Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Markowski: Senat stanie się ciałem partyjniackim

0
Podziel się:

Okręgi jednomandatowe w wyborach do Senatu sprawią, że izba wyższa w ciągu
dwóch-trzech lat stanie się "ciałem absolutnie partyjniackim" - uważa prof. Radosław Markowski.
Jego zdaniem nowy system wpłynie też na spadek frekwencji wyborczej.

Okręgi jednomandatowe w wyborach do Senatu sprawią, że izba wyższa w ciągu dwóch-trzech lat stanie się "ciałem absolutnie partyjniackim" - uważa prof. Radosław Markowski. Jego zdaniem nowy system wpłynie też na spadek frekwencji wyborczej.

Prof. Radosław Markowski (PAN, SWPS) powiedział PAP, że podstawowa wada jednomandatowych okręgów wyborczych polega na "rażącej dysproporcjonalności tego, czego ludzie chcą, i tego, jaki jest wynik wyborów".

Wybory w jednomandatowych okręgach mogą się skończyć tym, że de facto wybrany zostaje przedstawiciel mniejszości mieszkańców danego okręgu. Staje się tak, gdyż zwycięzca w jednomandatowym okręgu jest tylko jeden - choćby zdobył np. 20 proc. głosów, a cała reszta rozłożyła się na pozostałych kandydatów.

Markowski zaznaczył też, że jednomandatowe okręgi zawsze źle wpływają na frekwencję wyborczą.

"Gdy się spojrzy na większość demokracji tego świata, tam gdzie są jednomandatowe okręgi, frekwencja wyborcza jest dużo niższa, niż tam, gdzie są stosowane ordynacje proporcjonalne" - zauważył.

Wyjaśnił, że w Wielkiej Brytanii (gdzie obowiązuje ordynacja większościowa) w ok. 70 proc. okręgów przed wyborami wiadomo, jaki będzie ich wynik, bo "od dziesięcioleci wygrywa w nich albo laburzysta, albo konserwatysta". "Jeśli się ma pecha i urodziło się w okręgu konserwatywnym, a ma się poglądy lewicowe, to przez całe życie można nigdy nie wybrać swojego reprezentanta" - zauważył politolog. Podkreślił, że w tych okręgach frekwencja jest niska - inaczej niż w pozostałych 30 proc. okręgów, "w których rzeczywiście wybory o czymś decydują".

Zdaniem Markowskiego "fundowanie sobie jednomandatowych okręgów, w których z biegiem lat wygrywał będzie ciągle ten sam człowiek, w Polsce, gdzie główną bolączką demokracji jest niska frekwencja, jest absurdem".

Markowski podkreślił też, że osoba wybrana w jednomandatowym okręgu jest prawie zawsze związana z którąś z wielkich partii. "Jednym z mitów, jakimi się nas karmi, jest to, że nagle pojawią się jacyś społecznicy. Nic podobnego - po trzech turach jednomandatowe okręgi spowodują, że zostaną dwie partie i tylko politycy tych partii będą uczestniczyć w tych wyborach" - uważa.

"W pierwszych wyborach w systemie okręgów jednomandatowych może się tak zdarzyć, że np. kilka osób promowanych przez znanych prezydentów miast znajdzie się w Senacie. Ale gwarantuję, że jednomandatowe okręgi po dwóch kadencjach spowodują to, że partia, która będzie miała 40-procentowe poparcie, zajmie 70-80 proc. miejsc w Senacie i stanie się on ciałem absolutnie partyjniackim" - podkreślił ekspert.

"Każdej największej partii marzy się ordynacja większościowa. Ludzie zostali otumanieni absolutnym kłamstwem - nie waham się użyć tego słowa - że w jednomandatowych okręgach będą startować jacyś społecznicy, działacze niezależni. System w Wielkiej Brytanii to najbardziej upartyjniony system, jaki można sobie wyobrazić" - zauważył.

Według eksperta "wszędzie na świecie wiadomo, iż jednomandatowe okręgi wyborcze rugują z polityki kobiety i mniejszości". "Zdaje się, że naszym problemem jest to, że w naszej polityce jest za mało kobiet, a nie odwrotnie" - zaznaczył.

"Parlament brytyjski ma kilku posłów pochodzenia azjatyckiego czy hinduskiego, a tymczasem w społeczeństwie takich osób jest kilkanaście procent. W parlamentach wybieranych w jednomandatowych okręgach wyborczych jest dwukrotnie mniej kobiet niż w tych wybieranych metodą proporcjonalną" - zauważył Markowski.

Kolejną wadą systemu - zdaniem politologa - jest to, że "w młodych demokracjach, w których są jednomandatowe okręgi, pieniądz ma znacznie większe znaczenie niż w demokracjach starych". "Raczej więc grozi nam nie to, że będzie u nas tak, jak w Wielkiej Brytanii, tylko że będzie tak jak krajach, gdzie najnormalniej w świecie +bogaci tego świata+ kupują sobie miejsca w parlamencie" - cenił ekspert.

"Senaty na świecie są po to, aby kontrolować proces legislacyjny, przemyśleć i spowalniać go, zazwyczaj mają prawo weta. To są izby refleksji i akurat tam potrzebna jest jak najszersza reprezentacja różnych poglądów, a nie partyjność" - podkreślił. "U nas zaś wszystko postawiono na głowie. Dziwię się, że na świecie tyle już o tym napisano, a mimo to jeszcze ktoś takie rzeczy proponuje" - podkreślił.

Jego zdaniem, jeśli warto byłoby coś zmienić - "przy obecnym braku pomysłu na charakter Senatu" - to należałoby wprowadzić coś dokładnie odwrotnego niż okręgi jednomandatowe, czyli "pełną proporcjonalność bez żadnych progów". "Tak, by partia zdobywająca powiedzmy 40 proc. głosów, miała 40 senatorów, a te zdobywające 2, 3 i 4 proc. głosów odpowiednio - dwóch, trzech, czterech senatorów, w naszym przypadku np. z partii Palikota, Partii Kobiet i PJN". "To miałoby sens, mniejszości niemające szansy przebić się w Sejmie, byłyby słyszalne w Senacie" - podkreślił.

Markowski zaznaczył ponadto, że z powodu migracji mieszkańców raz na kilka lat trzeba dokonywać zmiany granic okręgów wyborczych i - jego zdaniem - jest to okazja do manipulowania przyszłym wynikiem wyborów przez partie, które tak wyznaczają okręgi, aby zgarnąć jak najwięcej mandatów.

"Partie polityczne manipulują niesamowicie. To jest problem w USA i Wielkiej Brytanii. Można sobie tylko wyobrazić co się dzieję w kraju o takiej kulturze politycznej jak nasza nowa demokracja..." - powiedział.(PAP)

ann/ par/ bk/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)