Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Irak: W "Camp Victory" wojna wydaje się odległa

0
Podziel się:

Sędziowie odgwizdują faule na meczu
otwierającym rozgrywki wieczorowej ligi koszykówki. Żołnierze
tłoczą się w barach szybkiej obsługi, czekając na pizzę przy
dźwiękach muzyki pop. Jeden z żołnierzy gawędzi z jakimś
azjatyckim pracownikiem w cieniu muru osłonowego.

*Sędziowie odgwizdują faule na meczu otwierającym rozgrywki wieczorowej ligi koszykówki. Żołnierze tłoczą się w barach szybkiej obsługi, czekając na pizzę przy dźwiękach muzyki pop. Jeden z żołnierzy gawędzi z jakimś azjatyckim pracownikiem w cieniu muru osłonowego. *

Z oddali słychać od czasu do czasu huk wybuchów.

Tu, w "Obozie Zwycięstwo" (Camp Victory), żartobliwie nazywanym przez część żołnierzy "Kampusem Zwycięstwo" (Campus Victory - kampus to miasteczko uniwersyteckie), wojna wydaje się czymś bardzo dalekim, choć ta rozległa baza w pobliżu Bagdadzkiego Lotniska Międzynarodowego stanowi główną kwaterę dowództwa wojsk amerykańskich w Iraku.

W innych miejscach Iraku - pisze dziennikarz agencji Associated Press, Antonio Castaneda - wielu ze 130 tys. żołnierzy amerykańskich żyje w spartańskich warunkach i niemal codziennie walczy z rebeliantami. Na posterunkach wzdłuż granicy z Syrią setki marines spędzają tygodnie bez prysznica i gorących posiłków.

Jednak w "Obozie Zwycięstwo", kompleksie kamiennych pałaców karmelowego koloru, dowódcy wojsk amerykańskich i koalicyjnych oraz personel bazy korzystają z najprzeróżniejszych nowoczesnych udogodnień.

Żołnierze szukają swoich pojazdów na zatłoczonym parkingu, przy którym kiedyś ze swej limuzyny wysiadał Saddam Husajn. W jasnoniebieskim basenie wojskowi grają w piłkę wodną. W salonie kosmetycznym można zrobić manikiur, a pracownicy kontraktowi idą do domu niosąc odzież odebraną z pralni chemicznej.

Basen i pałace są spadkiem po irackim dyktatorze, jednak wiele wygód przyjechało tu wraz z zaopatrzeniem, które rutynowo towarzyszą współczesnej armii amerykańskiej. Lepsze warunki życia żołnierzy mają skłonić do pozostania tych, którzy w ciągu trzyletniej już operacji irackiej więcej czasu spędzają razem z kolegami ze swej jednostki niż z żonami i dziećmi.

Niektórzy doceniają te starania dowództwa. "+Obóz Zwycięstwo+ jest idealnym miejscem" - powiedział kapral Paul Gober, gwardzista narodowy stanu Illinois z Chicago, chwilę przed zanurzeniem się w wodzie basenu.

Na basenie "Camp Victory" dziesiątki żołnierzy opalają się albo pływają, nie zważając na dalekie eksplozje.

"Pływam, zaglądam do internetu i jeszcze mi za to płacą!" - powiedział jeden z nich, wycierając się ręcznikiem.

W większości kilkudziesięciu pozostałych baz amerykańskich w Iraku warunki są zupełnie inne. Wiele tych baz to pokryte pyłem place osłonięte szarymi murami ochronnymi, wałami ziemnymi i zastawione białymi przyczepami lub kontenerami mieszkalnymi. W bazie koło Samarry żołnierze mieszkają obok opuszczonego spichlerza, w którym roi się od gryzoni.

Kontrast między warunkami życia nie uchodzi uwagi części żołnierzy patrolujących w upale niebezpieczne ulice i drogi Iraku. Ci, którzy stacjonują w odizolowanych bazach, często pytają zaglądających tam pracowników kontraktowych lub reporterów, czy prawdziwe są opowieści o luksusach w kompleksie budynków ambasady USA w Bagdadzie albo w bazie lotniczej w Baladzie, słynącej z basenu o rozmiarach olimpijskich i kina.

Niektóre z tych opowieści wcale nie są przesadzone.

"Niektórzy czują się tu głupio, żal im żołnierzy służących w wysuniętych bazach" - powiedział podoficer Matt King z Charlotte w Północnej Karolinie, siedząc na ławce ogrodowej z pizzą na talerzyku przy filii Pizza Hut mieszczącej się w przyczepie. Jej pracownicy mówią, że każdego dnia sprzedają w "Camp Victory" około 500 pizz. Sąsiadujący z Pizza Hut lokal firmy Subway z kanapkami i sałatkami odwiedza około 400 klientów dziennie.

Pojawienie się wielkich i dobrze wyposażonych baz jest po części następstwem amerykańskiej strategii, która przewiduje, że coraz więcej zadań bojowych będą przejmować żołnierze iraccy, podczas gdy Amerykanie zaczną pełnić rolę sił zapasowych. Wielkie bazy zbudowano także w pobliżu Tikritu i Mosulu, miast, gdzie Amerykanie zmniejszają swoją obecność.

Część oficerów amerykańskich przyznaje, że żołnierze korzystający z wygód mogą wykręcać się od udziału w zadaniach bojowych. Dlatego na przykład dowódca oddziału marines koło miasta Rutba w zachodnim Iraku postanowił wygody ograniczyć i zgodził się na kafejkę internetową, ale obsługę kantyny powierzył kucharzom piechoty morskiej, a nie firmie kateringowej.

"Wielkie bazy takie jak +Camp Victory+ są o tyle niedobre, że osłabiają naszą skuteczność, bo jesteśmy mniej wystawieni na nieprzyjaciela - powiedział podoficer Steven L. Listwan, gwardzista z Addison w Illinois. - Wielu ludzi całymi dniami nie wychyla nosa poza +Victory+".

W wysuniętej bazie operacyjnej "Falcon" (Sokół) w jednej z najniebezpieczniejszych dzielnic Bagdadu, gdzie żołnierze przebywają w opuszczonych zakładach samochodowych, część narzeka na warunki życia, choć niektórzy mówią, że wolą niewygody.

"W porównaniu z +Victory+, +Falcon+ to brud i nędza - powiedział porucznik Brian Murphy z Eastchester koło Nowego Jorku. - Ale ja to wolę. Wygody przywodzą mi na myśl dom. Co prawda przyjemnie jest co pewien czas wstąpić do Burger Kinga". (PAP)

xp/ ap/

1540

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)