Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Łódzkie: Kolejny dzień procesu w tzw. seksaferze w Samoobronie

0
Podziel się:

Przed sądem w Piotrkowie Trybunalskim
zakończyła się w środę kolejna rozprawa w procesie lidera
Samoobrony Andrzeja Leppera oraz b. wiceszefa tej partii
Stanisława Łyżwińskiego, oskarżonych w tzw. seksaferze w
Samoobronie.

Przed sądem w Piotrkowie Trybunalskim zakończyła się w środę kolejna rozprawa w procesie lidera Samoobrony Andrzeja Leppera oraz b. wiceszefa tej partii Stanisława Łyżwińskiego, oskarżonych w tzw. seksaferze w Samoobronie.

Proces toczy się za zamkniętymi drzwiami ze względu na ważny interes prywatny pokrzywdzonych. Łyżwiński, który od sierpnia ub. roku przebywa w areszcie, oskarżony jest m.in. o gwałt, a obaj b. posłowie - o żądanie i przyjmowanie korzyści o charakterze seksualnym od działaczek tej partii, w tym Anety Krawczyk.

Przed sądem Lepper i Łyżwiński nie przyznali się do winy i odmówili składania wyjaśnień. Liderowi Samoobrony grozi kara do ośmiu, a Łyżwińskiemu - do 10 lat więzienia.

W środę swoje zeznania kończyła Urszula K. - kolejna pokrzywdzona w tej sprawie. To właśnie tę kobietę miał zgwałcić Łyżwiński. Nie rozmawiała z mediami.

Swoje zeznania składał też Mariusz Strzępek, b. radny Samoobrony z Tomaszowa Mazowieckiego. O Strzępku było głośno na początku śledztwa w sprawie seksafery. Był jedną z pierwszych osób, które zostały przesłuchane przez prokuraturę - w grudniu 2006 roku, tuż po ukazaniu się artykułu o "seksaferze" w "Gazecie Wyborczej".

Strzępek chwalił się wówczas, iż wiedział o molestowaniu bądź wykorzystywaniu kobiet przez Łyżwińskiego. Mówił o czterech, a nawet pięciu kobietach, które "miały do czynienia z posłem". O całej sprawie - jak twierdził - miał usłyszeć od samych zainteresowanych, które "skarżyły się na zachowanie posła, skarżyły się, że musiały oddawać się posłowi w zamian za otrzymanie pracy".

Według niego w Samoobronie były przypadki zarówno wykorzystywania seksualnego, jak i molestowania. Były kobiety, które nie godziły się na propozycję posła, jak i te, które się na to godziły.

Pytany wówczas, czy w sprawę może być też zamieszany przewodniczący partii Andrzej Lepper, odparł, iż na jego temat nie może nic powiedzieć, bo "dziewczyny nie mówiły mi o nim".

W środę po wyjściu z sali sądowej powiedział dziennikarzom, iż według niego takie przypadki jak przypadek Anety Krawczyk można znaleźć wszędzie. "To nie jest problem Anety Krawczyk czy jakiejkolwiek innej kobiety w Samoobronie. Tak jest wszędzie, w dużych firmach, innych partiach politycznych" - mówił.

Mówiąc o polityce powiedział, że "to jest syf i brud" i należy zadać sobie pytanie, czy warto się nią zajmować. "Ale z drugiej strony, jeśli wszyscy tak będziemy myśleć, to zostawimy tę politykę w rękach takich osób jak poseł Łyżwiński" - dodał.

Obrońca oskarżonych Wiesław Żurawski powiedział, że zeznania świadka nie spowodowały zwrotu w sprawie. "W tych zeznaniach nie było żadnego hitu, sensacji czy nowych pojawiających się dowodów" - powiedział.

Do tej pory sąd przesłuchał troje pokrzywdzonych w sprawie: Anetę Krawczyk, Patrycję F. oraz Zbigniewa B., do którego porwania i przetrzymywania - zdaniem prokuratury - Łyżwiński miał podżegać w latach 1999-2000.

Śledztwo w sprawie tzw. seksafery w Samoobronie wszczęto w grudniu 2006 r. po publikacji w "Gazecie Wyborczej". Tekst powstał na podstawie relacji Anety Krawczyk, b. radnej Samoobrony w łódzkim sejmiku i b. dyrektor biura poselskiego Łyżwińskiego. Kobieta utrzymuje, że pracę w partii dostała za usługi seksualne świadczone Łyżwińskiemu i Lepperowi. (PAP)

jaw/ bno/ gma/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)