Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Marek Grela, b.ambasador przy UE: źle rozumiemy pojęcie kompromisu

0
Podziel się:

Marek Grela, ambasador RP przy UE w latach
2002-2006, ocenił w wywiadzie dla PAP, że po pięciu latach w UE
Polska wciąż źle - jako zdradę interesów i uległość - rozumie
pojęcie kompromisu. Uczy się jednak i zasługuje na "cztery z
minusem".

Marek Grela, ambasador RP przy UE w latach 2002-2006, ocenił w wywiadzie dla PAP, że po pięciu latach w UE Polska wciąż źle - jako zdradę interesów i uległość - rozumie pojęcie kompromisu. Uczy się jednak i zasługuje na "cztery z minusem".

Grela kierował polską ambasadą w Brukseli w kluczowych latach końcówki negocjacji akcesyjnych oraz przez pierwsze lata po wejściu do UE. Dziś jest dyrektorem ds. stosunków transatlantyckich przy przedstawicielu unijnej dyplomacji Javierze Solanie.

W rozmowie z PAP wytknął Polsce "debiut w złym stylu" zwłaszcza przy negocjacjach nad eurokonstytucją i hasło "Nicea albo śmierć". Zaapelował o zdefiniowanie interesów na przyszłość i ułożenie mądrych stosunków z Rosją tak, by Polska miała realny wpływ na wschodnią politykę UE i pozbyła się łatki rusofoba.

PAP: Jak ocenia Pan nasze członkostwo w Unii?

Marek Grela: Z perspektywy Polski jest to pięć udanych lat: szybki wzrost gospodarczy, wzrost dochodów, otwarcie europejskiego rynku pracy, miliardowe transfery na rozwój infrastruktury i wsparcie rolnictwa, swoboda przekraczania granic, inwestycje zagraniczne, które dały ponad milion miejsc pracy itp. Okazało się, że w wielu dziedzinach jesteśmy konkurencyjni, że potrafimy dobrze pracować, że szybko się uczymy. Również poparcie społeczne dla UE jest bardzo wysokie, oscyluje między 70-80 proc. Jak dotąd nieźle znosimy negatywne skutki światowej recesji i kryzysu finansowego. Byłbym jednak ostrożny, jeśli chodzi o wpadanie w zachwyt. Jest kilka poważnych problemów, nad którymi warto się zastanowić.

Z perspektywy Brukseli optyka naszego uczestnictwa jest trochę inna. Wystawiłbym ocenę na "cztery minus". Biorąc pod uwagę trudne dzieciństwo ucznia, jego domowe kłopoty, m.in. ze względu na trwające spory między tatusiem i mamusią oraz z powodu wrodzonej zadziorności - jest to jednak ocena przyzwoita. Zresztą w gronie krajów z naszego regionu nie widzę prymusów. Lepiej oceniłbym może dwa, trzy kraje, zwłaszcza Słowenię i Słowację, które przystąpiły już do strefy euro. Uwaga UE skupia się na przyjętych ostatnio krajach, Bułgarii czy Rumunii oraz na zawirowaniach w Pradze, w związku z przewodnictwem tego kraju w Unii. Ostatnio Polska radzi sobie w Brukseli całkiem nieźle i jest lepiej postrzegana jako partner. W ostatnich pięciu latach było jednak kilka trudnych momentów...

PAP: To znaczy ?

M.G.: W 2003 roku, w rok po zakończonych sukcesem negocjacjach akcesyjnych w Kopenhadze, Polska wraz z Hiszpanią zawetowała nowy Traktat Konstytucyjny. Hasło "Nicea albo śmierć" było w Polsce politycznie zaraźliwe i połączyło ówczesny rząd z opozycją. Skupiliśmy na sobie niechęć partnerów, pogorszyliśmy stosunki dwustronne z ważnymi partnerami; debiut w Unii zaczęliśmy w złym stylu. Bardzo pomogliśmy tym krajom, które entuzjastami nowego Traktatu nie były, ale które wolały stać w cieniu i patrzeć, jak wkładamy palce między drzwi i spełniamy role "kulochwytu", jak to zgrabnie i szczerze określił jeden z doświadczonych ambasadorów w Brukseli. Wkrótce Hiszpania zmieniła front, zostaliśmy sami, by wreszcie zgodzić się na przyjęcie nowego traktatu, który po kolejnych perypetiach (po negatywnych referendach we Francji i w Holandii) przybrał formę Traktatu Lizbońskiego.

