Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Łódzkie: Kolejne przesłuchania ws. śmierci 2,5-letniej dziewczynki

0
Podziel się:

#
Dochodzą informacje po przesłuchaniach i stanowisko ORL w Łodzi
#

# Dochodzą informacje po przesłuchaniach i stanowisko ORL w Łodzi #

05.03. Łódź (PAP) - W ambulatorium nocnej i świątecznej pomocy lekarskiej w Skierniewicach, do którego zgłaszali się o pomoc rodzice 2,5-letniej dziewczynki, zamiast trzech lekarzy dyżurował jeden. Według zeznań współwłaścicieli spółki to, czy lekarz wyjedzie do danego pacjenta, jest tylko jego decyzją.

We wtorek łódzki oddział NFZ po kontroli ambulatorium zapowiedział, że prawdopodobnie rozwiąże z nim kontrakt.

Skierniewicka prokuratura prowadzi śledztwo ws. nieumyślnego spowodowania śmierci 2,5-letniej dziewczynki z okolic Skierniewic, która nie otrzymała na czas pomocy lekarskiej. Tydzień temu dziewczynka trafiła w stanie krytycznym do szpitala im. Marii Konopnickiej w Łodzi; karetka pogotowia do dziecka przyjechała jednak dopiero za drugim razem. Wcześniej przyjazdu odmówił też lekarz nocnej i świątecznej pomocy lekarskiej.

We wtorek prokuratura przesłuchała w tej sprawie kolejnych osiem osób. Zeznawali m.in. ratownicy medyczni, udzielający pomocy dziewczynce i dwaj współwłaściciele ambulatorium nocnej i świątecznej pomocy lekarskiej w Skierniewicach.

Jak powiedział PAP rzecznik łódzkiej prokuratury okręgowej Krzysztof Kopania, z relacji właścicieli ambulatorium wynika, że zgodnie z kontraktem zawartym z NFZ zobowiązani byli do zapewnienia opieki w godzinach nocnych oraz w weekendy i święta ze strony trzech lekarzy i trzech pielęgniarek.

Ze względu jednak na małą liczbę pacjentów - jak wynika z zeznań - stosowana była praktyka, że w tygodniu na terenie placówki obecny jest jeden lekarz i pielęgniarka, pozostali dyżurują "pod telefonem". Natomiast w weekendy, kiedy pacjentów jest więcej, dyżuruje dwóch lekarzy w placówce, a jeden jest "pod telefonem".

Składający zeznania przyznali, że do ich obowiązków należą też wizyty u pacjenta, jeżeli nie jest on w stanie sam dotrzeć do placówki. Z zeznań wynika, że jeżeli lekarz jedzie do pacjenta i uzna, że wymaga on leczenia szpitalnego, jego obowiązkiem jest przewiezienie pacjenta do szpitala. "Natomiast - jak twierdzą - nie są w stanie podjąć działań ratujących życie, bo lekarze nie mają przy sobie odpowiedniego sprzętu" - relacjonował rzecznik prokuratury.

Według prokuratury właściciele ambulatorium twierdzą, że w każdym przypadku decyzję co do wizyty lekarskiej podejmuje dyżurujący lekarz. W ich ocenie, w tym przypadku była to decyzja lekarza, który rozmawiał z matką dziewczynki.

"Posiadamy kontrakt placówki z NFZ, będziemy go analizować, w tym zakresie zamierzamy przesłuchać przedstawicieli Funduszu. Na razie nie sposób przesadzać, czy ta praktyka mogła mieć wpływ na bieg wydarzeń krytycznej nocy" - dodał prokurator.

Według prokuratury, z zeznań jednego z ratowników medycznych wynika, że kiedy pierwsza karetka dotarła na miejsce, okazało się, że ambulans uległ awarii i kierowca nie był w stanie uruchomić silnika. Awarię zgłoszono i niebawem przyjechała karetka specjalistyczna z lekarzem.

Na środę zaplanowano przesłuchania przedstawicieli szpitala im. Konopnickiej w Łodzi, do którego w krytycznym stanie trafiła dziewczynka.

W poniedziałek przesłuchano w tej sprawie osiem osób. Wśród nich byli m.in. rodzice dziewczynki, szef prywatnej placówki, która świadczy nocną i świąteczną pomoc medyczną, lekarz, który pełnił dyżur krytycznej nocy oraz drugi lekarz, który wcześniej udzielał pomocy dziecku. Przesłuchano także trzy osoby z Wojewódzkiej Stacji Ratownictwa Medycznego (WSRM) w Łodzi, w tym dyspozytora, który nie wysłał karetki po pierwszej rozmowie z matką dziecka.

