Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Kaczmarek: publikacja "Dziennika" naruszeniem prywatności

0
Podziel się:

Publikacja przez "Dziennik" stenogramów z podsłuchu moich rozmów z żoną z
2007 roku była naruszeniem prywatności - mówił w piątek w sądzie okręgowym w Warszawie były
minister SWiA Janusz Kaczmarek na procesie, który wraz ze swoją żoną Honoratą wytoczył firmie Axel
Springer Polska - poprzedniemu wydawcy "Dziennika".

Publikacja przez "Dziennik" stenogramów z podsłuchu moich rozmów z żoną z 2007 roku była naruszeniem prywatności - mówił w piątek w sądzie okręgowym w Warszawie były minister SWiA Janusz Kaczmarek na procesie, który wraz ze swoją żoną Honoratą wytoczył firmie Axel Springer Polska - poprzedniemu wydawcy "Dziennika".

Były minister nie zakończył jednak swoich wyjaśnień, ponieważ rozprawa została przerwana z powodu ewakuacji budynku sądu. Po godz. 10 w sądzie policjanci rozpoczęli sprawdzenie pirotechniczne, wcześniej bowiem otrzymali anonimowy telefon o podłożeniu ładunku wybuchowego.

Kolejny termin sprawy ma zostać wyznaczony z urzędu. Zeznania będzie kontynuował Janusz Kaczmarek, złoży je również jego żona.

W cywilnym procesie Honorata i Janusz Kaczmarkowie domagają się przeprosin w mediach i 200 tys. zł.

"Dziennik" w maju napisał, że "dotarł do stenogramów" rozmów Kaczmarków i opublikował je na portalu dziennik.pl zaraz po tym, jak przed sejmową komisją śledczą ds. nacisków zeznawała Honorata Kaczmarek.

Według gazety, z zapisu rozmów, jakie latem 2007 r. podsłuchała ABW, ma wynikać, że "Honorata Kaczmarek udziela dokładnych instrukcji mężowi, jak ma się bronić przed zarzutami prokuratorów". Miała zakazać mu udzielania wywiadów i komentować, dlaczego został odwołany z funkcji ministra spraw wewnętrznych. "Janusz! Kontratakuj!" - miała powiedzieć mężowi, gdy ówczesny minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro wygłaszał zarzuty pod adresem Kaczmarka.

"Publikacja jest połączeniem kilku rozmów, mającym wykazać negatywny obraz w sytuacji, gdy moja żona składała zeznania przed komisją śledczą, a zatem mającym obniżyć jej wiarygodność" - mówił Kaczmarek. Dodał, że opublikowane rozmowy pochodzą z różnych okresów.

Spór między stronami wywołała natomiast kwestia oryginalnej publikacji na portalu dziennik.pl. Reprezentujący wydawcę mec. Artur Wdowczyk powiedział, że przedstawiony przez powodów wydruk nie pochodzi ze stron "Dziennika" tylko z popularnej przeglądarki internetowej. "To jest kopia, to widać po adresach internetowych, zresztą nie zgadzają się daty" - mówił. Poinformował też, że kwestie te szerzej poruszy w swoim piśmie procesowym.

"Po raz pierwszy zdarza się, że autor i właściciel portalu usuwa dokumenty ze strony. To jest rzecz bez precedensu" - replikował pełnomocnik Kaczmarków, mec. Mieczysław Hebel. Zaznaczył, że po ostatniej rozprawie w początkach sierpnia zadzwonił do swej kancelarii i udało się zachować niektóre kopie publikacji oraz poświadczyć je notarialnie. "Teraz nawet one są niedostępne" - mówił.

Z kolei Janusz Kaczmarek powiedział, że treść strony internetowej została zabezpieczona przez prokuraturę w prowadzonym przez nią postępowaniu dotyczącym ujawnienia informacji z postępowania przygotowawczego.(PAP)

mja/ bno/ mow/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)