Kilkadziesiąt osób wzięło udział w niedzielę w Wilnie w akcji solidarności z narodem gruzińskim, która odbyła się przed gmachem ambasady Rosji. W ten sposób wilnianie uczcili drugą rocznicę zbrojnego konfliktu rosyjsko-gruzińskiego.
Uczestnicy akcji podpisali się m.in. pod listem solidarności z Gruzją i pod kartkami, które zostaną wysłane do prezydenta USA Baracka Obamy.
Na kartkach, przedstawiających flagi Gruzji i Litwy, jest pytanie do amerykańskiego prezydenta, czy wie on, że rosyjskie czołgi ciągle są w Gruzji, a także apel do Obamy o podjęcie działań w tej sprawie.
Przebywający obecnie w Gruzji były prezydent Litwy Valdas Adamkus oskarżył Rosję o imperialne dążenia przypominające te sprzed 100 laty. "Rosja była imperium, później przefarbowała się na czerwono a teraz nie wiadomo jaki ma kolor, ale ciągle jest taka sama" - powiedział Adamkus.
W nocy z 7 na 8 sierpnia 2008 roku Gruzja wszczęła ofensywę na stolicę Osetii Południowej - Cchinwali. Rosja odpowiedziała wprowadzeniem swych wojsk do Osetii Południowej i dalej w głąb terytorium Gruzji. Wojna trwała pięć dni, a 26 sierpnia Rosja uznała niepodległość obu republik, nad którymi Tbilisi utraciło kontrolę w latach 90. W ślad za Moskwą poszły Wenezuela, Nikaragua i Nauru. Pozostałe kraje świata uznają obie republiki za część Gruzji.
Zarówno w Abchazji jak i w Osetii Południowej stacjonują wojska rosyjskie.
Aleksandra Akińczo (PAP)
aki/ ap/