Podczas przesłuchania lekarz, który krytycznej nocy pełnił dyżur w punkcie nocnej i świątecznej pomocy, uchylił się od odpowiedzi na pytania, dotyczące szczegółów rozmowy z matką dziecka i zaleceń, jakie przekazał. W przypadku przesłuchania przedstawicieli WSRM w Łodzi "są pewne rozbieżności", ale wynika z nich, że dyspozytor postąpił prawidłowo, czego poparciem mają być - w ich ocenie - wytyczne NFZ.

Według prokuratury przeprowadzona sekcja zwłok 2,5-letniej dziewczynki nie wyjaśniła na razie przyczyny zgonu dziecka. Biegły stwierdził obrzęk mózgu, ale nie ustalono, dlaczego do niego doszło. Konieczne będzie przeprowadzenie badań histopatologicznych, zlecone zostaną także badania toksykologiczne. Według śledczych określenie przyczyn zgonu dziecka może potrwać kilka tygodni.

W śledztwie zabezpieczono m.in. treść dwóch rozmów prowadzonych przez matkę dziecka z WSRM w Łodzi. Według prokuratury z pierwszej rozmowy przeprowadzonej w ub. poniedziałek ok. godz. 22 wynika, że matka szczegółowo informowała dyspozytora o stanie dziecka. Mówiła m.in., że dziewczynka od poprzedniego dnia gorączkuje (w trakcie rozmowy miała 39 st. C, wcześniej temperatura dochodziła do 42 st. C), a od trzech godzin ma biegunkę, dreszcze i drgawki. Kobieta podała też informację, że dziecko jest pod opieką neurologa.

W odpowiedzi dyspozytor - według prokuratury - podał matce dziecka telefon do poradni świadczącej nocną i świąteczną pomoc medyczną w Skierniewicach z informacją, że jak tam zadzwoni, to do dziecka przyjedzie lekarz.

Z ustaleń prokuratury wynika, że kobieta skontaktowała się z lekarzem nocnej pomocy i - jak wynika z jej zeznań - przekazała mu informacje zbliżone do udzielonych pogotowiu. Lekarz zalecił leczenie objawowe dziecka i ponowny kontakt z placówką, gdyby stan zdrowia się pogorszył, bądź skontaktowanie się z pogotowiem ratunkowym.

Matka dziecka ponownie zadzwoniła na pogotowie po godz. 2.30 w nocy. Początkowo wysłana została karetka podstawowa. Z dokumentacji wynika, że pierwszy zespół przygotował dziecko do transportu, ale w tym czasie u dziewczynki nastąpiła niewydolność oddechowa. Wezwano karetkę specjalistyczną ze Skierniewic, która przewiozła dziecko do szpitala w Łodzi.

Dziecko zostało przyjęte do szpitala o godz. 5.30. Zdecydowano o przewiezieniu dziewczynki do placówki w Łodzi, ponieważ znajduje się w niej odział intensywnej opieki medycznej, którego nie ma w szpitalu w Skierniewicach. W międzyczasie łódzkie pogotowie sprawdzało, czy można dziecko przetransportować śmigłowcem Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, ale otrzymało negatywną odpowiedź. Przewiezione w stanie krytycznym dziecko zmarło w ub. środę.

Rodzice w swoich zeznaniach opisali także niedzielną wizytę w poradni świadczącej nocną i świąteczną pomoc medyczną. Zeznali, że opisali lekarzowi, iż dziecko ma drgawki, że przeszło diagnostykę w tym zakresie. Twierdzą, że lekarz rozpoznał jedynie przeziębienie i nie zapoznawał się z dokumentacją medyczną, nie widział podstaw do hospitalizacji. Dziecko chorowało od końca stycznia i przyjmowało antybiotyki. Według prokuratury konieczne będzie przeanalizowanie sposobu leczenia dziecka w całym tym okresie.

Kontrolę po śmierci dziewczynki zleciło Ministerstwo Zdrowia, a rzeczniczka praw pacjenta wszczęła postępowanie wyjaśniające.

Głos w tej sprawie zabrała także we wtorek Okręgowa Rada Lekarska w Łodzi. Samorząd lekarski zapowiedział w specjalnym stanowisku, że "dołoży wszelkich starań, aby okoliczności tej tragedii zostały wyjaśnione ze szczególną wnikliwością i rzetelnością". Jednocześnie ORL w Łodzi wyraża stanowczy protest wobec prób obarczania lekarzy odpowiedzialnością za "urzędniczą nieudolność i błędy organizacyjne systemu ochrony zdrowia, zwłaszcza w zakresie ratownictwa medycznego". ORL w Łodzi uważa za niezbędne podjęcie pilnych działań "na rzecz gruntownej reformy systemu ochrony zdrowia we współpracy ze środowiskiem lekarskim".

Rzeczniczka Okręgowej Izby Lekarskiej w Łodzi Adriana Sikora poinformowała, że w sprawie śmierci 2,5-latki postępowanie ws. odpowiedzialności zawodowej lekarzy prowadzi Naczelny Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej w Warszawie. (PAP)

szu/ pz/ gma/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)