Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Kraków: Wyroki w procesie domniemanego gangu "Marchewy"

0
Podziel się:

Na cztery lata pozbawienia wolności skazał w
poniedziałek krakowski sąd okręgowy domniemanego przywódcę jednej
z krakowskich grup przestępczych Jacka M., ps. Marchewa, za udział
w śmiertelnym pobiciu ochroniarza przed jedenastu laty.

Na cztery lata pozbawienia wolności skazał w poniedziałek krakowski sąd okręgowy domniemanego przywódcę jednej z krakowskich grup przestępczych Jacka M., ps. Marchewa, za udział w śmiertelnym pobiciu ochroniarza przed jedenastu laty.

Sąd uznał winę także pozostałych czterech oskarżonych, skazując ich na kary od dwóch do czterech lat pozbawienia wolności. Wyrok jest nieprawomocny. Obrońca Jacka M., mec. Andrzej Patela, w rozmowie z PAP zapowiedział złożenie apelacji.

Był to już czwarty proces w tej sprawie; w ciągu prawie jedenastu lat sprawa nie zakończyła się prawomocnym wyrokiem. Sąd w ostatnim procesie umorzył jedynie zarzuty dotyczące pobicia drugiego ochroniarza. Przyczyną umorzenia było przedawnienie.

Dodatkowo sąd zaliczył oskarżonym w poczet zasądzonych im kar okres ich aresztowania. Jak się okazało, Jacek M. i Zenon O. odbyli już kary w całości. Jacek M. nie odzyska jednak wolności, ponieważ jest aresztowany do innej sprawy.

Trzy poprzednie procesy w tej sprawie kończyły się uchyleniem wyroków przez sąd apelacyjny. Odnośnie drugiego procesu wypowiadał się również Sąd Najwyższy, uchylając w kasacji kary dla wszystkich oskarżonych i zalecając ponowne rozpoznanie sprawy.

Sprawa dotyczy najazdu kilkunastu napastników na restaurację "Ajka" w Skawinie 18 października 1996 roku. Ranny w starciu ochroniarz zmarł po dwóch dniach w szpitalu, drugi doznał obrażeń.

Przy konstruowaniu aktu oskarżenia prokuratura skorzystała z zeznań trzech świadków incognito. Zdaniem jednego z nich, tłem wydarzeń była walka Jacka M. o wpływy na rynku prostytucji. Tego wątku nigdy nie udało się potwierdzić przed sądem.

W trakcie pierwszego procesu oskarżeni nie przyznali się do winy, jedynie Grzegorz S., ps. Sabra, potwierdził, że uderzył ochroniarza w głowę. W 1998 roku krakowski sąd skazał siedmiu członków domniemanego gangu "Marchewy" na kary od 3 do 13 lat więzienia. Ten wyrok został częściowo zmieniony w styczniu 1999 roku przez Sąd Apelacyjny i w wyniku tego sprawa wróciła do ponownego rozpoznania.

Po ponownym procesie w maju 2000 r. sąd uznał winę czterech oskarżonych i skazał ich na kary od trzech i pół do pięciu lat pozbawienia wolności. Zdaniem sądu, wina oskarżonych została udowodniona, a sprzeczności w zeznaniach trzech świadków incognito, na które powoływali się obrońcy, wynikają z dynamiki zdarzenia. Sąd Apelacyjny również nie utrzymał w mocy tego wyroku, m.in. uniewinniając Jacka M.

Z takim rozstrzygnięciem nie zgodził się z kolei Sąd Najwyższy, rozpatrujący kasację prokuratury. Sąd uchylił wyrok w stosunku do wszystkich oskarżonych i sprawa wróciła do ponownego rozpoznania przez sąd okręgowy.

W trzecim procesie sąd, stosując się do zaleceń kasacji, zrezygnował z powodów formalnych z jednego ze świadków incognito. Korzystał za to z zeznań świadka koronnego. Na tej podstawie w czerwcu 2005 roku uznał winę wszystkich siedmiu oskarżonych i skazał ich na kary od dwóch do czterech lat pobawienia wolności. Tylko Grzegorz S., ps. Sabra, za śmiertelne pobicie ochroniarza, otrzymał karę 10 lat pozbawienia wolności.

Również ten wyrok nie uprawomocnił się w wyniku kasacji i sprawa wróciła do ponownego rozpoznania. W toku czwartego procesu sprawę dwóch oskarżonych wyłączono do odrębnego postępowania i sąd zaczynał proces od nowa.

W trakcie postępowania sądowego oskarżony Jacek M. złożył skargę do Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, m.in. na zbyt długi okres aresztowania. Została ona przyjęta do rozpoznania.

Jacek M. cały czas zaprzeczał doniesieniom mediów, jakoby był przywódcą jednej z krakowskich grup przestępczych. Siebie samego przedstawiał jako zwykłego biznesmena i skarżył się razem z przyrodnim bratem Markiem D., że policja jest do nich uprzedzona.

W ubiegłym roku kontaktował się z mediami po sierpniowej strzelaninie w barze przy ul. Sarmackiej, w której sprawca Adam B. zastrzelił trzy osoby, a potem siebie. Jacek M. informował wtedy, że sprawca strzelaniny już wcześniej groził innym osobom pozbawieniem życia i że jego zachowanie opisał w liście do ministra sprawiedliwości; krytykował także fakt, że Adam B. otrzymał pozwolenie na broń. Za nieprawidłowości w tej sprawie stanowisko stracił ówczesny naczelnik CBŚ.

Tymczasem w kwietniu krakowski sąd aresztował Jacka M. i jego przyrodniego brata Marka D. pod zarzutem zorganizowania i kierowania grupą przestępczą, zajmującą się fikcyjnym przejmowaniem upadających firm na szkodę ich wierzycieli.

Według prokuratury i krakowskiego CBŚ grupa w latach 2001-2007 przejęła w całym kraju co najmniej 300 upadających firm. Mechanizm przestępstwa polegał na wyszukiwaniu zadłużonych firm, także poprzez ogłoszenia zamieszczane w prasie, kupowaniu ich przez podstawione osoby, a następnie wyprzedaży majątku z pominięciem wierzycieli.

Zdaniem policji, grupa działała na dwóch płaszczyznach: jedną, o charakterze ekonomicznym, kierował Marek D., drugą - zajmująca się handlem narkotykami, prostytucją - Jacek M.(PAP)

hp/ itm/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)