Pod hasłem "Kraków potrzebuje feminizmu" odbyła się w sobotę krakowska Manifa. Jej uczestniczki zwracały uwagę na trudności i problemy, z jakimi na co dzień borykają się mieszkanki miasta.
Demonstrujące krytykowały władze Krakowa, które - ich zdaniem - wydają miliony złotych na nieracjonalne inwestycje, takie jak centrum kongresowe, hala widowiskowo-sportowa oraz stadiony piłkarskie Wisły i Cracovii, a zapominają o codziennych potrzebach ludzi tam mieszkających.
Uczestniczki Manify postulowały m.in. zapewnienie mieszkańcom bezpieczeństwa w każdym zakątku miasta, miejsca dla dzieci w publicznych żłobkach i przedszkolach, wartościowych posiłków dla uczniów w stołówkach szkolnych, udogodnień dla rodzin z dziećmi, ochrony w sytuacji przemocy w rodzinie.
"Problemy kobiet w naszym mieście piętrzą się zamiast maleć, czas po raz kolejny powiedzieć: stop - Kraków nadal potrzebuje feminizmu" - napisano w manifeście odczytanym podczas marszu.
"Elity w Krakowie potrzebują odświeżenia i powiewu nowoczesności. Powinny patrzeć w kierunku kobiet i spraw ich dotyczących" - mówiła PAP jedna z organizatorek demonstracji Agnieszka Stupkiewicz-Turek.
W krakowskiej Manifie uczestniczyło około 200 osób, które zebrały się na pl. Szczepańskim. Stąd po odczytaniu manifestu i odśpiewaniu piosenki "Przerwijmy łańcuch" (Break the Chain) pochód ruszył do Collegium Novum UJ, a następnie na Rynek Główny.
Maszerujących prowadził zespół bębniarzy. Nieśli oni hasła: "Za kryzys płacą kobiety", "Dość arogancji władz", "10 lat zero zmian", "Jesteśmy obywatelkami, nie będziemy siedzieć cicho". Na Rynku uczestniczki przemarszu odtańczyły układ taneczny z międzynarodowej akcji "Nazywam się Miliard" nagłaśniającej problem przemocy wobec kobiet.
Krakowskiej Manifie towarzyszyło kilku kontrmanifestantów, którzy mieli ze sobą transparenty antyaborcyjne. (PAP)
rgr/ par/