenionej irracjonalności. Pierwszą myślą było, że im to nie powinno się zdarzyć. Gdyby to był zwykły samolot albo wypadek na mniejszą skalę, to łatwiej byłoby to wytłumaczyć jako katastrofę, czyli zdarzenie o charakterze losowym" - mówi socjolog.

Żałoba się skończyła - mówi Goban-Klas - i przyszedł czas na zadawanie pytań i na działalność tych, którzy mieli za zadanie na nie odpowiedzieć. "Zaczęła działać wysoko techniczna komisja, która przemawiała trudnym językiem, pokazywała jakieś wykresy, które mogły przekonywać tych, którzy zasadniczo już byli przekonani wcześniej, że katastrofa była tragicznym zbiegiem niekorzystnych okoliczności" - wyjaśnia naukowiec.

Jego zdaniem to właśnie słabość narracji oficjalnych organów, odpowiedzialnych za badanie przyczyn katastrofy, otworzyła drogę narracjom konkurencyjnym. Przy czym - według rozmówcy PAP - nie chodziło właściwie o treść przekazu, ale o jego formę.

Według socjologa alternatywne przekazy (wśród nich teorie spiskowe, miejskie legendy i różne hipotezy niepoparte dowodami) przekazywane są w sposób właściwy dla popkultury, łatwiejszy i bardziej zgodny z temperaturą emocji niż suchy, oficjalny strumień informacji, więc zyskują większy posłuch. "Ja to ujmuję w kategoriach info-rozrywki. Niby to jest informacja, ale ona musi być jak doku-drama, fabularyzowana i pełna emocji" - tłumaczy medioznawca. I wyjaśnia, że jeśli nawet narracje odmienne od oficjalnego stanowiska władz i organów śledczych są konstruowane świadomie po to, by oficjalną wersję podważyć, nie zmniejsza to ich siły przebicia.

Jak wyjaśnia prof. Goban-Klas, doświadczenia z innych krajów (głównie z USA) pokazują, że do przysporzenia popularności wielu teoriom spiskowym wystarczy już samo to, że kwestionują oficjalne stanowisko rządu. "Niechęć do rządu to cecha bardzo częsta w demokracjach. W USA bardzo znaczny odsetek obywateli w ogóle nie wierzy rządowi federalnemu w żadnej sprawie. W Polsce spora część ludzi, którzy dopuszczają słuszność alternatywnych teorii o przyczynach katastrofy smoleńskiej, po prostu szuka możliwości skanalizowania swojej nieufności wobec działań oficjalnych władz" - podkreśla profesor.

Efekt jest tym wyraźniejszy - podkreśla - że statystyczni odbiorcy mediów nie przejawiają dziś skłonności do weryfikacji trafiających do nich danych. Wydaje się to paradoksalne przy dostępności wielu różnorodnych źródeł, ale - zdaniem Gobana-Klasa - to właśnie nadmiar źródeł jest tego przyczyną.

"Kiedy było mniej źródeł informacji, ludzie byli bardziej dociekliwi. W PRL ukazywały się trzy gazety, w których znajdowały się materiały pochodzące z jednego źródła. A jednak było wielu ludzi, którzy kupowali te trzy gazety i starali się je porównać, wyszukując nawet drobne różnice w ujęciu tematu między np. "Trybuną Ludu" a "Życiem Warszawy", jeszcze słuchając od czasu do czasu Wolnej Europy. Oni zresztą potem byli liderami opinii, formowali opinie swoich najbliższych czy szerzej znajomych. Ta kategoria już zupełnie zanikła. Widać to z badań moich kolegów. Jest tak dużo źródeł informacji, że nie sposób ich wszystkich konfrontować ze sobą" - tłumaczy Goban-Klas.

Ponadto przy pluralizmie mediów żywimy przekonanie, że możemy spośród nich wybrać jedno wiarygodne, które zawsze przekaże nam prawdziwe informacje. "Wybieramy te, które nie wprowadzają dysonansu poznawczego, czyli nie denerwują nas. Inaczej mówiąc, wybieramy media najbliższe naszym światopoglądom oraz sympatiom politycznym i miło nam jest im wierzyć" - podkreśla socjolog. (PAP)

ula/ mlu/ gma/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)