Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Kochan: oskarżeni nie mieli nic do powiedzenia, instrukcje przychodziły z góry

0
Podziel się:

Śledczy z Informacji Wojskowej, którzy
przesłuchiwali oficerów w sprawie rzekomego spisku, dostawali
instrukcje z góry i bali się swoich przełożonych - powiedział
Władysław Kochan, zeznający w środę jako świadek w procesie byłych
stalinowskich śledczych oskarżonych o znęcanie się nad więźniami.

Śledczy z Informacji Wojskowej, którzy przesłuchiwali oficerów w sprawie rzekomego spisku, dostawali instrukcje z góry i bali się swoich przełożonych - powiedział Władysław Kochan, zeznający w środę jako świadek w procesie byłych stalinowskich śledczych oskarżonych o znęcanie się nad więźniami.

Toczący się przed Wojskowym Sądem Garnizonowym proces dotyczy czterech byłych śledczych Informacji Wojskowej (ówczesnego kontrwywiadu wojskowego) i UB. Są oni oskarżeni o znęcanie się nad generałami WP, posądzanymi o rzekomy spisek w wojsku i szpiegostwo: Stanisławem Tatarem, Stefanem Mossorem, Józefem Kuropieską i płk. Marianem Utnikiem. Żaden z pokrzywdzonych już nie żyje.

Zeznający jako świadek Kochan był szefem oddziału śledczego IW, później wiceszefem całej Informacji. W 1959 r. został skazany za "sprawę Tatara" na pięć lat, z czego odsiedział niespełna rok, oraz zdegradowany. Niedawno MON odebrało mu prawo do ponad 3 tys. zł wojskowej emerytury.

"Stoję nad grobem, nie będę kłamać" - mówił w środę 90-letni Kochan. "Ja byłem jedynym, który miał odwagę wszędzie chodzić i przeciwstawiać się" - mówił, podnosząc głos, gestykulując i stukając o podłogę kulami. Powiedział, że rozpoznaje trzech z czterech oskarżonych, ale winą za złe traktowanie obarczył wyłącznie jednego z szefów IW, sowieckiego oficera Antoniego Skulbaszewskiego, pomagającego mu radzieckiego pułkownika, Bolesława Bieruta i ówczesne biuro polityczne, które wydawało polecenia. "Oskarżeni nie mieli nic do powiedzenia" - zapewniał. Dodał, że gen. Kuropieska pisząc wspomnienia, odwiedzał go i korzystał z jego pomocy.

Przyznał, że wobec uwięzionych stosowano karcer, "stójki" (kazano im godzinami stać), wielogodzinne przesłuchania. Według niego, "w tych sprawach chyba nie było bicia", ale Skulbaszewski poniżał przesłuchiwanych np. plując im w twarz. Kochan powiedział, że nie było kar za brak efektów śledztwa, ale śledczy bali się niezadowolenia Skulbaszewskiego. Oficerom nie wolno było rozmawiać o sprawie między sobą. Zeznał, że Skulbaszewski miał do niego pretensje, że sprawa się ciągnie. "Bałem się, że i mnie posadzą i skażą" - przyznał. Twierdził, że dobrze traktował przesłuchiwanych i jeden z nich prosił, by to Kochan go przesłuchiwał, bo inni go dręczyli.

Sąd odczytał Kochanowi zarzucane mu przez tzw. komisję Mazura - badającą po śmierci Stalina przypadki łamania prawa w wymiarze sprawiedliwości - odmowę leczenia, grożenie bronią, bicie, wielogodzinne przesłuchiwania, wtrącanie do mokrego karceru. "Ani słowa prawdy" - powiedział Kochan. Według niego, aresztowanie i skazanie go odbyły się na polecenie władz PZPR.

Drugim świadkiem był Zbigniew Domino, który w 1954 r. badał bezprawne działania śledczych. Powiedział, że w oficjalnych aktach procesowych "wszystko było jak należy", ale nieoficjalne notatki potwierdzały zastraszanie, grożenie skrzywdzeniem rodzin, wystawianie na zimno i ubliżanie. "Według nas Skulbaszewski był demiurgiem całej sprawy" - powiedział były prokurator. Dodał, że kończąc śledztwo chciał ekstradycji Skulbaszewskiego, mieszkającego wtedy znów w ZSRR, ale "odpowiedziano mi, że to niemożliwe". Śledztwo zakończyło się skazaniem dwóch oficerów IW - Kochana i Mieczysława Notkowskiego.

Stojącym przed Wojskowym Sądem Garnizonowym czterem oskarżonym grozi do 5 lat więzienia, nie przyznają się oni do winy, mówiąc, że byli "małymi trybikami" i sami byli ofiarami ówczesnego systemu.(PAP)

brw/ itm/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)