Prezydent Alaksandr Łukaszenka powiedział w poniedziałek, że do 2015 roku średnia płaca na Białorusi ma zbliżyć się do równowartości 1000 dolarów, a rok później Produkt Krajowy Brutto w przeliczeniu na jednego mieszkańca osiągnie średnie wskaźniki europejskie.
Tematy prywatyzacji, polityki zagranicznej oraz dywersyfikacji źródeł energii pojawiły się w prawie trzygodzinnym przemówieniu Łukaszenki do delegatów IV Ogólnobiałoruskiego Zjazdu Ludowego. Spotkanie odbywa się w Mińsku na niespełna dwa tygodnie przed wyborami prezydenckimi na Białorusi.
Mówiąc o rezultatach poprzednich pięciu lat swej działalności Łukaszenka przyznał, że nie udało się osiągnąć prognoz dotyczących wzrostu PKB, produkcji rolnej i obniżenia ujemnego salda w handlu zagranicznym. Zapewnił jednak, że do końca roku 2010 średnia płaca wyniesie - jak wcześniej zapowiadano - równowartość 500 dolarów. "Oczywiście, średnia to nie znaczy, że u wszystkich" - zastrzegł.
Z kolei wysokość pensji do 2015 roku ma przybliżyć się do równowartości 1000 dolarów. Prezydent Białorusi zapowiedział też, że do końca tego samego roku w kraju będą zbudowane 42 mln metrów kwadratowych mieszkań, a budownictwo mieszkaniowe pozostanie priorytetem polityki państwowej. Innym celem na 2015 rok jest dla Białorusi dywersyfikacja energii: jej źródeł i metod pozyskiwania. W 2016 roku wzrost białoruskiego PKB na jednego mieszkańca ma dojść do średnich europejskich wskaźników.
Łukaszenka ocenił, że "nadszedł czas, by pracować nad realizacją potencjału współpracy z Unią Europejską". "Nasze kontakty na wysokim szczeblu z kierownictwem UE i krajami wchodzącymi w jej skład wskazują, że dialog - konstruktywny, oparty na zaufaniu, chociaż i niełatwy - powinien obalić stereotypy. Partnerstwo w pełnym wymiarze i na zasadach równości to projekt opłacalny dla obu stron" - mówił.
Zastrzegł przy tym, że Białoruś "nigdy nie będzie z nikim tak blisko współpracować, jak z Rosją". Wyjaśnił, że dla Mińska "najbardziej optymalna jest strategia +równej bliskości+ ze Wschodem i z Zachodem".
Mówiąc o stosunkach z Rosją prezydent przyznał, że Białoruś została zmuszona do szukania gdzie indziej ropy naftowej i wypomniał jej, że zdecydowała się budować Gazociąg Północny.
"Po co ten Nord Stream?" - pytał Łukaszenka, wskazując na możliwości gazociągu Jamał-Europa. "No, ale to prawo tych, którzy produkują ten gaz. I my też mamy prawo szukać alternatywy i znajdziemy ją. Znaleźliśmy dla ropy naftowej, znajdziemy i dla gazu" - oznajmił.
Łukaszenka odpierał zarzuty o nieopłacalność importowania ropy z Wenezueli zamiast z Rosji. "Czy myślicie, że wiózłbym tutaj ropę, gdyby było to nieopłacalne?" - pytał.
Prezydent Białorusi przypomniał potencjalnym inwestorom, chętnym do udziału w prywatyzacji krajowych przedsiębiorstw, że do spełnienia jest 20 warunków. "Tam, gdzie inwestor obiecuje, że będzie bardziej efektywny od państwa, tam prywatyzacja jest wskazana, ale za pieniądze - i to za niemałe" - mówił. Zwrócił się do potencjalnych inwestorów: "usiądźcie za stołem i będziemy na warunkach, które my określiliśmy, prowadzić rozmowy o prywatyzacji. Inaczej być nie może".
Łukaszenka zapewnił, że na Białorusi nie będzie trudności gospodarczych. "Chcę z tej trybuny zapewnić wszystkich obywateli Białorusi: nie będzie kryzysów. Kryzys jest w głowach tych, kto świadomie destabilizuje sytuację i wymyśla różne straszaki" - mówił.
Dwudniowy IV Ogólnobiałoruski Zjazd Ludowy ma ocenić program rozwoju państwa na lata 2010-2015. Krytycy władz białoruskich uważają, że jest to demonstracja poparcia dla Łukaszenki przed wyborami prezydenckimi zaplanowanymi na 19 grudnia, w których ubiega się on o czwartą kadencję.
Z Mińska Anna Wróbel (PAP)
awl/ ap/
