Kilka tysięcy ludzi wyszło w środę na ulice kirgiskiego miasta Naryn w Tien-Szanie, protestując przeciwko niedawnym drastycznym podwyżkom opłat za prąd i ciepło, które wprowadził rząd. Domagali się m.in. anulowania prywatyzacji w sektorze energetycznym.
Obywatele Kirgistanu, już wcześniej borykający się z wysokim bezrobociem i niskimi zarobkami, od 1 stycznia stanęli przed koniecznością płacenia dwukrotnie więcej za energię elektryczną i pięć razy więcej za ogrzewanie.
Kilka tysięcy ludzi w mieście Naryn, leżącym na wysokości ponad 2000 metrów, domagało się, by prezydent Kurmanbek Bakijew usunął swych krewnych z posad rządowych i anulował prywatyzację sektora energetycznego i firm telekomunikacyjnych. O wysuwanych żądaniach poinformował lider opozycyjnej partii Ak-Szumkar Tenir Sarijew.
Przywódczyni organizacji kobiecej Anarkul Okoszewa powiedziała, że w proteście wzięło udział 4 tysiące ludzi, miejscowe władze mówią o 3 tysiącach.
W Narynie, liczącym ok. 40 tysięcy mieszkańców, przez osiem miesięcy w roku temperatury utrzymują się poniżej zera. "Ostatnie podwyżki były dla nas mordercze" - powiedziała Okoszewa.
Opozycja planuje przeprowadzenie w marcu kolejnego protestu - w stolicy Kirgistanu, Biszkeku.
Agencja Associated Press pisze, że stabilna sytuacja w Kirgistanie leży na sercu zarówno Rosji, jak i USA, które dzierżawią w tym kraju bazę lotniczą mającą wielkie znaczenie dla prowadzenia operacji w Afganistanie.
Bakijew został wyniesiony do władzy w roku 2005 w następstwie tzw. tulipanowej rewolucji - protestów ówczesnej opozycji. Przeciwnicy prezydenta utrzymują, że od tamtego czasu zdusił niemal całkowicie wszelką opozycję.(PAP)
mmp/ kar/
5828622