Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Małe wyspy, które ocieplenie klimatu zamienia w tonące okręty

0
Podziel się:

Sojusz Małych Państw Wyspiarskich (AOSIS) to alians w
większości biednych krajów o niskich wybrzeżach, którym ze względu na podnoszący się poziom oceanu
grozi zatonięcie. Zmiany klimatyczne i ocieplenie mogą dla nich oznaczać koniec historii.

Sojusz Małych Państw Wyspiarskich (AOSIS) to alians w większości biednych krajów o niskich wybrzeżach, którym ze względu na podnoszący się poziom oceanu grozi zatonięcie. Zmiany klimatyczne i ocieplenie mogą dla nich oznaczać koniec historii.

Dla wyspiarskich państewek, jak Tuvalu, Kiribati, Vanuatu, Wyspy Marshalla, Fidżi, Wyspy Cooka i Wyspy Salomona, skutki zmian klimatycznych stały się już namacalne.

Podnoszący się poziom wód wokół wysp, których wybrzeża leżą tuż nad poziomem morzą, to - jak podaje portal ONZ - "powolna apokalipsa"; a zanim znikną one z powierzchni ziemi, zmiany klimatyczne doprowadzą do tego, że staną się ziemią jałową, na której nie urodzą się żadne plony z powodu zasolenia gleby i wód.

Czy ocieplenie klimatu następuje na skutek emisji gazów cieplarnianych, nie zostało przesądzone. "Ale to nie oznacza, że problem ten nie istnieje" - pisze "Economist". "Walka o ograniczenie emisji gazów cieplarnianych jest w dużej mierze przegrana, należy więc przyjąć, że świat zdany jest na techniki adaptacyjne, które pozwolą dostosować się do skutków zmian klimatycznych" - kontynuuje brytyjski tygodnik i dodaje: "Najlepszym punktem wyjścia do adaptacji jest być bogatym".

Ale kraje AOSIS są w większości biedne i na tyle małe, że ich indywidualne głosy nie liczą się na arenie międzynarodowej. Bronią się więc przed zatonięciem wspólnym głosem. AOSIS zrzesza 43 państwa, a sojusz ten, zawiązany w 1990 roku, z założenia ma ułatwić im wspólną walkę o międzynarodowe ustalenia, na mocy których świat walczyć będzie z emisją szkodliwych gazów. Kraje AOSIS zabiegają też o pomoc finansową, która pozwoliłaby im na inwestycje - na przykład w groble i tamy - chroniące wybrzeża.

Kryzys klimatyczny dotknął już Tuvalu, kraj na Pacyfiku, położony na dziewięciu atolach, które liczą razem tylko 26 km kwadratowych - pisze "New York Times". Eksperci przewidują, że możliwy jest najgorszy scenariusz: w ciągu 50 lat wyspę zaleje woda, a całą jej ludność - blisko 12 tys. osób - trzeba będzie ewakuować.

Pod jednym względem mieszkańcy Tuvalu mają szczęście - rząd Nowej Zelandii przyjmuje już uciekinierów z atoli i zapewnił tuvalijskie władze, że jeśli spełnią się najgorsze przepowiednie, to wygospodaruje miejsce dla całej populacji Tuvalu. Nowa Zelandia liczy tylko nieco ponad 4,4 mln mieszkańców, a gęstość zaludnienia wynosi 16 osób na km kwatratowy.

Inne wyspiarskie kraje nie mają takich gotowych rozwiązań. Na razie na Vanuatu i wyspach należących do Papui Nowej Gwinei ewakuowane i przenoszone na wyższe tereny są wioski położone nad oceanem. Kiribati kupiło grunty na Fidżi, by mieć ziemie uprawne, a ma zamiar kupić jeszcze 2 tys. hektarów, na które będzie można przeprowadzić całe wioski.

Jak pisze "Guardian", prezydent Kiribati Anote Tong ogłosił na początku tego roku, że na jego wyspie nie będzie można mieszkać za 30 do 60 lat, ponieważ zanim zagrożona będzie zalaniem, znikną na skutek zasolenia zasoby słodkiej wody.

Według raportu uniwersytetu oksfordzkiego podnoszący się poziom oceanów sprawi, że do końca stulecia z zagrożonych wysp trzeba będzie przesiedlić 260 tys. ludzi, a kolejnemu milionowi zagrożą powodzie.

