Minister spraw zagranicznych Jemenu Abu Bakr Abd Allah al-Kirbi oświadczył w środę, że jego kraj sprzeciwia się jakiejkolwiek bezpośredniej interwencji USA lub innego kraju w walce z Al-Kaidą.
Jak ocenił w wywiadzie dla agencji Associated Press, "kwestia przysłania zagranicznych sił na terytorium Jemenu jest bardzo delikatna".
Obecnie amerykańscy żołnierze szkolą w Jemenie tamtejsze jednostki antyterrorystyczne. Al-Kirbi dodał, że Sana z zadowoleniem powita większą liczbę szkoleniowców, lecz nie - jak to ujął - siły mające jakiekolwiek inne kompetencje. "Bezpośrednia interwencja skomplikowałaby sprawy" - dodał.
Władze w Waszyngtonie zwiększyły w Jemenie swoją pomoc, jeśli chodzi o walkę z terroryzmem, lecz zastrzegły, że nie zamierzają wysłać tam sił bojowych.
Jemen poinformował we wtorek, że zmobilizował tysiące funkcjonariuszy sił bezpieczeństwa do udziału w ofensywie przeciwko Al-Kaidzie w trzech prowincjach kraju: Szabwa, Marib i Abjan.
Pod koniec grudnia szef jemeńskiej dyplomacji powiedział, że jego kraj chce walczyć z Al-Kaidą i jest do tego zdolny, ale otrzymuje zbyt małe wsparcie od Zachodu. "Potrzebujemy więcej szkoleń. Musimy powiększyć nasze jednostki antyterrorystyczne, a to oznacza zapewnienie im koniecznego szkolenia, sprzętu wojskowego, środków transportu; bardzo brakuje nam helikopterów" - powiedział wówczas minister w wywiadzie dla radia BBC4.
Al-Kaida wzięła na siebie odpowiedzialność za nieudany zamach na amerykański samolot pasażerski lecący w Boże Narodzenie z Amsterdamu do Detroit. USA obawiają się, że Jemen może stać się dla Al-Kaidy centralną bazą operacji poza Pakistanem i Afganistanem.
W ostatnich dniach z powodu groźby ataków terrorystycznych ze strony Al-Kaidy na Półwyspie Arabskim zamknięto ambasady USA, W. Brytanii i Francji w Jemenie. Placówki wznowiły już pracę.(PAP)
cyk/ kar/
5423270 5423346, arch.