Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Izrael: Trwa wyścig o głosy prawicowych wyborców

0
Podziel się:

Rządząca w Izraelu prawicowa koalicja partii Likud i Nasz Dom Izrael
traci poparcie na rzecz nacjonalistycznego ugrupowania religijnego Żydowski Dom. Jej lider Naftali
Bennet jest wschodzącą gwiazdą wyborów parlamentarnych, które odbędą się 22 stycznia.

Rządząca w Izraelu prawicowa koalicja partii Likud i Nasz Dom Izrael traci poparcie na rzecz nacjonalistycznego ugrupowania religijnego Żydowski Dom. Jej lider Naftali Bennet jest wschodzącą gwiazdą wyborów parlamentarnych, które odbędą się 22 stycznia.

Członkowie Likudu próbują dotrzymać kroku radykalnemu Bennetowi i podobnie jak on zaczynają otwarcie mówić o stopniowej aneksji 60 proc. powierzchni Zachodniego Brzegu Jordanu - palestyńskiego terytorium okupowanego, na którym Izrael rozbudowuje osiedla, co społeczność międzynarodowa uważa za pogwałcenie IV Konwencji Genewskiej. Na tych ziemiach Palestyńczycy mieliby utworzyć swoje przyszłe państwo.

O planach aneksji mówili we wtorek wieczorem członkowie Likudu na konferencji organizowanej przez nacjonalistyczną organizację Kobiety w Zieleni. Konferencja dotyczyła "rozciągnięcia izraelskiej suwerenności na Judeę i Samarię", jak w żargonie izraelskiej prawicy określa się Zachodni Brzeg. "Możemy dać każdej arabskiej rodzinie w Judei i Samarii 500 tys. dolarów, żeby wyemigrowały do miejsca, gdzie czeka je lepsza przyszłość" - mówił poseł Likudu Mosze Fejglin.

Gdyby wybory do parlamentu odbyły się w środę, rządząca koalicja, która obecnie ma 42 posłów, straciłaby osiem miejsc. Z kolei Żydowski Dom (HBHJ) zdobyłby 14 mandatów, a jeśli popularność tej partii nadal będzie rosła, może stać się drugim z największych ugrupowań w parlamencie - wynika z sondażu opublikowanego w środę przez dziennik "Haarec".

"Start Likudu i Nasz Dom Izrael ze wspólnej listy to błąd taktyczny. W Izraelu mamy proporcjonalny system wyborczy i ludzie są przyzwyczajeni do tego, że mają wiele różnych opcji politycznych. Wielu osobom nie podoba się, że muszą jednocześnie głosować na obydwie partie" - powiedział w rozmowie z PAP profesor Uniwersytetu Hebrajskiego Gideon Rahat. Ocenił jednak, że dla premiera Benjamina Netanjahu "to nie problem, że jego partia Likud straci kilka miejsc, jeśli zagwarantuje mu to tekę premiera w następnym rządzie".

Większość sondaży i izraelskich komentatorów przewiduje, że mimo słabnącego poparcia Netanjahu utrzyma po wyborach swoją pozycję i stworzy nową koalicję prawicową.

"Zmiany zachodzą w tym samym obozie: prawicowym, religijnym, nacjonalistycznym. Dlatego też w kontekście podziału na +jastrzębi+ i +gołębi+, czy też na prawicę i centrum, te przesunięcia nie mają żadnego znaczenia" - zaznaczył w rozmowie z PAP profesor Menachem Klejn z Uniwersytetu Bar-Ilan.

"Nawet z malejącym poparciem Netanjahu i tak będzie następnym premierem i wciąż będzie miał wiele możliwości przy budowie kolejnej koalicji. (...) Myślę, że dobierze sobie z jednej strony partię centrową, a z drugiej prawicową i religijną. Potem będzie twierdził, że jest pośrodku i chce prowadzić rozmowy pokojowe z Palestyńczykami, tak naprawdę nic im nie oferując, aby Unia Europejska za bardzo na niego nie naciskała" - dodał Klejn.

Sondaż opinii publicznej przeprowadzony na zlecenie dziennika "Haarec" pokazał też, że w styczniowych wyborach weźmie udział więcej Palestyńczyków z izraelskim obywatelstwem. Jest to prawdopodobnie reakcja na próbę zdyskwalifikowania palestyńskiej deputowanej do Knesetu Hanin Zuabi, której izraelski Sąd Najwyższy przywrócił w niedzielę prawo do startowania w wyborach. Frekwencja wyborcza wśród Palestyńczyków w Izraelu jest zazwyczaj dużo niższa niż wśród Żydów.

Z Jerozolimy Ala Qandil (PAP)

aqa/ akl/ mc/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)