Wszelkie środki zaradcze są niezmiernie drogie. Można zbudować groble i betonowe zapory na najniżej położonych terenach. Betonowa ściana, która mogłaby na jakiś czas chronić jeden z atoli Wysp Marshalla kosztowałby 100 mln dol. - to dwa razy więcej niż roczne PKB tego państwa. Inne, biedniejsze kraje AOSIS w ogóle nie mogą sobie pozwolić na takie inwestycje.

Dlatego AOSIS zabiega o międzynarodowy program pomocowy, coś na kształt globalnego ubezpieczenia, które pozwoliłoby im inwestować w jakieś środki zaradcze. AOSIS zwróciło się niedawno do wspólnoty międzynarodowej o zwiększenie nakładów na walkę z ociepleniem do 100 mld dol. rocznie. "Prosimy o pomoc w rozwiązywaniu problemu, który nie powstał z naszej winy" - powiedziała na forum ONZ główna negocjatorka AOSIS Malia Talakai z Republiki Nauru.

Trzy lata temu państwa uprzemysłowione zadeklarowały, że do roku 2020 pomoc dla zagrożonych wysp zostanie zwiększona do 100 mld dol. rocznie, a fundusze te będą przeznaczone na inwestycje w odnawialne źródła energii, zapory i wały nadmorskie.

W piątek Chiny ogłosiły, że przyznały wyspom na Pacyfiku pożyczkę rzędu 1 mld dol. na ulgowych warunkach, aby wesprzeć projekty budowlane oraz inwestycje w odnawialne źródła energii. Ogłoszono to, bez podawania szczegółów, podczas Forum Wyspiarskich Państw Pacyfiku, w którym udział wzięły delegacje z Mikronezji, Papui Nowej Gwinei, Niue, Fidżi, Tonga, Vanuatu i Wysp Cooka. Jak pisze Reuters, ten gest to element walki Chin o wpływy w tym regionie.

Prezydent Republiki Wysp Marshalla Christopher Loeak napisał we wrześniu na łamach "New York Timesa", że jeśli sprawdzą się przepowiednie naukowców, których zdaniem do końca stulecia poziom oceanów podniesie się o dwa metry, to "jego kraj będzie stracony na zawsze". Podkreślił jednak, że państwa AOSIS nie czekają z założonymi rękami na pomoc zagraniczną i mają zamiar do 2020 roku przejść na zasilanie z odnawialnych źródeł energii; ale AOSIS domaga się też od wielkich państw emitujących najwięcej gazów cieplarnianych, by również przestawiły się na inne źródła energii.

Zbiorowa dyplomacja AOSIS nie jest zbyt efektywna. Jak ocenia "USA Today", jest to rodzaj donkiszoterii. "To jedne z najtrudniejszych zabiegów dyplomatycznych na świecie. W końcu te małe i na ogół biedne kraje zazwyczaj nie chcą antagonizować światowych potęg, które są największymi darczyńcami" - pisze dziennik.

"Economist" podkreśla zaś, że stało się jasne, iż świat ma coraz mniejszą ochotę na ograniczanie emisji gazów cieplarnianych. Musi więc przyjąć do wiadomości, że ocieplenie - jakiekolwiek są jego przyczyny - jest faktem, a skutki będą bolesne. Trzeba będzie się dostosować do nowej rzeczywistości - trudniejszego dostępu do wody, wyższych temperatur, podnoszenia się poziomu oceanów i ekstremalnych zjawisk pogodowych. A co za tym idzie koniecznych zmian w rolnictwie i droższej żywności. Wielu zmianom nie da się zapobiec.

Ale nie zwalnia to nas z inwestowania w środki zaradcze - podkreśla brytyjski tygodnik. Rzecz w tym, że najlepiej mieć na to pieniądze. "Choć znaczna część Holandii leży na terenach położonych poniżej poziomu morza, Holendrzy traktują perspektywę podnoszenia się wód ze spokojem ducha" - wskazuje "Economist". Małe wyspiarskie państwa skazane są na umiarkowanie skuteczną dyplomację.

Marta Fita-Czuchnowska (PAP)

int. 15006320

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)