Drugi niefortunny moment nastąpił na przełomie 2006/2007, gdy Polska nie miała w Brukseli swojego przedstawiciela. Władze polskie nie były w stanie przez kilka miesięcy desygnować nowego ambasadora by, na co dzień reprezentował interesy kraju. Taka rzecz zdarzyła się w historii Unii po raz pierwszy. Towarzyszyło temu przekonanie, że z Unią należy rozmawiać twardo. Albo "my" albo "oni".

PAP: Sadzi pan, że uległość jest lepsza ?

M.G.: Należy negocjować skutecznie. Przedstawić swój problem, szukać kompromisu, pozyskiwać sojuszników. Projekt integracji europejskiej z założenia opiera się na gotowości do wzajemnych ustępstw. Jest nas w końcu 27 państw reprezentujących wielką mozaikę interesów. Istotą UE jest kultura kompromisu. I tu zdaje się mamy ciągle poważny problem. Pojęcie kompromisu ma dla nas raczej wydźwięk negatywny: "zgniły" kompromis, wyprzedaż interesów, zdrada, słabość, uległość itp. Nowoczesne społeczeństwa szczycą się zdolnością dochodzenie do porozumienia, a u nas albo "my" albo "oni". Ale uczymy się. Polska kompetentnie rozwiązała ostatnio trudną sprawę tzw. pakietu klimatycznego. Przedstawiliśmy poważne argumenty, pozyskaliśmy dla naszych racji ważne kraje, zaoferowaliśmy coś w zamian.

Politycy po pięciu latach rozumieją, że zdolność wypracowania kompromisu jest motorem rozwoju Unii i budowania silnej pozycji narodowej. Jednak po posiedzeniach gremiów Unii często czytamy relacje: "Polska zrealizowała wszystkie swoje postulaty", "prowadziliśmy twarde negocjacje", "Polska zagroziła wetem" itp. Można by wręcz wysnuć wniosek, że w negocjacjach jedynym wygranym jest Polska. Politycy mówią to, co elektorat chce usłyszeć, a publiczność wpada w zachwyt słysząc "yes, yes, yes".

PAP: Czy zgadza się Pan z opinią, że Polska ma w UE opinię kraju rusofobicznego ?

M.G.: Tak. Mamy twarz rusofobów w UE i to bardzo ogranicza nasze zdolności w polityce wschodniej Unii. Pomysł z Partnerstwem Wschodnim był bardzo dobry. Jest całkowicie zrozumiałe, że Polska w tym uczestniczy. Natomiast nie będzie skutecznej polityki Partnerstwa Wschodniego ani silnej pozycji Polski w polityce wschodniej Unii bez pogłębionej debaty w Polsce na temat stosunków z Rosją.

Polska jest odbierana w Brukseli jako kraj, który od lat mówi to samo o Rosji. Partnerzy już nawet nie reagują, bo to z reguły jest powtarzanie tych samych rzeczy. A przecież Polska się zmieniła, nie ma powodów do kompleksów i musi myśleć o ułożeniu sobie stosunków z Rosją na przyszłość. Tak myślą inni partnerzy europejscy i USA. Musimy spróbować przeprowadzić debatę i zdefiniować nasze interesy na przyszłość z Rosją, na temat pragmatycznego, mądrego ułożenia konstruktywnych stosunków z Rosją.

Inga Czerny (PAP)

icz/ ala/ mag/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)