Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Kiszczak podejrzany ws. sterowania sprawą śmierci Przemyka

0
Podziel się:

#
Dochodzi szerszy background
#

# Dochodzi szerszy background #

17.12. Warszawa (PAP) - Były szef MSW Czesław Kiszczak jest podejrzany o przekroczenie uprawnień służbowych w związku z kierowaniem na fałszywe tory w latach 1983-84 śledztwa w sprawie śmiertelnego pobicia Grzegorza Przemyka - taki zarzut postawił mu w czwartek IPN. Podejrzany nie przyznał się i odmówił składania wyjaśnień. Grozi mu do 3 lat więzienia.

84-letni Kiszczak jest dwudziestym podejrzanym w prowadzonym przez IPN śledztwie w sprawie fałszowania sprawy śmierci Przemyka - syna opozycyjnej poetki Barbary Sadowskiej, pobitego na śmierć w maju 1983 r. w komisariacie MO przy ul. Jezuickiej w Warszawie. To jedna z najgłośniejszych zbrodni aparatu władzy PRL, wciąż nie do końca wyjaśniona i rozliczona.

"Czesławowi K. zarzucono, że w okresie od czerwca 1983 r. do maja 1984 r. w Warszawie będąc funkcjonariuszem państwa komunistycznego, pełniąc stanowisko Ministra Spraw Wewnętrznych przekroczył uprawnienia służbowe i nie dopełnił obowiązków oraz utrudniał postępowanie, prowadzone przez prokuraturę w sprawie wyjaśnienia okoliczności śmierci Grzegorza Przemyka" - podał IPN.

Prok. Bogusław Czerwiński kierujący warszawskim pionem śledczym IPN powiedział PAP, że według ustaleń Instytutu, Kiszczak również inicjował działania mające na celu sprowadzenie śledztwa na fałszywe tory, co miało na celu uniknięcie przez funkcjonariuszy MO odpowiedzialności karnej za popełnienie tego przestępstwa.

IPN postawił pierwsze zarzuty w sprawie w 2007 r. Dwóch oficerów SB dostało wtedy zarzuty zastraszania głównego świadka pobicia, kolegi Przemyka Cezarego F. - tak aby wycofał się z zeznań, że bili milicjanci.

19-letni maturzysta Grzegorz Przemyk bawił się z kolegami na warszawskiej Starówce po egzaminie maturalnym. Zatrzymany przez MO, na komisariacie przy ul. Jezuickiej otrzymał ponad 40 ciosów pałkami po barkach i plecach oraz kilkanaście ciosów łokciem lub pięścią w brzuch. Przewieziony do szpitala, zmarł po dwóch dniach w wyniku ciężkich urazów jamy brzusznej. Pogrzeb Przemyka stał się wielką manifestacją sprzeciwu wobec władzy komunistycznej.

W 1983 r. prokuratura wszczęła wprawdzie śledztwo w sprawie śmierci Przemyka, ale jednocześnie władze podjęły bezprawne działania mające uchronić milicjantów przed karą. Winą chciano obarczyć sanitariuszy, którzy wieźli Przemyka z komisariatu do szpitala. W aktach sprawy zachowała się notatka ówczesnego szefa MSW gen. Czesława Kiszczaka: "Ma być tylko jedna wersja śledztwa - sanitariusze". O tej tezie, jako jedynie słusznej, mówiła oficjalna propaganda, która prowadziła też kampanię zniesławiania matki Przemyka i jego otoczenia.

Pytany w czwartek o ten zapis Kiszczaka prok. Czerwiński odmówił odpowiedzi, czy to jest podstawa uznania, że Kiszczak "inicjował" bezprawne działania.

Do tej sprawy Biuro Polityczne KC PZPR powołało specjalny zespół pod kierownictwem odpowiedzialnego za bezpieczeństwo b. szefa MSW gen. Mirosława Milewskiego (nie żyje od kliku lat). "Gdybyśmy chcieli rozprawić się z Przemykiem, wzięlibyśmy fachowców" - mówił Kiszczak na posiedzeniu tego zespołu latem 1983 r. (jest to w aktach sprawy Przemyka).

