Białostocka prokuratura nie zaskarży wyroku uniewinniającego lekarkę z Białostockiego Centrum Onkologii od zarzutu narażenia zdrowia, a nawet życia pacjentki poddawanej radioterapii. Sprawa ma związek z wypadkiem z 2001 roku, gdy poparzeń doznało pięć leczonych w Ośrodku kobiet.
Oznacza to koniec toczącej się od kilka lat w sądach sprawy.
Do wypadku doszło w lutym 2001 roku. Okazało się, że wysłużony aparat do radioterapii, którym naświetlano kobiety, miał awarię, której nie pokazały żadne jego wskaźniki; podał zbyt dużą dawkę promieniowania, wielokrotnie większą od zalecanej.
Po długim śledztwie, kilku procesach, uchyleniach wyroków, zwrotach sprawy do ponownego rozpoznania, oskarżeni - technik odpowiedzialny za sprzęt i lekarka z Ośrodka zostali uniewinnieni od zarzutów stawianych przez prokuraturę.
Ostatni z wyroków zapadł w połowie grudnia. Dotyczył lekarki Jolanty Sz., dla której był to już trzeci proces.
Sąd uznał, że jest niewinna, a oparł się w głównej mierze na specjalistycznych opiniach biegłych, którzy wydarzenie w białostockim szpitalu uznali za wypadek, sytuację nie do przewidzenia i w tej skali - bez precedensu w przeszłości.
Tuż o wyroku prokuratura nie była pewna, czy ponownie nie zaskarży wyroku.
Jak powiedział jednak PAP we wtorek rzecznik białostockiej prokuratury okręgowej Adam Kozub, po analizie pisemnego uzasadnienia a także uwzględniając opinię oskarżającego w tej sprawie, odstąpiono od apelacji.
Kilka lat temu wszystkie poparzone pacjentki wygrały ze szpitalem sprawy cywilne o odszkodowanie. Były też objęte specjalnym programem leczenia. Od czasu wypadku dwie zmarły, ale nie miało to związku z tym zdarzeniem. (PAP)
rof/ wkr/ mow/