*Starając się zapobiec wybuchowi przemocy na tle etnicznym, ONZ będzie wzywać do wprowadzenia podziału władzy w rejonie Kirkuku, zamieszkanym w większości przez Kurdów, na zasobnej w ropę północy Iraku - pisze w niedzielę agencja AP. *
W okolicach Kirkuku stale dochodzi do ataków na pola naftowe, rurociągi i targowiska. Przyszłość rejonu zależy od tego, czy jego 1,3 mln mieszkańców będzie rządzonych z Bagdadu czy Irbilu - stolicy Kurdystanu, regionu autonomicznego na północy Iraku.
Kurdowie stanowią w regionie Kirkuku około 52 proc. miezkańców, Arabowie - 35 proc., Turkmeni - 12 proc. Kurdowie chcą, by Kirkuk włączyć do Kurdystanu, Arabowie i Turkmeni są temu przeciwni.
Głęboka podejrzliwość, panująca między mniejszościami w regionie Kirkuku, ma po części swoje korzenie w polityce arabizacji prowadzonej tam przez byłego dyktatora Iraku Saddama Husajna. Za jego rządów zginęło kilkadziesiąt tysięcy Kurdów, a z ziemią zrównano ponad 1100 kurdyjskich wsi.
Szkic planu ONZ oferuje kilka możliwości, z których po odrzuceniu zbyt ekstremalnych lub za mało życiowych, pozostają dwie. Pierwsza przewiduje, że Kirkuk zostanie prowincją o "statusie specjalnym", w której władzę sprawować będzie i szyicki rząd centralny, i kurdyjskie władze z Irbilu. Taki stan miałby trwać od trzech do 10 lat, zanim nie wypracuje się ostatecznego statusu dla Kirkuku.
W drugim przypadku Kirkuk otrzymałby częściową autonomię polityczną i był w jakiś sposób finansowo uzależniony od Bagdadu. Za taką wersją opowiadają się Turkmeni, których łączą polityczne więzy z Turcją. Kirkuk mógłby też zatrzymywać część dochodów z tamtejszych rafinerii ropy w prowincji. Szczegóły koncepcji jeszcze są dyskutowane. (PAP)
klm/ kar/
1917