Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Halina Romanowa i Aleksandr Gurianow wspominają tragedię smoleńską

0
Podziel się:

"To była wielka tragedia również dla nas, Polaków mieszkających w Rosji" -
podkreśliła prezes Kongresu Polaków w Rosji, Halina Romanowa-Subotowicz, wracając w rozmowie z PAP
do zeszłorocznej katastrofy polskiego Tu-154M pod Smoleńskiem.

"To była wielka tragedia również dla nas, Polaków mieszkających w Rosji" - podkreśliła prezes Kongresu Polaków w Rosji, Halina Romanowa-Subotowicz, wracając w rozmowie z PAP do zeszłorocznej katastrofy polskiego Tu-154M pod Smoleńskiem.

"Były to ciężkie chwile. Wielu z nas było w Lesie Katyńskim, gdy napłynęła ta straszna wiadomość. Przyjechaliśmy specjalnie, by spotkać się z prezydentem Lechem Kaczyńskim i wspólnie oddać hołd polskim oficerom zamordowanym wiosną 1940 roku przez NKWD" - wspominała.

"Nastrój był podniosły, przygotowywaliśmy się do uroczystości. W pewnym momencie zrobiło się jakieś zamieszanie. Nie było wiadomo, o co chodzi. Wśród urzędników z Polski widać było nerwowość" - relacjonowała Romanowa-Subotowicz.

"Pierwszą informacją, w którą jednak nie chciałam uwierzyć, była wiadomość od Polaka ze Smoleńska. Jego znajomy pracuje jako kierowca na lotnisku Siewiernyj. Denerwowaliśmy się z powodu opóźnienia przylotu delegacji; dlatego zadzwonił on na lotnisko. Znajomy powiedział mu, że samolot się rozbił i wszyscy zginęli. Byliśmy przerażeni tą informacją. Wszelako nie wiedzieliśmy, czy temu człowiekowi z lotniska można wierzyć" - mówiła.

"Wkrótce ta tragiczna wiadomość się potwierdziła. Zadzwonił do mnie z Moskwy mój mąż i powiedział mi, iż w telewizji podano, że prezydencki samolot się rozbił. My na cmentarzu wciąż nie wiedzieliśmy wtedy, co się stało. Pojawiły się tylko informacje, że był jakiś wypadek, ale wszystko jest w porządku" - powiedziała prezes Kongresu Polaków w Rosji.

"Był to straszny dzień. To jest nie do opowiedzenia. Nie wiedzieliśmy, co mamy sobie powiedzieć. Wszyscy płakali" - wspominała. "Długo nie mogłam w to uwierzyć, choć był już oficjalny komunikat, a później msza święta" - dodała.

Romanowa-Subotowicz wyznała, że często wraca w myślach do tego tragicznego dnia. "Mamy w domu polską telewizję, więc na bieżąco jestem poinformowana o wszystkim, co jest związane z tą straszną katastrofą. Wiele osób, które tam zginęły, znaliśmy osobiście; jako Polonia współpracowaliśmy z nimi. Do dzisiaj nie mogę uwierzyć, że coś takiego mogło się stać" - wyznała.

Szefowa Kongresu Polaków w Rosji poinformowała, że 10 kwietnia we wszystkich parafiach katolickich na terytorium Federacji Rosyjskiej, w których wśród wiernych są Polacy, odprawione zostaną msze święte w intencji ofiar katastrofy. "A 9 kwietnia organizujemy dyktando poświęcone pamięci Krystyny Bochenek. Odbędzie się ono we wszystkich regionach, w których mieszkają Polacy" - dodała.

"To był stan zupełnego ogłuszenia" - tak tragiczne wydarzenia 10 kwietnia 2010 roku wspomina z kolei szef sekcji polskiej stowarzyszenia Memoriał Aleksandr Gurianow, który także był wtedy w Katyniu.

"Od wczesnych godzin byłem na stanowisku komentatorskim TVP w Lesie Katyńskim. Na chwilę udałem się do tamtejszego muzeum. Było to o godz. 10.40 czasu moskiewskiego (8.40 czasu polskiego) Właśnie tam usłyszałem, że jest opóźnienie; że samolot jakoby nie dostał zgody na lądowanie i najpewniej poleci do Moskwy; że cała uroczystość opóźni się o kilka godzin. Mówili to jacyś Polacy" - relacjonował Gurianow.

"Było tam strasznie zimno. Około zera. Wszyscy byli zmarznięci. Szczególnie harcerze w swoich mundurach. Pamiętam dokładnie ten moment, była 10.40" - wspominał.

"Wróciłem na stanowisko TVP, gdzie mi powiedziano, że jest jakieś opóźnienie. Nie byłem tym zdziwiony, gdyż wiadomość o opóźnieniu słyszałem już w muzeum. Po chwili wśród zgromadzonych na cmentarzu - a było tam kilkaset osób - dostrzegłem poruszenie. Potem usłyszałem, że samolot miał wypadek, ale niezbyt groźny. Po kilku minutach ktoś powiedział, że jednak są ofiary. Później w tłumie ludzie zaczęli płakać" - mówił przedstawiciel Memoriału, organizacji pozarządowej broniącej praw człowieka i dokumentującej stalinowskie zbrodnie.

"O tym, co się stalo, powiedziała mi pani Halina Romanowa. Mówiła, że ktoś z okna swojego domu widział słup ognia na lotnisku; że nikt nie ocalał" - oznajmił.

"W tym momencie wszyscy polscy dziennikarze, których tam było bardzo wielu, nagle gdzieś zniknęli. Później się dowiedziałem, że pojechali na lotnisko" - wspominał Gurianow.

"Źle to wszystko pamiętam, bo mnie to ogłuszyło. Pamiętam, że zacząłem pytać o panią Bożenę Łojek, współzałożycielkę Federacji Rodzin Katyńskich, z którą miałem się tam spotkać. Byłem przekonany, że przyjechała ona pociągiem, z innymi przedstawicielami Rodzin Katyńskich. Próbowałem znaleźć panią Bożenę, by się z nią przywitać. Dopiero potem dowiedziałem się, że też leciała tym samolotem" - powiedział.

"I nagle do tego zdezorientowanego tłumu szybkim krokiem podeszła grupa urzędników, wśród której był ambasador Jerzy Bahr. Ambasador łamiącym głosem poinformował o tragedii" - relacjonował szef sekcji polskiej Memoriału. "Byliśmy ogłuszeni" - zakończył Gurianow.

Z Moskwy Jerzy Malczyk (PAP)

mal/ kar/ woj/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)