Realizując wytyczne zespołu, SB zastraszała głównego świadka Cezarego F., który wraz z Przemykiem był w komisariacie. Próbowano go skompromitować, wcielić do wojska, namawiano do wyjazdu za granicę, otoczono gronem współpracowników SB, którzy namawiali go do zmiany zeznań i inwigilowali. Istniał nawet niezrealizowany pomysł, żeby upozorować jego wypadek samochodowy.

Inwigilowano prowadzących sprawę prokuratorów (ich notatki trafiały do SB), a oskarżonych milicjantów i świadków instruowano, jak mają zeznawać. "Ci funkcjonariusze to barany: mówię im, jak mają zeznawać, a oni nic nie rozumieją" - skarżył się - jak wynika z akt - wysoki rangą oficer MO, który instruował milicjantów.

Pod zmyślonymi zarzutami aresztowano pełnomocnika Sadowskiej, mec. Macieja Bednarkiewicza, a przeciwko mec. Władysławowi Sile-Nowickiemu wszczęto postępowanie karne, zarzucając mu "poniżanie naczelnych organów władzy państwowej; stracił też pracę prokurator, który sprzeciwiał się bezprawnym praktykom MSW.

Przynajmniej o części bezprawnych działań miał wiedzieć ówczesny przywódca PRL gen. Wojciech Jaruzelski.

W lipcu 1984 r., po wyreżyserowanym przez władze procesie, sąd uwolnił od zarzutu pobicia Przemyka dwóch milicjantów - Ireneusza K. i Arkadiusza Denkiewicza - dyżurnego komisariatu z ul. Jezuickiej. Natomiast na 2 i 2,5 roku więzienia skazani zostali za nieudzielenie pomocy pobitemu, po wymuszeniu w śledztwie nieprawdziwych zeznań, dwaj sanitariusze, którzy wieźli Przemyka z komisariatu do szpitala.

W związku z tym zakończonym procesem gen. Kiszczak w rozkazie wydanym 2 września 1984 r. dotyczącym wyróżnienia funkcjonariuszy MO i SB prowadzących śledztwo ws. okoliczności śmierci Przemyka pisał m.in.: "Resort spraw wewnętrznych, nie poczuwając się w najmniejszym stopniu do jakiegokolwiek zawinienia śmierci G. Przemyka, nie mógł pozostać obojętnym wobec jawnej prowokacji i kampanii oszczerstw skierowanej na nasz aparat".

"Podjęte zostały wielokierunkowe działania zmierzające do nadania śledztwu obiektywnego charakteru, ustalenia faktycznych sprawców, pociągnięcia ich do odpowiedzialności i ujawnienia wobec opinii publicznej rzeczywistej prawdy. W wyniku długotrwałej, żmudnej pracy, prowadzonej przez wielu funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej i Służby Bezpieczeństwa, zgromadzono materiał procesowy obrazujący faktyczny przebieg zdarzenia i rolę jego uczestników, stanowiący zarazem podstawę do uniewinnienia funkcjonariuszy MO i skazania rzeczywistych sprawców śmierci G. Przemyka" - pisał Kiszczak, co przytoczono w Biuletynie IPN z 2004 r.)

Wyroki wydane w procesie z 1984 r. uchylono po 1989 r. W 1997 r. Sąd Wojewódzki w Warszawie uniewinnił Ireneusza K., natomiast Arkadiusza Denkiewicza - dyżurnego z komisariatu - skazał na dwa lata więzienia (według psychiatrów na skutek wyroku doznał w psychice zmian, które uniemożliwiły odbywanie kary). Kazimierz Otłowski, oficer KG MO, został skazany na półtora roku w zawieszeniu za próbę zniszczenia akt sprawy Przemyka w 1989 r. W wyniku apelacji w 1998 r. Otłowski został uniewinniony. Dziś ma on zarzut, że zasiadając w składzie grupy dochodzeniowo-operacyjnej Komendy Głównej MO w sprawie śmierci Przemyka, "kierował pracami, wydawał polecenia służbowe oraz akceptował" działania mające nakłonić do przyznania się sanitariuszy.

