Zastępca warszawskiego prokuratora apelacyjnego Konrad Kornatowski zaprzeczył w sobotę w rozmowie z PAP, by warszawscy prokuratorzy udający się do siedziby PZU w celu zabezpieczenia dokumentów związanych z billboardami, żądali od przełożonych polecenia na piśmie w tej sprawie, ani by on sam wydawał im polecenie dokonania przeszukania w PZU.
Ujawnił on, że sam zadzwonił do prezesa PZU Jaromira Netzla i poinformował, że prokuratorzy i CBŚ przyjdą do spółki po dokumenty. "Trwało właśnie posiedzenie zarządu, wszystko odbyło się w sposób cywilizowany i bezkonfliktowy. Już w siedzibie spółki przesłuchano kilka osób" - wyjaśnił.
Sobotnia "Rzeczpospolita" podała, że warszawscy prokuratorzy nie chcieli przeszukiwać siedziby PZU po doniesieniu Jacka Kurskiego (PiS) o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez pośrednie sfinansowanie przez PZU billboardów Donalda Tuska w czasie kampanii prezydenckiej. Jak rzekomo tłumaczyli prokuratorzy, nie chcieli oni "powtórki z zatrzymania Andrzeja Modrzejewskiego, byłego prezesa PKN Orlen, które polegało na realizacji politycznego zamówienia". Zażądali wydania polecenia na piśmie, które Kornatowski miał wydać.
"Przykro mi, że tak opiniotwórcza gazeta pisze nieprawdę" - w ten sposób Kornatowski skomentował te doniesienia.
Według niego, ekspresowe działanie prokuratury wynikało z "wagi sprawy, dotyczącej przecież kampanii prezydenckiej, o czym zawiadomił poseł". Zapowiedział, że formalne śledztwo będzie wszczęte w poniedziałek.
Zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa poseł PiS Jacek Kurski złożył w środę. We wtorek wieczorem mówił o tej sprawie w programie TVN "Teraz my".
W sobotniej rozmowie z PAP Kornatowski zaznaczył, że Kurski, który składał zawiadomienie w Prokuraturze Krajowej, został formalnie uprzedzony o odpowiedzialności karnej grożącej za fałszywe zeznania i fałszywe oskarżenie. Jeszcze w środę zawiadomienie Kurskiego do Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie przywiózł z "krajowej" kierowca wysłany tam przez Kornatowskiego.
Wiceprokurator apelacyjny oświadczył, że to z treści zawiadomienia Kurskiego i jego zeznań, a także wobec zbliżającego się długiego weekendu, wynikała konieczność szybkiego działania w trybie nadzwyczajnym, ale przewidzianym przez procedurę karną.
"Pozwala ona w przypadkach nie cierpiących zwłoki wykonywać określone czynności jeszcze przed formalną decyzją o wszczęciu postępowania. Zabezpieczenie dokumentów to jedna z takich czynności" - wyjaśnił Kornatowski.
Dlatego - jak mówił - poprosił w środę prokuratora okręgowego w Warszawie Andrzeja Szeligę w związku z okresem weekendowym o "zabezpieczenie" grupy kilku prokuratorów, gotowych do pracy przy tym postępowaniu. "Przez telefon powiedziałem mu, że trzeba będzie zająć się sprawą PZU. O zapewnienie funkcjonariuszy zadzwoniłem też do szefa CBŚ, by zameldowali się oni w prokuraturze" - tłumaczył Kornatowski.
Tego samego dnia - relacjonował dalej Kornatowski - do jego biura przyszedł prok. Szeliga i dwóch prokuratorów. "Pokazałem im zawiadomienie. Została z niego sporządzona kopia i prok. Szeliga wysłał ją faksem do Prokuratury Okręgowej, by tam prokuratorzy mogli sporządzić +Postanowienie o wydaniu rzeczy+" - powiedział, zaprzeczając zarazem, by chodziło o przeszukanie. "Nie było mojego polecenia w tej sprawie" - powtórzył.
Według prokuratora krajowego Janusza Kaczmarka, którego cytuje sobotnia "Rz", jako pierwszy o nieprawidłowościach przy kampanii prezydenckiej zawiadomił prokuraturę b. poseł Zbigniew Nowak. "Nie znam losów tego zawiadomienia - czy odmówiono wszczęcia śledztwa, czy też ono było i je umorzono. Niewykluczone, że trzeba będzie wrócić do tej sprawy. Prok. Szeliga ma ją wyjąć z archiwum i mi ją przedstawić" - powiedział Kornatowski. (PAP)
wkt/ pz/ hes/