Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Konferencja: W wyborach na Ukrainie chodziło nie o to, kto, ale jak wygra

0
Podziel się:

W wyborach parlamentarnych na Ukrainie nie chodziło o to, kto wygra, tylko
jak wygra; gdyby niedzielne głosowanie nie zostało uznane za uczciwe, plany przyciągnięcia Kijowa
do Zachodu musiałby się skończyć - oceniali uczestnicy konferencji "Europejska perspektywa
Ukrainy?".

W wyborach parlamentarnych na Ukrainie nie chodziło o to, kto wygra, tylko jak wygra; gdyby niedzielne głosowanie nie zostało uznane za uczciwe, plany przyciągnięcia Kijowa do Zachodu musiałby się skończyć - oceniali uczestnicy konferencji "Europejska perspektywa Ukrainy?".

Debata ekspercka, zorganizowana w Warszawie dzień po wyborach parlamentarnych na Ukrainie przez biuro europosła Marka Migalskiego (PJN), poświęcona była podsumowaniu kampanii wyborczej i samego głosowania u naszych wschodnich sąsiadów.

"W tych wyborach nie chodziło o to, kto wygra, tylko jak wygra. Wyniki były dość przewidywalne, wiedzieliśmy kto wygra i kto przegra, chodziło o to, jak to zostanie przyjęte, jak to zostanie przeprowadzone" - mówił Migalski, który na konferencję przyleciał prosto z Kijowa, gdzie był jednym z obserwatorów.

Podkreślił, że bardzo ważne jest, czy wybory będą uznane za demokratyczne i uczciwe, bo to jest klucz do tego, jak Ukraina będzie traktowana w przyszłości. Zwracał uwagę, że jest bardzo dużo osób i na Zachodzie, i na Wschodzie, które chciałyby widzieć Ukrainę pozostającą na zawsze w rosyjskiej strefie wpływów.

"Gdyby te wybory były uznane za nieuczciwe, to by oznaczało, że będzie łatwo +wrzucić+ Ukrainę do tego worka, w którym już jest Białoruś i dołączana do tego jest też Rosja" - mówił.

Również doradca prezydenta, były działacz opozycji antykomunistycznej Henryk Wujec zwracał uwagę, że ocena przebiegu wyborów będzie rzutować na relacje polityczne krajów Europy Zachodniej z Ukrainą.

"W pewnym sensie polityka była zawieszona do tych wyborów" - wskazywał. Jako przykład podał brak podpisu pod wynegocjowaną umową stowarzyszeniową między Brukselą, a Kijowem.

Wujec zastanawiał się też na czym będzie polegało nowe otwarcie polityczne w relacjach Ukrainy z krajami Zachodu. Jego zdaniem ten proces, a w nim udział naszego kraju, będzie teraz najważniejszy.

Zgadzał się z nim Migalski, który podkreślał, że przełomowość niedzielnych wyborów na Ukrainie polegała na tym, że jeśli uznane byłyby za niedemokratyczne, oznaczałoby to "koniec naszej zabawy" z tym krajem.

"W takiej sytuacji w perspektywie kilku, kilkunastu lat Ukraina, jako byt faktycznie niezależny przestanie się liczyć" - oświadczył europoseł. Dodał, że uznanie z kolei wyborów za demokratyczne i wolone oznacza przedłużenie tej sytuacji, z którą mamy do czynienia w tej chwili i daje możliwość pójścia europejską drogą przez ten kraj.

Migalski ocenił, że w Europie są stolice, których marzeniem jest zrobienie czegoś, co złośliwi mogliby nazwać wprowadzeniem nowego paktu Ribbentrop-Mołotow, by podział między Europą wschodnią i zachodnią szedł wzdłuż granicy Bugu i oddzielał strefę wpływów rosyjskich od strefy wpływów niemieckich

Publicystka specjalizująca się w historii Ukrainy i stosunkach polsko-ukraińskich Bogumiła Berdychowska mówiła, że wybory, jeśli brać pod uwagę tylko dzień głosowania, były generalnie uczciwe i transparentne.

Zastrzegła jednak, że na ocenę całej procedury wyborczej ma też wpływ to, co się działo w czasie kampanii. Przypomniała, że liderka opozycyjnej Batkiwszczyny Julia Tymoszenko znajduje się cały czas w więzieniu.

Ekspertka Fundacji Pułaskiego Katarzyna Kwiatkowska zwracała uwagę, że niepokojące są spore różnice między cząstkowymi wynikami głosowania na Ukrainie, a sondażami exit-polls.

"Niepokoi też duża liczba chorych na Ukrainie. To jest milion osób, które głosowały w domach, a jak wiadomo podczas głosowań domowych może dochodzić do pewnych cudów nad urną" - podkreśliła.

Dr Andrzej Szeptycki z Instytutu Stosunków Międzynarodowych UW podkreślał, że dziwnym trafem w wynikach oficjalnych partie władzy mają nieco lepszy rezultat niż osiągały w exit-polls, a partie opozycyjne gorszy.

Z kolei Berdychowska zwróciła uwagę, że narodowe badanie exit-polls do tej pory bardzo dobrze odzwierciedlało rezultaty głosowań. "Jeżeli by się tak stało, że różnica między rezultatami wyborów, a wynikami exit-polls jest duża, to trzeba się będzie temu bardzo skrupulatnie przyjrzeć" - oceniła.

Wskazała przy tym jednocześnie, że przy wszystkich naruszeniach przy obecnych wyborach nie da się ich porównać z tym, co się działo w 2004 r., bo teraz sytuacja na Ukrainie jest dużo lepsza.

"Decyzja ostateczna, czy uznać te wybory za demokratyczne będzie w dużej mierze decyzją polityczną, bo w sensie formalnym skala naruszeń nie jest tak olbrzymia i masowa, że usprawiedliwiałaby ich zakwestionowanie" - mówiła publicystka.

Migalski uważa, że różnica między realnym wynikiem, a badaniami exit-polls może wynikać z tego, że Ukraińcy niechętnie odpowiadają ankieterom na pytania.(PAP)

stk/mok/ mag/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)