W kwietniu 2000 r. Sąd Okręgowy w Warszawie trzeci raz rozpoczął proces w sprawie śmiertelnego pobicia Przemyka. W czerwcu 2000 r. były milicjant Ireneusz K. został uniewinniony z braku dowodów. W styczniu 2001 r. Sąd Apelacyjny orzekł, że od 1 stycznia 2000 r. sprawa śmierci Grzegorza Przemyka jest przedawniona. We wrześniu 2001 r. Sąd Najwyższy orzekł, że sprawa wraca do Sądu Apelacyjnego, a przedawnienie upłynie dopiero w 2005 roku.

W 2003 r. rozpoczął się kolejny proces. W styczniu 2004 roku sąd uniewinnił Ireneusza K. W czerwcu 2004 roku Sąd Apelacyjny ponownie uchylił wyrok uniewinniający Ireneusza K.. W grudniu 2004 roku rozpoczął się piąty proces. Sąd Okręgowy w Warszawie przed rokiem uznał Ireneusza K. za winnego i skazał na 8 lat więzienia, zmniejszone o połowę na mocy amnestii. Był to pierwszy wyrok skazujący.

14 grudnia 2009 r. Sąd Apelacyjny uznał, że sprawa śmierci Przemyka przedawniła się 1 stycznia 2005 r. Wyrok jest prawomocny. Pełnomocnicy Leopolda Przemyka - ojca Grzegorza zapowiadają kasację do Sądu Najwyższego. Kasację złoży też prokurator generalny Krzysztof Kwiatkowski.

Od 1994 r. Kiszczak ma proces za wydanie szyfrogramu, mającego być podstawą działań milicji w kopalni "Wujek" w 1981 r., gdzie milicja zabiła 9 górników (za co grozi mu do 10 lat więzienia). W 2008 r. warszawski sąd okręgowy w trzecim procesie umorzył sprawę, uznając że karalność nieumyślnego - jak przyjęto - czynu Kiszczaka przedawniła się w 1986 r. W październiku br. Sąd Apelacyjny uchylił ten wyrok i zwrócił sprawę sądowi okręgowemu, który wkrótce rozpatrzy ją po raz czwarty. SA zwrócił uwagę, że po tragediach w kopalni winni nie zostali ukarani, a osoby biorące udział w pacyfikacjach "za wiedzą i zgodą Kiszczaka zostały odznaczone". "Oskarżony Kiszczak osobiście wręczał im te odznaczenia" - stwierdził Sąd Apelacyjny.

Kiszczak od września 2008 r. odpowiada przed Sądem Okręgowym w Warszawie jako jeden z autorów stanu wojennego z grudnia 1981 r., oskarżonych o udział w "zorganizowanej grupie przestępczej o charakterze zbrojnym" (grozi za to do 8 lat więzienia).

W innych dwóch procesach z oskarżenia IPN, Kiszczak został uznany przez ten sam Sąd Okręgowy w Warszawie za winnego w dwóch sprawach o dyskryminację wyznaniową podległych funkcjonariuszy - wyrzucenia ze służby milicjanta z drogówki z Tucholi za to, że zawarł ślub kościelny. W innej sprawie został uznany za winnego dyskryminacji, bo zwolnił milicjanta ze służby za to, że posłał córkę do pierwszej komunii św. Obie sprawy umorzono na mocy amnestii z 1989 r.

Od 1945 r. Kiszczak był funkcjonariuszem Informacji Wojskowej, a od 1957 r. - Wojskowej Służby Wewnętrznej. W 1972 został szefem wywiadu wojskowego. Od 1979 r. - szef kontrwywiadu WSW. W 1981 r. został szefem MSW jako bliski współpracownik gen. Wojciecha Jaruzelskiego. Członek WRON. Był w Biurze Politycznym KC PZPR w latach 1986-90. Uczestnik rozmów w Magdalence i prac Okrągłego Stołu w 1989 r. Desygnowany na premiera w lipcu 1989 r.; nie zdołał utworzyć rządu. W rządzie Tadeusza Mazowieckiego miał funkcję wicepremiera. W lipcu 1990 r. wycofał się z polityki, przekazując resort Krzysztofowi Kozłowskiemu.(PAP)

dom/ wkt/ sta/ itm/ jra/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)