Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Górnik bez oznak życia, wydostanie go wymaga czasu

0
Podziel się:

40-letni górnik, zasypany w środę w wyrobisku kopalni "Rydułtowy-Anna"
tysiąc metrów pod ziemią, nie daje oznak życia. Ratownicy znają jego położenie, ale wydostanie go
ze strefy zawału wymaga czasu. Szacuje się, że może to zająć dwa dni.

40-letni górnik, zasypany w środę w wyrobisku kopalni "Rydułtowy-Anna" tysiąc metrów pod ziemią, nie daje oznak życia. Ratownicy znają jego położenie, ale wydostanie go ze strefy zawału wymaga czasu. Szacuje się, że może to zająć dwa dni.

"W zasypanym chodniku znajdują się uszkodzone elementy obudowy wyrobiska, zniszczone fragmenty urządzeń, m.in. przenośnika, kable i przewody. Posuwając się naprzód, ratownicy muszą np. rozcinać blachy i inne elementy. Stąd m.in. takie a nie inne tempo prac" - powiedział PAP dyrektor Okręgowego Urzędu Górniczego (OUG) w Rybniku, Zbigniew Schinohl.

W piątek po godz. 9 jednemu z ratowników udało się dojść w pobliże miejsca, gdzie leży poszkodowany elektryk górniczy. Ratownik zbliżył się do niego na tyle, by dotknąć jego głowy i kasku. Nie znaczy to jednak, że teraz możliwe będzie szybkie wydostanie górnika.

"Ratownik dotarł w to miejsce w ekstremalnych warunkach, czołgając się +korytarzem+, wyznaczonym przez resztki znajdującego się tam przenośnika" - relacjonował dyrektor OUG.

Schinohl potwierdził, że poszukiwany górnik nie daje oznak życia. Zastrzegł jednak, że potwierdzenie zgonu zawsze należy do lekarza. Do momentu, kiedy ratownicy nie dojdą do poszkodowanego drążonym chodnikiem ratunkowym, nie będzie to możliwe.

Rzecznik Kompanii Węglowej, do której należy kopalnia, Zbigniew Madej zapewnił, że ratownicy koncentrują się teraz wyłącznie na tym, by jak najszybciej dojść do poszkodowanego. W wyrobisku stale pracują cztery pięcioosobowe zastępy ratownicze, zmieniając się co pół godziny. Ratownicy drążą w rumowisku tzw. chodnik ratunkowy o wymiarach ok. 1,5 na 1,5 metra.

W piątek wczesnym popołudniem szacowano, że od czoła drążonego chodnika do miejsca, gdzie znajduje się górnik, jest 7-8 metrów. Przedstawiciele nadzoru górniczego uważają, że przy dotychczasowym tempie prac ok. 4 metrów na dobę, dotarcie tam może zająć około dwóch dni. Jednak także te szacunki mogą być mylące.

Od początku akcji ratowniczej, prowadzonej w bardzo trudnych warunkach, już kilkakrotnie rzeczywistość okazywała się inna od przypuszczeń ratowników. W środę wydawało się, że udało się wychwycić sygnał emitowany przez nadajnik w lampce zaginionego górnika, jednak w nocy ze środy na czwartek sygnał zanikł. W czwartek wieczorem wiele wskazywało na to, że położenie górnika wskazały kamery wziernikowe. Również ta informacja nie potwierdziła się.

W piątek rano, krótko po tym, gdy przedstawiciele Kompanii Węglowej potwierdzili, że nie wiadomo, gdzie znajduje się poszkodowany, a szanse na szybkie dotarcie do niego maleją, okazało się, że jeden z ratowników doszedł w pobliże górnika. Akcja skoncentrowała się na dotarciu tam, jednak nadzór górniczy i przedstawiciele firmy szybko zastrzegli, że szybkie wydostanie górnika raczej nie jest możliwe.

Ratownicy muszą teraz poruszać się szczególnie ostrożnie - naruszenie struktury rumowiska mogłoby jeszcze utrudnić dotarcie do górnika lub spowodować u niego dodatkowe obrażenia. Gdy tylko będzie to możliwe, poszkodowanego obejrzy lekarz. W kopalni dyżuruje ekipa medyczna; w razie potrzeby do dyspozycji jest również śmigłowiec.

W zasypanym wyrobisku cały czas był przepływ powietrza. Trzeba jednak pamiętać, że od tąpnięcia i zawału upłynęły już ponad dwie doby. W tym czasie górnik przebywał w ekstremalnych warunkach, mógł również zostać przygnieciony skałami. Z relacji ratownika, który dotarł w pobliże poszkodowanego, nie wynika jakie są obrażenia górnika.

Do tąpnięcia w kopalni w Rydułtowach doszło w środę rano. Wstrząsowi o energii odpowiadającej ok. 2,4 stopniom Richtera towarzyszył zawał skał w położonym na poziomie 1000 metrów chodniku przyścianowym na długości ok. 35 metrów. W pobliżu znajdowało się siedmiu górników. Sześciu wycofało się o własnych siłach. Z obrażeniami niezagrażającymi życiu zostali przewiezieni na dokładne badania do miejscowych szpitali.

Komentując pojawiające się w mediach spekulacje dotyczące tego, czy przed tąpnięciem w kopalni mogło dojść do naruszenia przepisów lub zasad sztuki górniczej, rzecznik Kompanii zapewnił, że "wszystkie warunki związane z uruchomieniem tej ściany zostały spełnione".

"Jeszcze dzień przed katastrofą, w trakcie kontroli, inspektorzy Okręgowego Urzędu Górniczego w Rybniku nie zgłaszali żadnych zastrzeżeń do technicznych warunków eksploatacji tej ściany" - powiedział rzecznik.

Zgodnie z zaleceniami nadzoru górniczego, wydobycie węgla z tej ściany było ograniczone maksymalnie do 2 tys. ton na dobę. Kompania zapewnia, że nie tylko dochowała tych zaleceń, ale nawet je przekroczyła - wydobycie było poniżej tysiąca ton na dobę.

Zasypany górnik w chwili tąpnięcia przebywał w strefie szczególnego zagrożenia tąpaniami, gdzie nie powinien być. Dlaczego tam się znalazł - ma wykazać dochodzenie nadzoru górniczego. (PAP)

mab/ abr/ mow/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)