Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Janicki: kwestia składu delegacji powinna być rozstrzygnięta prawnie

0
Podziel się:

To, że najważniejsze osoby w państwie nie mogą lecieć jednym samolotem np.
z zagraniczną wizytą, powinno być uregulowane prawnie - uważa szef Biura Ochrony Rządu gen. Marian
Janicki. Obecnie obowiązuje jedynie porozumienie w tym zakresie.

To, że najważniejsze osoby w państwie nie mogą lecieć jednym samolotem np. z zagraniczną wizytą, powinno być uregulowane prawnie - uważa szef Biura Ochrony Rządu gen. Marian Janicki. Obecnie obowiązuje jedynie porozumienie w tym zakresie.

Jak przypomniał Janicki, porozumienie zostało podpisane po katastrofie smoleńskiej pomiędzy kancelariami prezydenta, premiera i Biurem Ochrony Rządu. Zgodnie z nim osoby najważniejsze w państwie - m.in. prezydent, premier - nie mogą latać jednym samolotem. Nadal nie ma jednak żadnych przepisów w tym zakresie i BOR - mimo że ochrania te osoby - nie może wpływać na skład delegacji.

"To porozumienie jest respektowane. Rozwiązanie prawne byłoby jednak pójściem w dobrym kierunku. Jeżeli odpowiadamy za najważniejsze osoby w państwie (o statusie HAED - prezydent, marszałek Sejmu, Senatu i premier), to odpowiadamy również za to, by nie leciały razem. Dobrze by było, gdybyśmy mogli np. powiedzieć: nie, nie możecie razem lecieć, bo wynika to z takiego a takiego artykułu ustawy o BOR czy rozporządzenia MSWiA" - powiedział generał.

Szef BOR nawiązując do samej katastrofy Tu-154M ocenił, że pod względem bezpieczeństwa wizyta prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Smoleńsku była "perfekcyjnie przygotowana". Dodał, że w tej sprawie BOR "nie ma sobie nic do zarzucenia".

Zaznaczył, że o składzie delegacji, która poleciała 10 kwietnia 2010 r. do Smoleńska, BOR dowiedziało się dzień wcześniej, w południe. Nie było więc - jak podkreślił - żadnej możliwości "zawetowania" jej składu, tym bardziej, że biuro nie ma takich kompetencji.

"Listę przesłano nam faksem. Dostaliśmy ją, dlatego że przed tego typu wyjazdem, funkcjonariusze BOR przeprowadzają kontrolę pirotechniczno-radiologiczną bagaży i osób, które są w składzie delegacji, a nie są przez nas ochraniane. Nie było i nie ma przepisów, które nakazywałyby szefowi BOR analizę listy i ocenę, kto może a kto nie powinien lecieć" - zaznaczył.

Jak podkreślił, w pierwszej wersji na pokładzie Tu-154M mieli być też szefowie policji, Straży Granicznej, Państwowej Straży Pożarnej i BOR.

Janicki odniósł się też do zarzutów, jakie pojawiały się po katastrofie, że na lotnisku w Smoleńsku nie było funkcjonariuszy BOR. Jak powiedział, sprawdzanie lotniska np. pasa startowego czy obecność na wieży kontroli lotów nie leży w kompetencjach tej formacji. "Nawet gdybyśmy mieli takie zdania i musieli sprawdzać lotnisko, nawet gdyby tam było 100, 200 naszych funkcjonariuszy, to czy zapobiegłoby to katastrofie? Przecież samolot rozbił się przed lotniskiem" - dodał Janicki.

Zaznaczył, że np. funkcjonariusze Secret Service ochraniający prezydenta Stanów Zjednoczonych czasami są na wieży kontroli lotniska, na którym ląduje samolot głowy państwa, ale tylko na wypadek "ekstremalnych sytuacji". Według niego obecność funkcjonariusza BOR na wieży w Smoleńsku mogłaby wywołać zarzuty, że swoją obecnością stresował kontrolerów.

Dodał, że współpraca ze stroną rosyjską w trakcie przygotowań do wizyty była "znakomita". Zaprzeczył, by po katastrofie doszło do jakichkolwiek spięć związanych m.in. z próbą przewiezienia przez Rosjan do Moskwy ciała prezydenta Lecha Kaczyńskiego. "Poprosiliśmy o to, by pozostało na lotnisku i Rosjanie to uszanowali" - dodał.

Generał zapewnił, że BOR było przygotowane na przetransportowanie vip-ów z każdego z lotnisk zapasowych. Jak dodał, na lotniskach nie było kolumn zapasowych, bo nie ma takich procedur. "Gdy w Polsce był prezydent USA Barack Obama, na żadnym z lotnisk nie było zapasowych kolumn. Secret Service nie ma też takich procedur" - powiedział.

"Transport zorganizowany byłby niezależnie od tego, które byłoby to lotnisko. Poprzez MSZ poinformowano by rosyjską służbę ochrony, że będzie takie lądowanie np. w Moskwie. Następnie razem zorganizowalibyśmy transport dla osób przez nas chronionych, czyli w tym wypadku pary prezydenckiej i prezydenta Kaczorowskiego. Pozostałymi członkami delegacji zajęłaby się kancelaria prezydenta" - powiedział Janicki.

Dodał, że podczas feralnego lotu nie informowano Biura o pogarszających się warunkach pogody. "Zgodnie z procedurami informują nas o zmianach planu lotu, czyli np. o tym, że zdecydowano o lądowaniu na zapasowym lotnisku" - wyjaśnił.

10 kwietnia 2010 r. w katastrofie samolotu pod Smoleńskiem zginęło 96 osób - w tym prezydent Lech Kaczyński i prezydent RP na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski, parlamentarzyści i dowódcy wojskowi. Wśród ofiar było też dziewięciu funkcjonariuszy BOR. Delegacja leciała na obchody 70. rocznicy zbrodni katyńskiej.

Patrycja Rojek-Socha, Grzegorz Dyjak (PAP)

pru/ gdyj/ abr/ ura/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)