Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Mazowiecki w rocznicę objęcia teki premiera: robiliśmy co było można

0
Podziel się:

Tadeusz Mazowiecki, który 24 sierpnia 1989 r. został powołany na funkcję
premiera pytany przez PAP o wydarzenia sprzed 20 lat podkreśla, że nie wszystko było bezbłędne, ale
nie powiedziałby też, że się wstydzi jakiejś decyzji. "Nie byłem przez nikogo sterowany. Robiliśmy,
co było można" - mówił.

Tadeusz Mazowiecki, który 24 sierpnia 1989 r. został powołany na funkcję premiera pytany przez PAP o wydarzenia sprzed 20 lat podkreśla, że nie wszystko było bezbłędne, ale nie powiedziałby też, że się wstydzi jakiejś decyzji. "Nie byłem przez nikogo sterowany. Robiliśmy, co było można" - mówił.

PAP: Czy, kiedy 17 sierpnia 1989 r. Lech Wałęsa zaproponował Panu objęcie stanowiska premiera, wahał się Pan przed podjęciem decyzji?

Tadeusz Mazowiecki: Powiedziałem wtedy Wałęsie, że on powinien być premierem, bo jest symbolem, i że chcę mu pomagać. Ale on nie chciał podjąć się tej funkcji. Powiedział wtedy takie zdanie, którego nie zauważyłem i nie przywiązywałem do niego wielkiej wagi, bo wydawało mi się z księżyca. Ono brzmiało: prezydentem zostanę, premierem - to nie. Dopiero później się przekonałem, że to zdanie miało znaczenie. Powiedziałem mu też, że ten rząd będzie rządem rzeczywistym.

PAP: Czego się Pan najbardziej obawiał, obejmując urząd premiera?

T.M.: Gdybym ja wtedy myślał głównie o obawach, to bym w ogóle nic nie zrobił. To było zadanie przytłaczające, dlatego, że wszystko trzeba było zmieniać. Natomiast obawiałem się jakieś prowokacji ze strony sił niechętnych, która by zakłóciła ten pokojowy przebieg prac rządu. Nie interwencji zewnętrznej, ale prowokacji, która uruchomiłaby lawinę nieszczęść.

PAP: Jak wyglądało kompletowanie składu Rady Ministrów? 12 września w swoim expose przekonywał Pan, że skład rządu "stanowi zespół wybrany w sposób przemyślany i nieprzypadkowy".

T.M.:Wtedy możliwe były dwie formy głosowania: na poszczególnych ministrów i na całość. Mnie chodziło o to, by głosowano na całość, żeby mi nie wyłamywano poszczególnych ministrów, dlatego tak powiedziałem.

PAP: Czy, patrząc z perspektywy 20 lat, są decyzje, których Pan żałuje?

T.M.: Generalnie nie żałuję, ale nie mogę twierdzić, że wszystko było bezbłędne. Nie powiedziałbym też, że się wstydzę jakiejś decyzji. Nie byłem przez nikogo sterowany. Robiliśmy co było można. Jak ja przyszedłem do Urzędu Rady Ministrów pierwszy raz jako premier, jeszcze przed powołaniem, to poczułem jakbym cały ten garb miał na plecach, jakby garb mi siedział na plecach. Dlatego że właściwie nie było dziedziny, której nie trzeba było zmieniać.

PAP: Do upadku Pana rządu przyczynił się konflikt z prezydentem Lechem Wałęsą, tzw. wojna na górze...

T.M.: To nie było tak, że Wałęsa sam dałby mi reformować kraj, a on sam by kandydował. On mnie bardzo ostro krytykował w kampanii. Ja nie odpłacałem mu pięknym za nadobne. Później uregulowaliśmy nasze stosunki i dziś panują między nami bardzo dobre kontakty.

PAP: W 1989 r. jako premier stanął Pan przed wielkim zadaniem budowy podstaw demokratycznego państwa w sytuacji praktycznie zapaści gospodarczej. 12 września w sejmowym expose mówił Pan: "stoimy przed dwoma głównymi problemami Polski: przebudową polityczną państwa i wyprowadzeniem kraju z katastrofy gospodarczej". Po 20 latach może Pan powiedzieć: udało się? czy mogło lepiej się udać?

T.M.: Po latach uważam, że się udało i powiem więcej, miałem w sobie silną wiarę, że się musi udać. Po tylu doświadczeniach, które się nie udawały, wiedziałem, że musimy poprowadzić wszystko zdecydowanie, ale i rozważnie. Gdybym nie miał wiary, że to się uda, to nie mógłbym tej funkcji sprawować.

Rozmawiała: Małgorzata Dobrowolska (PAP)

mrd/ par/ woj/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)