Co najmniej 38 osób zginęło, a dziesiątki innych zostały ranne w poniedziałek w zamachach bombowych w Bagdadzie i innych miastach Iraku - poinformowali świadkowie i funkcjonariusze policji.
Według nich w różnych dzielnicach Bagdadu eksplodowało siedem ładunków wybuchowych. Kolejnych zamachów bombowych dokonano w Basrze na południu Iraku oraz w położonej na zachodzie kraju prowincji Anbar, która uznaje się za matecznik sunnickiej rebelii zbrojnej.
W północnoirackim mieście Bajdżi domniemani terroryści z Al-Kaidy zaatakowali policyjny areszt. Według źródeł w siłach bezpieczeństwa, napastnicy zdetonowali najpierw samochód-pułapkę, a potem otworzyli ogień do policjantów. Lokalne media podawały początkowo, że wielu aresztowanych zdołało zbiec - co policja zdementowała. Poinformowała jednocześnie, iż w starciu tym zginęło czterech policjantów i sześciu terrorystów.
Iracka agencja Sumeria News podała, że w prowincji Anbar zamachowiec-samobójca zdetonował bombę przy drogowej placówce kontrolnej, zabijając oficera.
W Mosulu na północy Iraku ostrzelano autobus wiozący szyickich pielgrzymów do ich sanktuarium w Karbali. Śmierć poniosło siedem osób, w tym cztery kobiety.
W ostatnich miesiącach w Iraku znacznie wzrosło napięcie między stanowiącymi większość ludności szyitami a sunnicką mniejszością, wśród której rozpowszechnione jest przekonanie, że rząd premiera Nuriego al-Malikiego dąży do jej zmarginalizowania.
Powiązani z Al-Kaidą sunniccy ekstremiści liczą na ponowne rozpętanie międzywyznaniowego konfliktu, który przez pierwsze lata po obaleniu dyktatury Saddama Husajna spychał kraj na krawędź wojny domowej. Zamiarom tym sprzyja sytuacja w sąsiedniej Syrii, gdzie od ponad dwóch lat sunniccy w większości rebelianci walczą z reżymem prezydenta Baszara el-Asada.(PAP)
dmi/ ro/
15303274 15304161
