Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Irak: Rebelianci mówią gazecie, że przerwali rozmowy z USA

0
Podziel się:

Rebelianci iraccy siedem razy spotykali się z
ambasadorem USA, ale postanowili przerwać kontakty po obsadzeniu
przez parlament iracki najwyższych stanowisk w państwie, gdy nadal
nie otrzymali odpowiedzi na swoje memorandum - podał we wtorek
ważny dziennik arabskojęzyczny.

Rebelianci iraccy siedem razy spotykali się z ambasadorem USA, ale postanowili przerwać kontakty po obsadzeniu przez parlament iracki najwyższych stanowisk w państwie, gdy nadal nie otrzymali odpowiedzi na swoje memorandum - podał we wtorek ważny dziennik arabskojęzyczny.

Anonimowy przywódca rebeliantów oświadczył w wywiadzie dla wydawanej w Londynie gazety "Aszark Al-Awsat", że rozmowy z ambasadorem USA w Iraku Zalmayem Khalilzadem rozpoczęły się 16 stycznia w Ammanie, stolicy Jordanii, a potem toczyły się w Bagdadzie w nieujawnionym miejscu poza Zieloną Strefą, silnie strzeżoną enklawą rządowo-dyplomatyczną w centrum miasta.

"Ambasador amerykański i my - przedstawiciele ponad dziesięciu ważnych ugrupowań irackiego ruchu oporu, spotkaliśmy się siedem razy, z czego trzy razy przed 6 lutego" - cytuje dziennik wypowiedź przywódcy rebeliantów.

Podczas jednego ze spotkań partyzanci przedstawili memorandum, które wzbudziło zainteresowanie Amerykanów. Dyplomaci USA obiecali odpowiedzieć zanim zapadną decyzje o obsadzie najwyższych stanowisk państwowych w Iraku.

Parlament iracki 22 kwietnia wybrał prezydenta Iraku, dwóch wiceprezydentów, swoje prezydium i przystał na powierzenie misji utworzenia rządu szyickiemu politykowi Nuriemu al-Malikowi.

"Upłynęły z górą dwa miesiące, powołano władze, a my nie otrzymaliśmy (od Amerykanów) żadnej odpowiedzi, ani pozytywnej, ani negatywnej - powiedział rebeliant. - Postanowiliśmy zatem zakończyć rozmowy i poinformowaliśmy ich o tym w memorandum przekazanym przedwczoraj".

Strona amerykańska nie zareagowała na razie na informację w "Aszark Al-Awsat". Jednak w zeszłym miesiącu Khalilzad potwierdził, że oficjele amerykańscy spotykali się z osobami powiązanymi ze zdominowaną przez arabskich sunnitów rebelią, choć nie wyjaśnił, czy byli to pośrednicy, czy też sami rebelianci.

Khalilzad oświadczył wtedy, że Amerykanie i ich rozmówcy są "dalecy" od porozumienia w sprawie położenia kresu rebelii.

Według "Aszark Al-Aswat", przywódca rebeliantów powiedział, że rozmowy skupiały się na wycofaniu wojsk USA z Iraku. Dodał, że Amerykanie zgodzili się spełnić pewne warunki w ciągu domniemanego "okresu spokoju" między 6 i 13 lutego, ale tego nie uczynili.

"Mieliśmy pewne podstawowe warunki, w tym zaprzestanie operacji zbrojnych, obław i aresztowań niewinnych Irakijczyków, zwolnienie zatrzymanych niesłusznie więźniów (...), ale oni nie spełnili swych zobowiązań, wobec czego iracki ruch oporu kontynuuje działania" - powiedział rebeliant gazecie.

Rebelianci chcieli negocjować tylko z Khalilzadem, choć rozmówca "Aszark Al-Aswat" wyjawił, że doszło także do spotkania z amerykańskimi wojskowymi, w tym z kimś ze sztabu dowódcy sił koalicyjnych w Iraku, gen. George'a Caseya.

Przywódca rebeliantów dodał, że spotkania te nie miały nic wspólnego z kontaktami między siedmioma ugrupowaniami zbrojnymi i współpracownikami prezydenta Iraku Dżalala Talabaniego, o czym w niedzielę zakomunikowała kancelaria prezydencka w Bagdadzie.

Rozmówca "Aszark Al-Awsat" wyraził niezadowolenie, że najwyższe stanowiska w państwie znów obsadzono według klucza etnicznego i wyznaniowego (prezydentem został Kurd, przewodniczącym parlamentu arabski sunnita, a misję utworzenia rządu powierzono szyicie).

Arabscy sunnici, spośród których rekrutuje się większość rebeliantów, otrzymali także stanowisko jednego z dwóch wiceprezydentów, a desygnowany na premiera Nuri al-Maliki obiecał, że na ministrów w swoim gabinecie jedności narodowej powoła "technokratów", wolnych od sekciarskich uprzedzeń.

Amerykanie i władze irackie wykluczają możliwość prowadzenia rozmów z "terrorystami", czyli ekstremistami z irackiej Al-Kaidy czy Armii Ansar as-Sunna, i ze zwolennikami Saddama Husajna.

Khalilzad wyraził w kwietniu opinię, że kontakty z innymi ugrupowaniami sunnickich rebeliantów przyczyniły się do spadku liczby ofiar wśród żołnierzy amerykańskich. W marcu ich straty były najmniejsze od lutego 2004 roku.

Jednak potem straty zaczęły rosnąć. W kwietniu zginęło co najmniej 70 żołnierzy USA, więcej niż w jakimkolwiek innym miesiącu bieżącego roku. (PAP)

xp/ mc/ 3310

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)