Ktokolwiek siedzi w bunkrze, powinien w nim pozostać - tak premier Izraela Benjamin Netanjahu odpowiedział w środę wieczorem na groźby przywódcy Hezbollahu szejka Hasana Nasrallaha.
"Nikt nie powinien wątpić w siłę Izraela" - dodał Netanjahu, przemawiając w Jerozolimie na konferencji przewodniczących najważniejszych organizacji żydowskich.
Wcześniej tego samego dnia Nasrallah mówił, że jest gotów do kolejnej wojny z Izraelem, który w obliczu zmian w regionie nie jest już tak pewny swojej siły, jak dotychczas. "Izraelczycy się boją" - stwierdził lider radykalnego szyickiego ugrupowania, jakim jest libański Hezbollah. Zagroził, że pomści ono śmierć jednego ze swych dowódców Imada Mugnii przed kilku laty.
"Ta decyzja się urzeczywistni(...) w sprzyjającym momencie i wobec odpowiedniego celu. Mówię syjonistycznym przywódcom i generałom, by niezależnie od miejsca na świecie, gdzie przebywają, w każdym momencie strzegli swoich głów, gdyż krew Imada Mugnii nie została przelana na darmo" - oświadczył Nasrallah.
Jego zdaniem, głównym problemem Bliskiego Wschodu jest "istnienie Izraela(...), który zabijał, konfiskował ziemię i wypędzał ludzi - z pomocą Zachodu".
Nasrallah mówił o tym w przemówieniu telewizyjnym, wzbudzając aplauz swych zwolenników. Imad Mugnija, jeden z najważniejszych dowódców wojskowych Hezbollahu, zginął 12 lutego 2008 r. w wybuchu samochodu-pułapki w Damaszku, stolicy Syrii. Hezbollah oskarżył o przeprowadzenie tego zamachu Izrael, który temu zaprzeczył.
Z Tel Awiwu Juliusz Urbanowicz (PAP)
ju/ mw/ mc/