Oskarżony o przyjęcie 5 tys. zł łapówki kardiochirurg Tomasz Hirnle nie przyznał się we wtorek przed sądem w Białymstoku do zarzutów postawionych mu przez prokuraturę. Policyjną prowokację uważa za próbę zdyskredytowania jego osoby.
Lekarz po raz kolejny opisał przebieg wizyty w jego gabinecie pacjenta i jego córki (potem okazało się, że nie byli spokrewnieni, a byli uczestnikami policyjnej prowokacji), po której w szufladzie biurka kardiochirurga policja znalazła kopertę z pieniędzmi.
Jak mówił (to samo zeznawał w pierwszym procesie), gdy po wyjściu tych osób z gabinetu wrócił tam z kolejną pacjentką, zobaczył na biurku kopertę, więc schował ją do szuflady.
"Miałem poczucie, że coś jest nie tak" - mówił Hirnle i dodał, że nie chciał, by wchodząca pacjentka miała wrażenie, że dzięki kopercie (w domyśle z pieniędzmi), można coś z nim załatwić.
We wcześniej składanych wyjaśnieniach mówił, że wszystko działo się bardzo szybko i tak naprawdę chciał już iść na salę operacyjną, gdzie czekał na niego pacjent. Dlatego kopertę schował do biurka i sprawę zamierzał wyjaśnić, ale zanim wyszedł na salę operacyjną, do gabinetu weszli policjanci. (PAP)
rof/ bno/ bk/